Reklama

Jeszcze o trzebnickich pionierach

30/05/2011 18:55
Po publikacji w poprzednim TAK-u tekstu zawierającego piosenkę o Śląsku śpiewaną w pierwszych powojennych latach, zadzwonił do redakcji NOWej Czytelnik (niestety nie podał imienia i nazwiska), wzburzony faktem, że na zamieszczonej wraz z tekstem fotografii dopatrzył się osoby, która nie jest pionierem ziemi trzebnickiej, bo przybyła do naszego miasta znacznie później.

W odpowiedzi chcę wyjaśnić, że organizując coroczne spotkania Pionierów Towarzystwo Miłośników Ziemi Trzebnickiej stara się, by była to okazja łącząca wszystkich mieszkańców Trzebnicy i okolic. Zapraszamy więc zarówno najstarszych mieszkańców naszej ziemi, tych, którzy ją zagospodarowywali i przywracali jej polski charakter, jak i osoby młodsze, szczególnie rodziny pionierów, ale również wszystkich, którzy są zainteresowani powojennymi losami miasta. W tym roku założyliśmy sobie wspólne śpiewanie pieśni "z tamtych lat", więc namawialiśmy do udziału osoby, które śpiewać lubią i potrafią. Nie mamy też zwyczaju oddzielać "prawdziwych pionierów" od innych uczestników naszych spotkań. Stad niezrozumiałe i zupełnie niepotrzebne jest podnoszenie kwestii, że ktoś "nieprawnie zajął miejsce na ławce wśród pionierów". Nie o to tu chodzi.

Są zresztą sprawy ważniejsze. TMZT dąży od lat do zgromadzenia możliwie pełnych informacji o pionierach ziemi trzebnickiej. Olbrzymią pracę w tej dziedzinie wykonał i opublikował w Brzasku jeden z pionierów Leszek Gajosiński. Chcemy te dane stale uzupełniać i wzbogacać także o informacje o osobach, które przyszły na świat na ziemi trzebnickiej w pierwszych powojennych latach. Prosimy także o informacje korygujące, bądź uzupełniające podpisy pod zdjęciami z pionierskich czasów, które są eksponowane w naszym muzeum.Wszelkie informacje na ten temat prosimy składać do Muzeum Regionalnego w trzebnickim ratuszu, które czynne jest we wtorki, czwartki i soboty w godz.12-16. Obok prezesa TMZT Zbigniewa Lubicz-Miszewskiego i Leszka Gajosińskiego osobą koordynującą te działania ze strony naszego towarzystwa regionalnego jest Zenobia Kulik.

Dziś przypominamy fragmenty pionierskich wspomnień z 1945 roku spisanych przez Teresę Gos.

O lepsze życie

 "Najbardziej to pragnęłam jeść, jeść cokolwiek, bowiem poza kawą z sacharyną i wodą ze studni cały dzień nie miałam nic w ustach. Siły w drodze dodawała mi świadomość, że Trzebnica blisko, a tam obiecana stołówka. Jednak pan Mandecki wrócił i powiedział, że stołówka dawno już zamknięta, na drzwiach wiszą kłódki, a zarządzający tym PUR-em (Powiatowy Urząd Repatriacyjny - przyp. red.) skarżył się, że ciągle przysyłają mu nowe transporty ludzi, gdy on z tymi, którzy już są, nie ma co robić. I koniec. Jest stołówka w pobliskim budynku, na śniadanie czarna kawa zbożowa i kilka kromek ciemnego, gliniastego chleba (bez smarowania), obiad - kasza bez okrasy i kolacja - gliniasty chleb i niesłodzona kawa. I tak tu siedzą już trzeci tydzień. Są już blisko na liście. Nie załapali się do środka, do klasy szkolnej i cały czas koczują na korytarzu. A mnie włosy dęba stawały na głowie, gdzie ja przyjechałam?

....w nocy przychodzą tu pijani rosyjscy żołnierze z komendantury naprzeciwko, świecą latarkami i gdzie spotkają samotnie śpiącą dziewczynę, wloką ze sobą. Tamci mają broń, są bezkarni.

W tym PUR-ze na parterze po lewej stronie do niedawna mieścił się posterunek MO, milicjanci założyli kraty w oknach - szyb nie było - i obili blachą drzwi do tego pomieszczenia - dawnej klasy szkolnej.

Ranek 3 czerwca, niedziela, pierwsze śniadanie. Lokal, w którym mieściła się nasza stołówka, nazywał się dumnie: Pensjonat! Reszta się zgadzała. Był gliniasty czarny chleb, była niesłodzona kawa, ale - były! Nareszcie jedzenie! Nie było żadnych bonów, talonów, nikt nikogo nie pytał, skąd przybył, wystarczyło, że się mówiło po polsku. A potem szybko powrót do mojej twierdzy. Chłopcy poszli w miasto, ja się bałam jakiegoś napadu, porwania, bo już zdążyłam się nasłuchać następnych historii. Poza tym chłopcy widzieli moje obolałe nogi. Jakaż radość zapanowała, kiedy "zdobyli" w jakimś opuszczonym mieszkaniu normalne buty dla mnie. Były to brązowe pantofle - skórzane, ciężkawe, ale wygodne i solidne. Jakimi luksusowymi bucikami bym się dziś ucieszyła jak wtedy tamtymi? Nie ma dziś takich.

To była niedziela. A w poniedziałek po śniadaniu w Pensjonacie poszliśmy się zameldować. Na tej samej ulicy, tylko po drugiej stronie w górkę mieściły się urzędy. Na pewno Urząd Wojewódzki we Wrocławiu z siedzibą w Trzebnicy.

Aplikacja nowagazeta.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo NowaGazeta.pl




Reklama
Wróć do