Pięćdziesięciodwuletni letni mieszkaniec Kowal został znaleziony nieprzytomny i przewieziony do trzebnickiego szpitala we wtorek, 13 listopada. Tam stwierdzono ostre zatrucie i jeszcze tego samego dnia zabrano go do specjalistycznego szpitala we Wrocławiu, na oddział toksykologii. Lekarze walczyli o życie pacjenta do 20 listopada. Nie udało się im jednak uratować mężczyzny. Choć w domu denata znaleziono 4 litry metanolu, dopiero sekcja zwłok potwierdziła, że to właśnie tym alkoholem zatruł się mieszkaniec Kowal..
- Na razie trwa śledztwo i nie mogą zdradzać jego szczegółów - mówi Iwona Mazur, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Trzebnicy. - Najważniejsze jest teraz, aby znaleźć źródło, w którym mężczyzna nabył trujący alkohol. Policja wystosowała apel do mieszkańców powiatu, a także do jednostek samorządu terytorialnego o nagłośnicie sprawy. Być może dzięki temu uda się zapobiec kolejnym tragediom - dodała policjantka.
Nie wiadomo kiedy i gdzie mężczyzna zakupił skażony alkohol. Sąsiedzi z Kowal twierdzą, że mężczyzna kupił alkohol z "dużego samochodu". Z informacji do jakich dotarliśmy wynika, że denat był wcześniej znany policji. Zajmował się podejrzanymi interesami i dlatego właśnie dość często był odwiedzany przez funkcjonariuszy, gdy w okolicy dochodziło do kradzieży czy włamań.
- Nie dostaliśmy oficjalnych informacji o tym, że doszło do zatrucia metanolem, ani od policji ani od prokuratury, ani też od Głównego Inspektoratu Sanitarnego - mówi Renata Widłak-Stępień, dyrektor Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Trzebnicy. -W ostatnim czasie, od początku listopada pracownice trzebnickiej stacji przeprowadziły liczne kontrole punktów, zarówno sklepów, hurtowni, jak i restauracji, które legalnie sprzedają alkohol. Trzeba zaznaczyć, że nasi pracownicy kontrolują legalnie działające punkty, a nie meliny. Podczas kontroli wręczaliśmy decyzje o wycofaniu całego asortymentu alkoholu z Czech. Nie konfiskowaliśmy czeskich trunków, bo nie mamy do tego podstawy prawnej. Po przebadaniu alkoholu z Czech został on ponowienie dopuszczony do obrotu - wyjaśnia Widłak-Stępień i dodaje, że stacja powinna blisko współpracować z policją w takich przypadkach. - Podejrzewam, że podobnie jak w Czechach, do zatrucia doszło alkoholem z nielegalnego źródła, a nie skażonym alkoholem z legalnie działającej wytwórni.
Aplikacja nowagazeta.pl
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Komentarze opinie