Reklama

Brawurowa ucieczka z sądu, policjanci bezradni

21/08/2012 06:41
Do zdarzenia doszło w poprzedni wtorek, 14 sierpnia. Wcześniej policjanci ujęli mężczyznę, któremu zarzucane były między innymi kradzieże z włamaniami i doprowadzili go przed sąd, który na wniosek prokuratora miał zadecydować o ewentualnym osadzeniu w areszcie śledczym. W pewnym momencie, kiedy policjanci wraz z podejrzanym czekali na niezbędną dokumentację, mężczyzna rzucił się do ucieczki i w ekspresowym tempie wybiegł z budynku. Zdezorientowani policjanci, natychmiast ruszyli w pogoń, ale jeden z nich... przewrócił się na schodach, a drugi upadł tuż obok wyjścia. Według naszych rozmówców uciekinier nie miał założonych kajdanek. Oskarżony uciekł, a po funkcjonariuszy przyjechało pogotowie. Jak się okazało, mężczyzna przez blisko 4 dni ukrywał się przed policją. Schwytano go dopiero w piątek nad ranem.

Trzebnicka policja woli jeszcze nie komentować


Ponieważ od wydarzenia minął już tydzień, informacje na temat brawurowej ucieczki oskarżonego chcieliśmy potwierdzić u zastępcy komendanta trzebnickiej policji, który po odejściu komendanta Macieja Kucharskiego pełni jego obowiązki. Policjanta zapytaliśmy o przebieg wydarzenia, o to, jakie są procedury doprowadzania oskarżonych do sądu, a także o to, czy policjanci popełnili jakieś błędy i czy uciekinier został złapany. Marek Bugajski, nie chciał nam wczoraj udzielić informacji: - Jestem bardzo zajęty. Jutro będzie osoba zastępująca oficera prasowego, który teraz jest na urlopie; proszę dzwonić jutro - przekonywał nas.Kiedy jednak nalegaliśmy na udzielenie nam komentarza do opisywanej sytuacji, policjant powiedział, że dla niego kluczowy jest fakt, iż sprawca został schwytany: - Nie będę się wypowiadał na temat tego, czy policjanci postępowali zgodnie z procedurami. Nie potwierdzę też, czy osoba doprowadzana do sądu szła w kajdankach, czy też nie. Nie będę nic komentował, ponieważ to nie jest prosta i jednoznaczna sprawa. Jedyne co mogę jeszcze dodać to to, że wobec policjantów prowadzone jest postępowanie dyscyplinarne. Proszę o kontakt jutro - uciął na koniec Marek Bugajski.

Rzecznik prasowy czeka na rozstrzygnięcia


Ponieważ w Trzebnicy otrzymaliśmy bardzo skąpe informacje, jak podkreślał komendant z powodu nieobecności oficera prasowego, zadzwoniliśmy do rzecznika prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu.

Nadkomisarz Krzysztof Zaporowski z KWP we Wrocławiu również był oszczędny w słowach:

- Mogę potwierdzić przebieg wydarzeń, który państwo podaliście, ale nie będę udzielał dodatkowych informacji. Mogę powiedzieć, że osoba, która uciekła z budynku sądu została zatrzymana w trakcie pościgu. Od momentu kiedy mężczyzna uciekł, policjanci prowadzili czynności, ustalili gdzie przybywa i w piątek nad ranem dokonali zatrzymania - opowiadał Krzysztof Zaporowski i dodał, że policjanci, którzy doprowadzali podejrzanego odnieśli jedynie drobne obrażenia i po zdarzeniu wrócili do służby: - Przy doprowadzeniach można zastosować różne środki techniczne, które uniemożliwiają ucieczkę, jednak wszystko zależy od tego, z jakim przestępcą czy podejrzanym mamy do czynienia. Nie można mówić o winie policjantów w tym przypadku, bo to wyjaśni postępowanie - dodał rzecznik prasowy.

