Reklama

Zaczadzeni - urzędnicy interweniowali, ale dopiero po fakcie

26/02/2013 11:55
Kamienica z zewnątrz prezentuje się bardzo okazale, tym bardziej, że kilka lat temu została odnowiona elewacja zabytkowego dworca. Budynek robi wrażenie na pasażerach, którzy przyjeżdżają do miasta np. z Wrocławia: - Co z tego, skoro wewnątrz to istna ruina - komentują mieszkańcy. Sprawdziliśmy i rzeczywiście w tym twierdzeniu mają dużo racji: brudne i odrapane ściany na klatce schodowej, niemalowane od wielu lat, w niczym nie pasują do zewnętrznej bryły. Lokatorzy twierdzą, że burmistrz obiecywał remont klatki schodowej, niedługo po zakończeniu rewitalizacji. A od tego czasu minęły już 4 lata. Jednak sam wygląd kamienicy to nie wszystko. Problemem i bolączką mieszkańców była walka o wodę. Pisaliśmy o interwencji lokatorów związanej z podpięciem budynku do miejskiego wodociągu, ponieważ mieli dość picia wody ze źródła, którego studnia znajdowała się w Lesie Bukowym, i która nie była badana latami. Tę sprawę udało się doprowadzić do szczęśliwego finału.

Kilka miesięcy temu opisywaliśmy losy pani Iwony, która wraz z czwórką dzieci zajmuje w tym budynku lokal o powierzchni niecałych 30 mkw. I to właśnie od niej zaczniemy nasz kolejny tekst.

Spotykamy się w piątek, w mieszkaniu jej sąsiadki, pani Ewy. Kobieta informuje nas, że pani Iwona przebywa razem z dziećmi w trzebnickim szpitalu i pozostaje na obserwacji. Powodem jest znacznie przekroczona norma tlenku węgla w organizmie. Lokatorzy z Kolejowej 4 twierdzą, że to kolejny temat, który bezskutecznie próbują rozwiązać u zarządcy. Od dwóch lat proszą, by naprawić nieszczelne przewody kominowe, które zagrażają ich życiu: - Kiedyś mieliśmy wentylację, ale burmistrz kazał ją zasłonić, bo psuła wizerunek budynku. Natomiast od piątkowego rana konserwatorzy cały czas działają w kotłowni i naprawiają usterki - zrelacjonowała pani Ewa. Już w zeszłym roku w jej mieszkaniu, a także na klatce schodowej pojawił się czad, wydobywający się z nieszczelnego komina. Urzędnicy po kilku telefonach pojawili się u lokatorów: - Ich reakcja była taka: wzięli piankę i zakleili szpary wokół rur u mnie w domu i na korytarzu - dodaje nasza rozmówczyni.

Syn pani Ewy, w tym budynku jest palaczem, ma podpisaną umowę zlecenie: - Nikt nic nie robił w sprawie nieszczelnego komina. Prowadziłem telefoniczne rozmowy z panem Mirosławem Jachimowskim, który odpowiadał, że teraz nie ma pieniędzy na remont, albo że naprawa nie zostanie wykonana w danym miesiącu. Potem czas mijał, ja się nie przypomniałem, to nikt z ZGM nie przyszedł. W kwietniu kończył się sezon grzewczy, więc nie było tematu, a potem problem powracał od nowa - tj. w październiku, gdy zaczęło się ogrzewanie - opowiada pan Michał. - Mówili, że nie ma sensu inwestować w naprawę tej kotłowni, ponieważ będzie wymieniany piec na gazowy. Tymczasem od kilku lat nic się w tej sprawie nie zmieniło, aż musiało dojść do nieszczęścia - dodaje pani Ewa.

Ewakuacja z budynku


- Zadzwoniła do mnie szwagierka (pani Iwona - przyp red.), która skarżyła się na to, że źle się czuje, i że cały czas płacze. Przyjechałam tutaj i zobaczyłam w jakim jest stanie - ledwo stała na nogach, zadzwoniłam na 112, żeby powiadomić karetkę, która przyjechała bardzo szybko, jak również straż pożarną. Kiedy strażacy weszli do jej mieszkania i przebadali pomieszczenie odpowiednim sprzętem stwierdzili, że ilość tlenku węgla jest stanowczo za duża. Ponadto nie kryli zdziwienia faktem, że ktoś zezwolił na mieszkanie tylu osób w pomieszczeniu, gdzie ani w kuchni, ani w łazience nie ma wentylacji. Wszystkich zabrali do szpitala. Iwona też interweniowała w sprawie pieca, wiem, że ostatnio spała z dziećmi przy otwartym oknie, a buzie dzieci przykrywała cienkim kocykiem. Chociaż szwagierka przebywa w szpitalu, to nikt z gminy nie zainteresował się jej losem. Nikt nie może palić teraz w piecu, jest zimno, a urzędnicy zaproponowali lokatorom farelki - tylko kto zapłaci za dodatkowy prąd? - pyta szwagierka pani Iwony.

O złym samopoczuciu, wynikającym z przebywania w zaczadzonym budynku, opowiada inna lokatorka, pani Ewa: - Mnie od jakiegoś czasu bolała głowa, ale byłam przeziębiona i sądziłam, że stąd to złe samopoczucie. Ale na początku ubiegłego tygodnia syn do mnie przyszedł i powiedział, że też źle się czuje, narzekał na ból głowy, zwracał. Mąż reagował podobnie, a w środę w nocy miał te same objawy. Nie przypuszczałam, że coś się dzieje, dopóki do sąsiadki nie przyjechało pogotowie, potem wpadli strażacy, kazali nam wszystkim wyjść z budynku.

Pani Ewa wraz z rodziną całe popołudnie spędziła w szpitalu, gdzie podawany był im tlen, tuż po godz. 19 wrócili do domu: - Rozmawialiśmy z paniami z sanepidu, które zwróciły nam uwagę, że tlenek węgla jeszcze będzie w pomieszczeniu - na ubraniach czy meblach. Ale gdzie mamy się podziać, a jak sprawdziliśmy mieszkań zastępczych nie ma?

Jedna z lokatorek dodała też, że czad prawdopodobnie dostał się również do poczekalni i gabinetów lekarskich mieszczących się na parterze budynku. W poniedziałek nie udało nam się jednak tych informacji potwierdzić.

Lokatorzy chcieli rozmawiać z Beatą Gorzałą, dyrektorką ZGM, jednak od piątku przebywa na urlopie. Kiedy rozmawiam z lokatorami dowiaduję się, że obecnie prace naprawcze idą w zadowalającym tempie. Ekipa od piątkowego ranka pracowała w kotłowni, naprawiając wszelkie usterki, mieszkańcy są zapewnieni o tym, że w domu będą mieli zainstalowane czujniki dymu: - Czy musiało dojść do takiego zdarzenia, by wreszcie urzędnicy zaczęli działać? Na szczęście nic się nie stało, ale mogło tak się zdarzyć, żebyśmy się wszyscy nie obudzili - pytają mieszkańcy z kamienicy przy ul. Kolejowej.

Jak informuje nas Iwona Mazur, w czwartek, chwilę po godz. 12 policjanci otrzymali informację, że w budynku mieszkalnym znajduje się zbyt duża dawka czadu: - Potwierdzili to strażacy, którzy zarządzili natychmiastowe wietrzenie kamienicy, a pogotowie zabrało lokatorów do szpitala. Funkcjonariusze udali się do szpitala, by poznać stan zdrowia mieszkańców. Okazało się, że ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo i niektórzy jeszcze tego samego dnia zostali wypisani do domu. Strażacy o sytuacji powiadomili zarządcę budynku.

Strażacy z jednostki ratowniczo-gaśniczej obecni na miejscu najpierw specjalnym urządzeniem - detektorem czadu zmierzyli ilość tlenku węgla, jego znacznie przekroczoną normę stwierdzili w kotłowni, na korytarzu i w mieszkaniach: - Poprosiliśmy mieszkańców o opuszczenie budynku, ta dawka mogła zagrażać życiu mieszkańców - poinformował nas strażak z PSPw Trzebnicy. - Otrzymujemy dużo zgłoszeń od mieszkańców, którzy alarmują o nieodpowiednim stężeniu tlenku węgla w pomieszczeniach. Na miejscu okazuje się jednak, że są to na szczęście tylko zadymienia. Ostatni śmiertelny przypadek zaczadzenia miał miejsce kilkanaście dni temu, gdy ojciec z synem, mieszkańcy Pęgowa śmiertelnie zatruli się dymem.

Wiele w mediach, zwłaszcza w trakcie sezonu grzewczego, mówi się o tym, że czad to "cichy zabójca" - jest mało wyczuwalny i bardzo niebezpieczny: - Zawsze przed sezonem grzewczym powinniśmy wezwać kominiarza fachowca, który dokładnie sprawdzi drożność i szczelność przewodów kominowych - alarmuje i przestrzega strażak.

ZGM milczy


Pan Michał z ul. Kolejowej 4 już w marcu 2011 r. wysłał pismo do ZGM, w którym zwracał uwagę na problem związany z nieszczelnym kominem: "(...)Przez to wydobywa się dym na klatkę schodową i do mieszkań, co zagraża pożarem i bezpośrednim zagrożeniem życia(...)". W dalszej części swojego pisma, mężczyzna informuje, że o tym problemie powiadamiał już pracownika ZGM, który "zna całkowicie sytuację i nie podjął stosownych działań". Pod koniec października 2011 r. pani Ewa otrzymała zawiadomienie, że w wyznaczonych dniach odbędzie się sprawdzenie stanu technicznego budynku. Zgodnie z artykułem 62 prawa budowlanego, na który powołała się nadawca pisma - Beata Gorzała, kontrola pomieszczeń i sprawdzenie ich stanu technicznego powinna być przeprowadzana raz w roku, natomiast w trakcie prowadzonych prac sprawdza się funkcjonowanie m.in. instalacji i urządzeń w budynku, w tym również przewodów kominowych. Czy już wtedy wyniki kontroli wskazywały na pewne nieprawidłowości? Czy podczas sprawdzania pomieszczeń i urządzeń sugerowali się treścią pisma, jakie pan Michał z Kolejowej wysłał do ZGM w marcu? I wreszcie, dlaczego mieszkańcy czekali aż dwa lata na naprawę przewodów kominowych? Kiedy w poniedziałek chcieliśmy wyjaśnić wszelkie wątpliwości u dyrektor Beaty Gorzały, okazało się, że dalej przebywa na urlopie, a nikt jej na stanowisku nie zastępuje. Burmistrzowie gminy także byli dla nas nieuchwytni - Marek Długozima ciągle na spotkaniach albo "na terenie urzędu", podobnie jak jego zastępca Jerzy Trela. Miejmy nadzieję, że w bieżącym tygodniu burmistrzowie nie będą aż tak zajęci i poświęcą nam chwilę czasu na rozmowę, podczas której wyjaśnią wszelkie niejasności powstałe w wyniku tej sprawy.

Aplikacja nowagazeta.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    m - niezalogowany 2013-02-27 17:54:40

    toż to gotowy materiał dla prawnika - sprawa do Sądu , ewidentnie nalezy się spore odszkodowanie za narażenie życia i zdrowia ...

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo NowaGazeta.pl




Reklama
Wróć do