
Po pierwszej części marynkowych uroczystości opisanych w poprzednim numerze NOWej nastąpiła kilkudniowa przerwa (w ty roku rocznica urodzin - 23 VI - przypadała w święto Bożego Ciała).
W środę po południu rozpoczęło się w trzebnickim ratuszu spotkanie poświęcone kulturze francuskiej. Najpierw zebraliśmy się w Sali Ślubów, gdzie od kilku lat wisi portret królowej Marii wykonany przez trzebnicką artystkę Ewę Mroczek (kopia wizerunku królowej z muzeum w Lesznie). Tam zapoznaliśmy się z wątkiem portretowym w powieściach polskiej - Józefa Ignacego Kraszewskiego i francuskiej Genevieve Chauvel, których bohaterką jest Maria Leszczyńska.
Potem, zgodnie z tradycją, zabrzmiały dźwięki niezapomnianej piosenki o Małym Księciu, która wykonywała zmarła niedawno Kasia Sobczyk. To był wstęp do wspólnego dwujęzycznego (po polsku i francusku) odczytania kolejnego, już ósmego rozdziału pięknej książki Antoina Saint - Exuperego.W języku francuskim czytali w tym roku: Sabina Kucięba (po raz pierwszy), Jadwiga Sokołowska, Cecylia Śmieszkowska, Sabina Jankowska, Tadeusz Nowicki i Wojtek Kowalski, a po polsku - Sandra Jankowska.
Druga, muzyczna część spotkania odbyła się w dolnej kondygnacji ratusza. Zasiedliśmy w kręgu przy stołach i przy kawie, herbacie, wodzie mineralnej oraz francuskim winie i ciastkach. Śpiewaliśmy wspólnie piękne francuskie piosenki. Pomagał nam w tym szef od karaoke - Tomek, który dobierał utwory, a nawet znanymi sobie sposobami retuszował drobne niedoskonałości naszych interpretacji. Były pieśni ludowe: "Frere Jacques" i "En passant par la Lorraine" ( to piosenka o biednej dziewczynie, która pokochał król - nawiązująca do losów naszej Marynki). Były wielkie przeboje m. in. Edith Piaf, Salvatore Adamo, Joe Dassina czy Charlesa Aznavoura. Niespodziewanie na sali pojawił się gość z Francji Andre, który przebywając w Trzebnicy dowiedział się o naszej imprezie. Włączył się aktywnie w nasze śpiewanie, a my zrewanżowaliśmy się mu wykonaną a capella "dolaseczką". W miarę upływu czasu francuskie chancones coraz częściej przeplatały się z polskimi przebojami. Zabawa trwała do późnowieczornych godzin.
Tegoroczne Marynki przeszły już do historii. Ci, którzy w nich wzięli udział na pewno nie żałują. Impreza jak co roku cieszyła się umiarkowanym zainteresowaniem: zapraszano wielu, przyszło trochę osób zainteresowanych tematem. I tak jest dobrze, chociaż... Ci, którzy patrzą na nas z boku, dziwią się, że nie staramy się w Trzebnicy, nadać nieco większego wymiaru faktowi zrodzenia tu królowej Francji. Inaczej mówiąc, że stanowi to wciąż niewykorzystaną okazję do promocji naszego miasteczka w całej Europie. No bo przecież Leszczyńscy spędzili kilka lat w Szwecji, potem mieszkali w niemieckim Zweibruecken (działa tam towarzystwo poświęcone Stanisławowi Leszczyńskiemu). Kolejnym etapem ich życia był alzacki Wissemburg, a przez ostatnie lata życia król Stanisław był władcą Lotaryngii, gdzie po dziś pamiętają, że panował dobrze i mądrze. Takie miasta jak Strasburg i podobne wielkością do Trzebnicy Luneville byłyby wymarzonymi partnerami do podjęcia współpracy, a może i partnerstwa. A jest przecież jeszcze Wersal, gdzie wg opinii prof. Michała Burdukiewicza istnieje duże zainteresowanie takimi, lokalnymi inicjatywami.
Jednak na to by ruszyć "z Marynką w świat" potrzebne jest przede wszystkim większe zainteresowanie władz samorządowych. Owszem dostajemy parę groszy na organizację Marynek (w tym roku powiat - 800 zł, a gmina - 200 zł), ale to wszystko... "Róbta sobie, jeśli chceta" sparafrazować można by tu znane powiedzenie. Nikomu nie zależy by włączyć się i wykorzystać do promocji miasta to, co los nam zesłał w darze. Podobnie zresztą rzecz się ma z szerszym wyeksponowaniem rewelacyjnego wykopaliska archeologicznego, jakim jest odkrycie pozostałości Homo erectusa na Winnej Górze. Mówi się na ten temat od czasu do czasu i... nic z tego nie wynika. Czy to już taki trzebnicki syndrom?
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie