Reklama

O Marynkach po Marynkach

04/07/2011 18:55
Miniona środa 29 czerwca była drugim z dni poświęconych obchodom 308 rocznicy urodzin Marii Karoliny Leszczyńskiej. Marynki obchodzone już po raz dziewiąty to, jak twierdzą jedni impreza niszowa, jak powiadają drudzy - elitarna. Organizowana jest przez Towarzystwo Miłośników Ziemi Trzebnickiej, a skromnej pomocy finansowej udzielają oba samorządy: powiatowy i gminny.

Po pierwszej części  marynkowych uroczystości opisanych w poprzednim numerze NOWej nastąpiła kilkudniowa przerwa (w ty roku rocznica urodzin - 23 VI -  przypadała w święto Bożego Ciała).

 W środę po południu rozpoczęło się w trzebnickim ratuszu spotkanie poświęcone kulturze francuskiej. Najpierw zebraliśmy się w Sali Ślubów, gdzie od kilku lat wisi portret królowej Marii wykonany przez trzebnicką artystkę Ewę Mroczek (kopia wizerunku królowej z muzeum w Lesznie). Tam zapoznaliśmy się z wątkiem portretowym w powieściach polskiej - Józefa Ignacego Kraszewskiego i francuskiej Genevieve Chauvel, których bohaterką jest Maria Leszczyńska.

Potem, zgodnie z tradycją, zabrzmiały dźwięki niezapomnianej piosenki o Małym Księciu, która wykonywała zmarła niedawno Kasia Sobczyk. To był wstęp do wspólnego dwujęzycznego (po polsku i francusku) odczytania kolejnego, już ósmego rozdziału pięknej książki Antoina Saint - Exuperego.W języku francuskim czytali w tym roku: Sabina Kucięba (po raz pierwszy), Jadwiga Sokołowska, Cecylia Śmieszkowska, Sabina Jankowska, Tadeusz Nowicki i Wojtek Kowalski, a po polsku - Sandra Jankowska.

Druga, muzyczna część spotkania odbyła się w dolnej kondygnacji ratusza. Zasiedliśmy w kręgu przy stołach i przy kawie, herbacie, wodzie mineralnej oraz  francuskim winie i ciastkach. Śpiewaliśmy wspólnie piękne francuskie piosenki. Pomagał nam w tym szef od karaoke - Tomek, który dobierał utwory, a nawet znanymi sobie sposobami retuszował drobne niedoskonałości naszych interpretacji. Były pieśni ludowe: "Frere Jacques" i "En passant par la Lorraine" ( to piosenka o biednej dziewczynie, która pokochał król - nawiązująca do losów naszej Marynki). Były wielkie przeboje m. in. Edith Piaf, Salvatore Adamo, Joe Dassina czy Charlesa Aznavoura. Niespodziewanie na sali pojawił się gość z Francji Andre, który przebywając w Trzebnicy dowiedział się o naszej imprezie. Włączył się aktywnie w nasze śpiewanie, a my zrewanżowaliśmy się mu wykonaną a capella "dolaseczką". W miarę upływu czasu francuskie chancones coraz częściej przeplatały się z polskimi przebojami. Zabawa trwała do późnowieczornych godzin.

Tegoroczne Marynki przeszły już do historii. Ci, którzy w nich wzięli udział na pewno nie żałują. Impreza jak co roku cieszyła się umiarkowanym zainteresowaniem: zapraszano wielu, przyszło trochę osób zainteresowanych tematem. I tak jest dobrze, chociaż... Ci, którzy patrzą na nas z boku, dziwią się, że nie staramy się w Trzebnicy, nadać nieco większego wymiaru faktowi zrodzenia tu królowej Francji. Inaczej mówiąc, że stanowi to wciąż niewykorzystaną okazję do promocji naszego miasteczka w całej Europie. No bo przecież Leszczyńscy spędzili kilka lat w Szwecji, potem mieszkali w niemieckim Zweibruecken (działa tam towarzystwo poświęcone Stanisławowi Leszczyńskiemu). Kolejnym etapem ich życia był alzacki Wissemburg, a przez ostatnie lata życia król Stanisław był władcą Lotaryngii, gdzie po dziś pamiętają, że panował dobrze i mądrze. Takie miasta jak Strasburg i podobne wielkością do Trzebnicy Luneville byłyby wymarzonymi partnerami do podjęcia współpracy, a może i partnerstwa. A jest przecież jeszcze Wersal, gdzie wg opinii prof. Michała Burdukiewicza istnieje duże zainteresowanie takimi, lokalnymi inicjatywami.

Jednak na to by ruszyć "z Marynką w świat" potrzebne jest przede wszystkim większe zainteresowanie władz samorządowych. Owszem dostajemy parę groszy na organizację Marynek (w tym roku powiat - 800 zł, a gmina - 200 zł), ale to wszystko... "Róbta sobie, jeśli chceta" sparafrazować można by tu znane powiedzenie. Nikomu nie zależy by włączyć się i wykorzystać do promocji miasta to, co los nam zesłał w darze. Podobnie zresztą rzecz się ma z szerszym wyeksponowaniem rewelacyjnego wykopaliska archeologicznego, jakim jest odkrycie pozostałości Homo erectusa na Winnej Górze. Mówi się na ten temat od czasu do czasu i... nic z tego nie wynika. Czy to już taki trzebnicki syndrom?

Aplikacja nowagazeta.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo NowaGazeta.pl




Reklama
Wróć do