
Marcin Pluta jechał z kolegą przez Trzebnicę. Jak mówi, na ulicy ks. dziekana Bochenka było bardzo ślisko. - Jechaliśmy powolutku. Mimo tego, kiedy auto przed nami zahamowało, a ja wcisnąłem hamulec, samochód jechał dalej. Moje auto uderzyło przodem w tył samochodu, który stał przede mną. Pech chciał, że było to auto policyjne - mówi pan Marcin. Kiedy mężczyzna przyszedł do naszej redakcji i opowiadał nam o zajściu, był z nim kolega, świadek całego zdarzenia, który wtedy z nim jechał. - To była prawdziwa ślizgawica na ulicy. Widziałem, że Marcin zahamował, a i tak uderzył w radiowóz. Zdziwiło mnie to, co stało się później.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
dajcie spokój trzebnickiej policji. To dobre chłopaki. Nie zabierają prawa jazdy bez powodu. A może gość z auta, które uderzyło w radiowóz się im nie spodobał, albo mieli zły dzień. Mają ciężką pracę, ciągle muszą uważać, żeby ktoś im nie wjechał w radiowóz.
To jest właśnie „ cudowna „ trzebnicka policja ludzie się zabijają kradną dźgają innych normalnych uczciwie pracujących ludzi to jest spoko facet jechał powoli to zabrali mu prawko Patologia :)
Dobrze by było, gdyby redakcja utrzymała kontakt z panem Marcinem i napisała, jakie było rozstrzygnięcie sprawy przed sądem, ponieważ w podobnych przypadkach, kiedy policja powołuje się na wspomniany w artykule przepis, sądy w blisko 80% przypadków zwracają prawo jazdy sprawcy kolizji uznając, ze nie było podstaw do jego zatrzymania.