Prokurator chciał aresztu


[tresc_platna zacheta="Przeczytaj co o zdarzeniu mówi prokurator i sędzia"]O tym, czy policjanci należycie wypełnili swoje obowiązki nie chciał wypowiadać się też Tadeusz Tratkowski, zastępca prokuratora rejonowego w Trzebnicy. Ale potwierdził nam, że w sądzie doszło do ucieczki oskarżonego: - Wobec mężczyzny, którego policjanci doprowadzali, prokurator wystąpił z wnioskiem o tymczasowe aresztowanie. Mężczyzna był wcześniej karany za przestępstwa przeciw mieniu; to były kradzieże z włamaniem, a także kradzież samochodu. Za te czyny, mężczyzna miał dozór policyjny, ale jak widać dozór nie działał za bardzo, ponieważ popełniał kolejne przestępstwa. I właśnie dlatego, prokurator wystąpił o areszt tymczasowy, ale o zastosowaniu aresztu decyduje sąd, i właśnie na tę rozprawę policjanci doprowadzali mężczyznę. Kiedy sąd podjął decyzję o zastosowaniu takiego środka zapobiegawczego i ogłosił wyrok, trwały czynności i właśnie w trakcie nich mężczyzna rzucił się do ucieczki. Bezpośredni pościg policjantów nie przyniósł pozytywnych rezultatów. Trzebnicka policja, przy współpracy z wrocławską i innymi organami, schwytała mężczyznę nad ranem w piątek. Mężczyźnie uzupełniono zarzuty o dodatkowy zarzut: o samowolne uwolnienie się i ponownie stanie przed sądem. Obecnie przebywa on w areszcie śledczym we Wrocławiu - wyjaśniał nam Tadeusz Tratkowski. Pierwsza ucieczka w historii trzebnickiego sądu - Muszę przyznać, że po raz pierwszy zdarzyła się nam taka sytuacja - mówi sędzia Maciej Pruszyński, który decydował o zastosowaniu aresztu wobec mężczyzny. - Sędziowie mają tak zwane dyżury aresztowe i właśnie pełniłem taki dyżur w poprzedni wtorek. Procedura jest taka, że jeśli policjanci zatrzymają podejrzanego, przekazują go do dyspozycji prokuratora, który decyduje czy zarzut ciążący na tej osobie jest na tyle poważny, że powinien wobec niego zostać zastosowany areszt tymczasowy, czyli najbardziej dotkliwy środek zapobiegawczy, dużo bardziej uciążliwy od na przykład dozoru policyjnego. Zatrzymanemu przez policjantów mężczyźnie postawiono poważniejsze zarzuty, czyny zagrożone surowszą karą, w związku z tym prokurator wystąpił o zastosowanie tego najbardziej dolegliwego środka, czyli osadzenia w areszcie śledczym. Kiedy doprowadzony przez policjantów mężczyzna wszedł na salę, wyglądał bardzo niepozornie; był niski i szczupły. Posiedzenie odbywało się w obecności prokuratora i sąd zdecydował o zastosowaniu aresztu, ponieważ inne łagodniejsze środki nie przynosiły rezultatów. Mężczyzna został wyprowadzony przez policjantów z sali, a w sekretariacie była przygotowywana dokumentacja, niezbędna do osadzenia. Niestety nie widziałem co działo się na korytarzu, nie mogę również powiedzieć, czy mężczyzna był skuty kajdankami. Zasada jest taka, że policjanci czekają na wszystkie dokumenty potrzebne do osadzenia już na korytarzu. I z tego co jest mi wiadome, w czasie oczekiwania mężczyzna zbiegł. Dlaczego on zbiegł, czy się wyrwał, czy potrącił policjantów tego nie wiem, bo nie widziałem - relacjonuje zdarzenia sędzia. Również Dorota Stawicka, wiceprezes Sądu Rejonowego w Trzebnicy nie widziała chwili, kiedy mężczyzna zaczął uciekać: - Usłyszałam straszny rumor na korytarzu i zanim wybiegłam z sekretariatu mężczyzny nie było już nawet widać przez okno. Musiał tak szybko zbiegać po schodach, że dotykał ich chyba tylko na półpiętrze. Widziałam już tylko policjantów, którzy zbiegali po schodach za podejrzanym. Jak się okazało, młody podejrzany biegł tak szybko, że nawet ochroniarz siedzący na dole przy wejściu nie zdążył zareagować. - Po incydentach jakie zdarzały się w innych sądach w kraju wywalczyliśmy, żeby w sądzie obecny był ochroniarz. Mamy również system alarmowy na salach sądowych, by w razie potrzeby wezwać ochronę, żeby uspokoiła atmosferę. Jest to osoba, która w razie zagrożenia bezpieczeństwa osób obecnych na sali sądowej ma reagować, ale na pewno nie jest od tego, aby łapać uciekających z sądu podejrzanych. Zresztą jeszcze nigdy taka sytuacja się nie zdarzyła - mówi sędzia Pruszyński i dodaje, że podczas posiedzeń sądu zawsze zachowywane są środki ostrożności. - Przy każdym doprowadzeniu, po wejściu na salę sądową sędzia indywidualnie decyduje czy podejrzany będzie miał zdjęte kajdanki na czas trwania rozprawy, czy też nie. Jeżeli doprowadzona osoba jest niebezpieczna, ciążą na niej poważne zarzuty, to wtedy na pewno, ze względów bezpieczeństwa kajdanki nie zostaną zdjęte. W tym konkretnym przypadku, o którym mowa, nie pamiętam czy na sali podejrzany miał wolne ręce - wyjaśnia sędzia. Komentarz: Od ucieczki podejrzanego z sądu minął już cały tydzień. O tym wydarzeniu głośno rozmawiają trzebniczanie. Szkoda, że policjanci, którzy powinni udzielić pełnych informacji na temat tego zdarzenia, jasno wytłumaczyć, czy choćby przyznać się do błędu, nabierają wody w usta. A przecież wystarczyło opisać przebieg zdarzeń, powiedzieć jakie ewentualne konsekwencje grożą policjantom, czy jak na przyszłość zapobiec podobnym zdarzeniom. Przecież nie myli się tylko ten, kto nic nie robi. Każdy może popełniać błędy, ale trzeba się do nich przyznać i wytłumaczyć dlaczego do nich doszło. Sędzia, który prowadził sprawę mówił, że mężczyzna był bardzo wątłej budowy ciała, co być może uśpiło czujność funkcjonariuszy. Tym razem policjantom uciekł zwykły złodziej, a co byłoby jeśli funkcjonariuszom wymknąłby się prawdziwy bandyta, który dodatkowo mógłby wziąć jakiegoś zakładnika, np. małe dziecko? Czy też nie chcieliby komentować sprawy? Zastanawiające jest to, że policja nie zwróciła się nawet do gazet, by te na portalach internetowych zamieściły zdjęcie i rysopis poszukiwanego zbiega. Całe szczęście, że udało się ująć go, ale szkoda, że konkretne informacje w takiej sprawie uzyskaliśmy z innych źródeł niż policja, bo to przecież policji najbardziej powinno zależeć na wyjaśnieniu sytuacji i przekazaniu informacji społeczności lokalnej.[/tresc_platna]

 

Aplikacja nowagazeta.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo NowaGazeta.pl




Reklama
Wróć do