
Tydzień temu przedstawiliśmy sytuację, która miała miejsce w obornickim przedszkolu. Mama jednego z dzieci zwracała uwagę, że jej dziecko wraca z placówki brudne. O zdanie na ten temat pytaliśmy także innych rodziców i zachęcaliśmy do dyskusji. Dziś głos zabrała pani Magda, której list publikujemy.
Tytuł artykułu "Czy dzieciom wolno się brudzić" przyjęłam z ciekawością i nadzieją. Z ciekawością - dlaczego w gazecie o brudzeniu naszych dzieci piszą? Z nadzieją - może jest coś, dzięki czemu wszyscy będą mieć jasność w temacie. Z dużym zdumieniem, przeczytawszy do końca, przyjęłam do wiadomości, że sprawa nie jest jednoznaczna. Problem brudnych części odzieży i wychodzenia na dwór dzieci z przedszkola znam. No cóż, czuję się wywołana: moje dzieci też wracają brudne z przedszkola.
Mam ich dwoje. Trzylatka i pięciolatek są przedszkolakami z Kasztanowej w Obornikach Śl. Czuję złość na to, co mówią rodzice z artykułu o braku bezpieczeństwa w przedszkolu. Jest to sformułowanie tak niefortunne, co nieprawdziwe.
Tak - dzieci się brudzą.
Tak - plac zabaw jest zbudowany na terenie niesprzyjającym zachowaniu czystości.
Tak - mam w związku z tym więcej roboty.
Nie rozumiem jaki ma to wpływ na bezpieczeństwo dzieci znajdujących się pod opieką przedszkola? Mam w domu bieżącą wodę podłączoną do pralki jakimś wężem, mam kapsułki i ich używam według instrukcji na opakowaniu (brudne - 1 kapsułka, bardzo brudne - 2 kapsułki) mam pralkę, do której wrzucam 2 kapsułki, mam prąd i wreszcie mam moc, bo jestem mamą. Mam dwoje dzieci, które się brudzą niezależnie od tego, czy są w przedszkolu, czy nie. Ich brudzenie się nie jest wymierzone we mnie. To, że się brudzą w zabawie jest tak naturalne jak to, że rano wschodzi słońce, a potem zachodzi.
Chciałabym wiedzieć, mam w tym obszarze dziką ciekawość, w jaki sposób uczę dzieci braku szacunku do mnie i do mojej pracy pozwalając im się brudzić? I jakie są metody kontrolowanego brudzenia?
"(...) niekontrolowane brudzenie się uczy dzieci braku szacunku dla rodziców i ich pracy".
Mój synek, gdy kolejny raz wraca z przedszkola z podartymi spodniami, widząc jak zaczynam je łatać, mówi: "Przepraszam mamuś, że podarłem spodnie". "Nie szkodzi, synku, naszyję łatkę i jeszcze w nich pośmigasz". I razem siedzimy przy stole: ja szyję, a on się przygląda grzebiąc w koszu z przyborami do szycia.
"(...) powierzone dziecko powinnam odebrać w takim stanie, w jakim do przedszkola odprowadziłam". Czytam to zdanie kolejny raz i kolejny i kolejny. Sprawdzam, czy czegoś nie przeoczyłam. Nie. Mama mówi o dziecku. Zaczynam czuć oburzenie. Mój mąż odprowadza auto do serwisu i chce je odebrać w takim stanie, w jakim powierzył je serwisowi. Auto - swoją własność, przedmiot, swój dobytek. Czuję niepokój, bo wracam do artykułu i dociera do mnie, że piszą o dziecku - brudnym, ale prawdopodobnie między innymi właśnie dlatego szczęśliwym. To jest o dziecku, nie o lalce, aucie, kufrze, pamiątce po babci, czy zabytkowym garnku. Ogarnia mnie smutek.
Może dla niektórych dzieci jest to jedno z niewielu miejsc, gdzie naprawdę do szpiku kości mogą być po prostu sobą. Może to być jedno z niewielu miejsc, gdzie mogą być naprawdę tylko i aż dziećmi.
Ja czuję autentyczną wdzięczność, prawdziwą, jak moje dzieci wracają umorusane z przedszkola, bo wiem, że dobrze się bawiły na dworze. Ubłocone buty świadczą o tym, że były na świeżym powietrzu (hura, dziś ja nie muszę zmęczona po pracy zasuwać na Grzybka i szukać błota, bo on wcisnął sobie do głowy, że jego rowerek to motocykl crossowy, który jeździ tylko w błocie, inaczej nie), a z ich bluzeczek mogę odczytać przedszkolny jadłospis: "O, dziś była pomidorowa, a potem jadłaś buraki".
Wiem, mam pewność, że nikt ich nie stresuje, żeby stały na dworze jak słupy zamiast się bawić i żeby trzymały głowę z nosem w talerzu, bo burak spadnie i będzie się trzeba przed matką tłumaczyć.
Konia z rzędem temu, kto miło wspomina jak mu zabraniano zabawy na dworze z kolegami. Może rodzice, którym nie podoba się sposób sprawowania opieki w placówce, zazdroszczą dzieciom takiej swobodnej zabawy? Nie żartuję i nie drwię - sama czasami chciałabym wskoczyć do błota razem z moim synem i taplać się w kałużach. Sama zazdroszczę im tego, że chodzą do przedszkola, w którym tak bardzo ktoś się nimi przejmuje, komu tak bardzo zależy na beztroskiej i swobodnej zabawie.
Ja protestuję przeciwko temu, żeby ze strachu przed rodzicami szturmującymi urzędy w sprawie brudnej kurtki i zniszczonych spodni, przedszkolni nauczyciele i opiekunowie musieli ograniczać zabawy na świeżym powietrzu, wyjścia do biblioteki i inne aktywności związane z przebywaniem na dworze.
PS. Całkiem poważnie proponuję rodzicom zakupy w sklepach z odzieżą z drugiej ręki potocznie zwanych lumpkami. Do głowy nikomu nie przyjdzie - kupując dresik chłopięcy za 5 zł - zrobić dziecku drakę o niszczenie odzieży zarzucając mu brak szacunku do rodzicielskiej troski i pracy, a co gorsza stawiać świat na głowie z powodu brudnej od błota kurtki. No chyba że chodzi o coś zgoła innego.
Czytelniczka
Czy zgadzacie się z opinią
pani Magdy?
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Dziecko może się stresuje, ale jak musza się stresować nauczycielki przy takim dziecku? Strach pozwolić na cokolwiek, a jak na nic się nie pozwoli to się poskarży, ze inne dzieci mogły, a on/ona nie. To dopiero trzeba mieć stalowe nerwy przy rodzicach z poprzedniego artykułu. A dla Pani Magdy medal za normalne podejście do sprawy
Popieram z całej mocy! Jak ktoś chce mieć czyste dziecko, to niech lepiej kupi sobie lalkę i zamknie ja w szafie za szybą, a nie stresuje dziecko.
Brawo pani Magda !!!
Trafione w punkt! Brawo :))
W 100 % zgadzam się z opinią Pani Magdy. Z niedowierzaniem czytałam poprzedni artykuł. Moja córka też chodzi do tego przedszkola i nie mogę powiedzieć złego słowa. Opieka i podejście do dzieci na 6+.