
Do niegroźnego zdarzenia drogowego na terenie Trzebnicy doszło w czasie wakacji. 20 lipca pan Krzysztof razem ze swoim znajomym wyjeżdżał z bocznego parkingu na ul. św. Jadwigi. Zatrzymał się na chodniku, by przepuścić inny pojazd, gdy w boczne prawe drzwi jego auta uderzyła rowerzystka. Na szczęście, oprócz zadrapań na rękach, nic groźnego jej się nie stało, ale w wyniku uderzenia zostało oderwane lusterko samochodu. Według relacji pana Krzysztofa, sprawczyni szkody chciała uciec z miejsca zdarzenia, ale powstrzymał ją do czasu przyjazdu policji. Kiedy funkcjonariusze przyjechali na miejsce, sporządzili protokół i wręczyli dwa mandaty karne: jeden w wysokości 50 zł dla rowerzystki za jazdę po chodniku, drugi - 200 zł dla pana Krzysztofa za spowodowanie zagrożenia bezpieczeństwa w ruchu drogowym.
Kierowca nie czuł się winny i postanowił sprawę skierować do sądu. Chociaż nie przyznano mu racji, zapowiedział, że będzie się odwoływał. Według pana Krzysztofa sprawa wyglądała następująco:- Wyjeżdżałem z parkingu, nie jechałem szybko, bo jest tam pełno dziur. Zatrzymałem się przed ulicą, żeby przepuścić samochód, ale przednie koła już miałem na jezdni. Wtedy wpadła na mnie ta dziewczyna. Natychmiast chciała uciekać, była oszołomiona. Wysiadłem z samochodu i podszedłem do niej. Uderzyło mnie to, jak bezczelnie się do mnie zwracała. Jedną ręką trzymałem za rower, a ona mi go wyrywała. To z boku wyglądało jakbym szarpał rowerem, a wcale tak nie było. W drugiej ręce trzymałem kule. Zadzwoniłem na policję - relacjonuje pan Krzysztof.
Kiedy zadzwoniliśmy do pani Karoliny odpowiedziała, że podtrzymuje to co powiedziała na policji i przed sądem. W protokole czytamy: "Wcale nie jechałam szybko, bo wcześniej przeszłam rowerem przez pasy. Jak byłam przy kiosku zobaczyłam nadjeżdżający samochód, próbowałam przyhamować, ale nie zdołałam, bo pan jechał szybko. Po uderzeniu straciłam panowanie nad rowerem, który się przewrócił. Po uderzeniu kierowca wyszedł z samochodu razem z pasażerem. Nie zapytał się, czy wszystko w porządku, czy nic mi się nie stało, tylko zaczął do mnie wykrzykiwać; miał do mnie pretensje, że jeżdżę po chodniku. Przyznaję, że byłam w szoku i chciałam odjechać, ale obwiniony przytrzymał mi rower. Opanowałam się i powiedziałam, że poczekam na przyjazd policji".
W tej sprawie zeznawało dwoje świadków: pani Wanda, która potwierdziła wersję rowerzystki oraz pan Ryszard, który jechał razem z p. Krzysztofem i przed sądem zrelacjonował zdarzenie podobnie jak kierowca oraz dwóch policjantów, którzy przyjechali na interwencję.
Zdaniem p.Wandy pan Krzysztof dość szybko wyjechał z parkingu i kiedy nastąpiło uderzenie, nie zatrzymał się na chodniku, tylko na środku jezdni. Gdy wysiadł z samochodu zaczął szarpać rowerem i krzyczeć, że chce pieniądze za lusterko. Jednak p. Krzysztof zaprzecza tym wyjaśnieniom: - Ta pani podeszła do mnie i powiedziała, żebym puścił rowerzystkę. Kiedy nie chciałem się zgodzić, stwierdziła, że powie, że jechałem jak wariat.
Jeden z policjantów, który został wezwany na miejsce zdarzenia zeznał w sądzie (sprawa odbyła się 21 stycznia), że ze względu na zbyt długi czas, jaki minął od zdarzenia, szczegółów sprawy nie pamięta. Ostatnim świadkiem w sprawie był pan Ryszard: - Nie jechaliśmy szybko, bo na parkingu są dziury. Zatrzymaliśmy się przed jezdnią i przepuszczaliśmy samochód. Chwilę potem coś uderzyło w boczne drzwi. Wysiedliśmy z samochodu i zobaczyliśmy rowerzystkę. Mówiła, że nas nie widziała, ale nie chce mi się w to wierzyć, musiała jechać szybko - opowiada p. Ryszard. Sędzia dopytywała się, w którym dokładnie miejscu zatrzymał się kierowca; świadek odpowiadał, że na chodniku. Dopiero w trakcie pytań ze strony pana Krzysztofa przyznał, że przednie koła były już na jezdni: - Ale przez cały czas pan mówił, że na chodniku - podkreśliła sędzia.
Po przesłuchaniu stron sędzia Grażyna Berendt stwierdziła, że pan Krzysztof jest winny, zgodnie z art. 86 pkt.1 kodeksu wykroczeń ("Kto nie zachowując należytej ostrożności powoduje zagrożenie bezpieczeństwa w ruchu drogowym, podlega karze grzywny" - przyp. red). Sędzia wymierzyła karę w wysokości 100 zł, pan Krzysztof zapowiedział, że od wyroku będzie się odwoływał.
Nie zamierzamy dyskutować z wyrokiem sądu, zresztą skazany zapowiedział, że się od niego odwoła. Zastanawia nas jednak, dlaczego nikt nie badał, jaki wpływ na kolizję miała prędkość rowerzystki. Przecież uderzyła w bok samochodu. Zgodnie z prawami fizyki przy tej samej prędkości własnej musiałaby zatrzymać się na aucie, niezależnie, czy to jechało, czy stało w miejscu. Gdyby samochód jechał bardzo szybko, rowerzystka mogła mieć szansę przecięcia jego drogi już za tylnym zderzakiem. Aż strach pomyśleć, co by się stało, gdyby prędkość auta była tak mała, że rowerzystka zdążyłaby wjechać przed maskę samochodu....
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie