Reklama

Psy zająca zjadły, czyli cicha likwidacja w cieniu obietnic [FOTOGALERIA]

01/10/2015 07:00
Kowalskich znają w okolicy wszyscy. Do Marcinowa przyjechali tuż po wojnie, zasiedlając poniemieckie rudery - za to na pięknej działce. Senior rodu, Marian Kowalski, kocha ludowe starocie - antyki i graty, te cenne i te mające wartość głównie sentymentalną. Otwiera muzeum. Remontuje stare zabudowania, zaprasza zwiedzających, jednocześnie cały czas szuka nowych eksponatów.
Wynajduje je, czyści i naprawia, wszytko po to, aby ocalić od zapomnienia
kawałek naszej historii i kultury.
Każdy przedmiot ma swoją duszę, historię, nic nie jest anonimowe, pan Marian potrafi nadać przedmiotom drugie życie, ożywić je i unieśmiertelnić. Jak nikt potrafi opowiadać o swoich zbiorach.

Z czasem muzeum się rozwija. Przybywa eksponatów.
Jest ich ponad 4,5 tysiąca.
Do Marcinowa przyjeżdżają turyści, wycieczki szkolne, lokalni włodarze, delegacje. Są również egzotyczni goście - ze Sri Lanki, Brazylii, Sudanu.

Do dziś muzeum odwiedziło prawie 300 tysięcy ludzi.

Pan Marian oprowadza po swoim królestwie. Kowalscy przyjmują gości chlebem, własnoręcznie upieczonym w starym piecu chlebowym, i żurkiem po kurpiowsku, organizują pokazy dawnego kucia żelaza w starej kuźni. Dzieci pan Marian ukochały szczególnie. Dla nich przygotował boisko, zjeżdżalnię, przedwojenną karuzelę.

W 1978 r. Kowalscy z przyjaciółmi startują z ludową kapelą "Marciny". Grają kawał dobrej muzyki, okraszonej dowcipnymi, mądrymi tekstami pana Mariana. Objeżdżają z kapelą całą Polskę i ościenne kraje. Sypią się nagrody, m.in. Oscara Kolberga 2002 za całokształt pracy artystycznej.

Tymczasem eksponaty nie mieszczą się już w salach, pan Marian rozbudowuje muzeum, żeby móc pomieścić swoje skarby. Czegóż tu nie ma! Lampki górnicze, instrumenty, naczynia, broń, zabawki, krosna tkackie, narzędzia, maszyny rolnicze, jest nawet stary wóz strażacki. Powstaje izba pamięci, a w niej Piłsudski, flagi, stare ordery, patriotyczne pamiątki...

Czytaj na kolejnej stronie...



[caption id="attachment_79157" align="aligncenter" width="640"] Muzeum w Marcinowie odwiedzały szkoły i przedszkola i to nie tylko z Powiatu Trzebnickiego. Dzieci uwielbiały opowieści Pana Mariana.[/caption]

Sypią się nagrody i ordery


Przybywa artykułów w prasie, nagród, podziękowań, dyplomów i odznaczeń, powstają dwie prace magisterskie o działalności Mariana Kowalskiego.

O Kowalskim mówią: "człowiek orkiestra" – muzyk, strażak, stolarz, poeta, kompozytor, konserwator, stolarz, reżyser i tekściarz, a przede wszystkim społecznik. Jest pionierem Wrocławia. W 2000 r. zostaje Honorowym Obywatelem Trzebnicy, pięć lat później prezydent Aleksander Kwaśniewski przyznaje mu Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski. Ostatnio Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego uhonorował pana Mariana medalem Gloria Artis – nadawanym osobom szczególnie zasłużonym w ochronie kultury i dziedzictwa narodowego. Gratulował sam burmistrz Trzebnicy.

Kłopoty zaczęły się w 2008 r.


Wrześniowe słońce wyzłaca Marcinowo, kiedy wchodzę na marianowe włości. Nitki babiego lata snują się w powietrzu. Psy, przyzwyczajone do obecności obcych, witają mnie, leniwie machając ogonem. Czuję mocny, energiczny uścisk dłoni gospodarza, po chwili na stole ląduje gorąca herbata i chleb z pomidorem – z własnej działki.

Pełne blasku oczy gasną, kiedy poruszam temat, który od kilku lat jest zgryzotą Kowalskich.

Dawno temu wybudowałem mały ganek dla żony. Chorowała na depresję, chciałem, żeby miała kawałek miejsca dla siebie. Wzdłuż granicy działki postawiłem mur. Wysoki na 2,20m, podobno zgodnie z przepisami. Potem położyłem daszek z pleksy. Chciałem, aby dzieci, które mnie często odwiedzają, miały gdzie schronić się przed deszczem. Tańczyły i śpiewały wśród tych moich rupieci. Do głowy mi nie przyszło, że łamię prawo, skąd człowiek ma wiedzieć, że budując na własnej działce trzeba się prosić o pozwolenie?  –  opowiada pan Marian.

Czytaj na kolejnej stronie...





Sąsiad, były radny Trzebnicy (nie zgadza się na publikację swojego nazwiska - przyp. red.), po kilku latach dochodzi do wniosku, że Kowalski murem zacienił mu działkę, a ganek wchodzi na jego teren. Poza tym, podczas budowy ogrodzenia, Kowalski wszedł na jego włości, przekraczając granicę swojej działki o 80 cm. Zgłasza sprawę do Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego z prośbą o interwencję.

[caption id="attachment_79158" align="alignleft" width="285"] Daszek nie wystawał poza granicę działki.[/caption]

Okazuje się, że pan Marian, kładąc płytę z poliestru między ścianę budynku muzeum a ogrodzenie, zbudował pomieszczenie gospodarcze i tym samym dopuścił się samowoli budowlanej. Ganek też jest nielegalny. Zapada decyzja: trzeba rozebrać.

Ganek pan Marian usunął, ale o wiatę walczy. Umieścił w niej ponad 300 eksponatów, których nie ma gdzie przenieść. Sprawa się ciągnie, spór sąsiedzki zaostrza, sprawa trafia do sądu.

Czytaj na kolejnej stronie...



[caption id="attachment_26842" align="aligncenter" width="640"] Na scenie, po oficjalnym ogłoszeniu wyników.[/caption]

Nadchodzi rok 2012. Syn pana Mariana wygrywa czwartą edycję talent show "Must Be The Music". Niezwykły głos Tomka Kowalskiego zachwyca zarówno publiczność jak i jury. Internet szaleje, krytycy wróżą wielką karierę, burmistrz Trzebnicy wysyła pismo z gratulacjami. Tomek & FBB stają się "chlubą powiatu", gminy zabiegają o występ zespołu na każdej imprezie.
Muzeum w Marcinowie staje się "medialne",
bo Tomek oprowadza gości.
Tymczasem Marian Kowalski w dalszym ciągu próbuje ocalić część swoich zbiorów. Sąsiad zawiadamia inspektora nadzoru budowlanego, że Kowalski ze swoim daszkiem z poliestru zalewa mu działkę.

- Niby jak? – dziwi się Kowalski – Daszek nie przekracza granicy działki, mur jest

[caption id="attachment_79156" align="alignright" width="285"] Tak wyglądał murek i działka sąsiada...[/caption]

orynnowany, a woda z rynny odprowadzona rurą do strumienia, wszystko zgodnie ze sztuką.

Wchodzę na drabinę, którą podstawia mi pan Marian. Zaglądam na działkę sąsiada. Rzeczywiście, część jego terenu jest zacieniona, choć raczej nie przez rynny tylko przez mur. Rosną tam wspaniałe łopiany i dorodne pokrzywy.

[caption id="attachment_79159" align="alignleft" width="285"] Daszek zacieniał działkę sąsiada?[/caption]

Nieco dalej, na ugorze, widzę zardzewiałe druty – pozostałość po szklarni, wybudowanej tuż przy płocie Kowalskich. W tle poniemieckie zabudowania w nie najlepszym stanie technicznym.

- Niczego mu nie zalewałem, a mur stoi dokładnie tam, gdzie niegdyś była siatka – mówi rozgoryczony Marian Kowalski.

 

Pojawia się iskierka nadziei


Powiatowy inspektor budowlany daje Kowalskim szansę: samowolę można zalegalizować, wystarczy, ze przedstawią projekt, pozwolenie na budowę zgodną z miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego i inne dokumenty. Muszą również za legalizację zapłacić – 25 tysięcy złotych. Kowalscy nie mają takiej sumy. Szansa przepada.

Dolnośląski Wojewódzki Inspektor Nadzory Budowlanego utrzymuje w mocy decyzję: samowolę należy rozebrać.

Pan Marian zaskarża tę decyzję do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Prosi o wstrzymanie nakazu rozbiórki, motywując ją trudnymi do przewidzenia skutkami. Sąd przychyla się do jego prośby.

Czytaj na kolejnej stronie...





Pomagają mu mieszkańcy powiatu – do Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków trafia list poparcia dla muzeum, podpisany przez prawie 400 osób, mieszkańców powiatu, którym dobro muzeum leży na sercu. Do Starostwa Powiatowego w Trzebnicy przychodzą pisma z Uniwersytetu Wrocławskiego i Muzeum Narodowego we Wrocławiu.

Tymczasem gmina Trzebnica przekazuje muzeum banner reklamowy o treści "Trzebnica – Gmina Wspierająca Kulturę" – w celu promocji gminy wśród mieszkańców i turystów odwiedzających muzeum.

Ówczesny starosta, Robert Adach, przekazuje do Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków we Wrocławiu pismo Mariana Kowalskiego, w którym pan Marian prosi o ochronę muzeum.

Odpowiedź Dolnośląskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków, pani Barbary Nowak – Obelindy nadchodzi szybko: "Sprawy muzeów nie leżą w kompetencji naszego urzędu (...) konserwator zabytków chroni je poprzez umieszczenie ich w ewidencji..."

- Napisałem do marszałka sejmu – mówi pan Marian – dostałem podziękowania za trud w eksponowaniu kultury ludowej, życzenia dalszych sukcesów i radę, aby w sprawie ochrony eksponatów zwrócić się do Ministerstwa Kultury.

Kowalski próbował pogodzić się z sąsiadem: – Przeprosiłem go publicznie, przyznałem, że budowałem ganek i daszek bez stosownych pozwoleń. Sąsiad podał mi rękę. Kilka dni później napisał kolejne pismo do nadzoru budowlanego.

Pan Marian skarży decyzję DWINB o nakazie rozbiórki. Wskazuje na szkodliwość społeczną:

Nawet w przypadku kradzieży prawo przewiduje tzw. niską szkodliwość społeczną. Ja rzekomo zacieniłem sąsiadowi kawałek działki. Tymczasem, jeśli będę musiał rozebrać daszek, część eksponatów ulegnie zniszczeniu. To nie moja własność, to własność całego narodu. Gdzie jest większa szkodliwość społeczna?

W 2013 r muzeum obchodzi 30 – lecie istnienia, choć nieformalnie działa już ponad pół wieku. Znowu dyplomy, przemówienia, gratulacje.

Czytaj na kolejnej stronie...



[caption id="attachment_39657" align="aligncenter" width="640"] Po wypadku motor wylądował w polu.[/caption]

Dzień, który na zawsze zmienia życie Kowalskich.


8 czerwca 2014 roku. Młody kierowca golfa wymusza pierwszeństwo. Jadący na motorze Tomek nie ma szans. Walczy o życie na oddziale intensywnej terapii.  Z całego świata płyną do Kowalskich słowa wsparcia i życzliwości.

Tomek żyje ale diagnoza jest bezlitosna: rozerwany rdzeń kręgowy, a to oznacza życie na wózku inwalidzkim. O wypadku piszą wszystkie media w Polsce, Fundacja Polsat zbiera pieniądze na rehabilitację, do akcji włączają się artyści, dziennikarze, internauci i zwykli ludzie. Uczestnicy Must Be The Music nagrywają dla Tomka wzruszający clip "Nie tracę wiary". Kowalscy znowu są "na fali", choć tym razem to raczej tsunami.

Tymczasem sąsiad nie ustępuje. Składa do Naczelnego Sądu Administracyjnego zażalenie na wstrzymanie nakazu rozbiórki. Sąd zażalenie oddala. Muzeum jest bezpieczne. Na razie.

Kowalscy  ratują syna. Tomek wymaga stałej opieki i rehabilitacji. Chce wrócić do życia, do muzyki. Ćwiczy w pomieszczeniu, które ma zostać rozebrane, gdzie indziej nie ma miejsca.

Sprawę samowoli budowlanej w Marcinowie nagłaśniają media. Pisaliśmy o tym w zeszłym roku, reportaż wyemitowała również TVP INFO. Burmistrz Trzebnicy, Marek Długozima, jak podała TVP "sympatyk muzeum" obiecywał przed kamerami:  "Gmina przystąpi do zmiany planu zagospodarowania przestrzennego, później podejmie działania w sprawie nadania statutu muzeum..."  - tu następuje zbliżenie kamery na pismo burmistrza do pana Mariana – Rada Miejska na wniosek burmistrza obiecuje przystąpić do zmiany planu na usługi kultury. Termin zakończenia procedury przewidziano na I kwartał 2014 r.

18 czerwca 2014 r. rada miejska w Trzebnicy uchyla uchwałę, którą burmistrz chwalił się przed kamerami – ze względów formalnych.

Czytaj na kolejnej stronie...




Samowolę trzeba rozebrać.


Listopad 2014. Sąd wydaje wyrok: samowolę trzeba rozebrać. Prawo jest prawem.

Kowalski się nie poddaje bo Kowalscy nie poddają się nigdy: pisze kolejne pisma – do wojewody dolnośląskiego, do Ministerstwa Kultury, prezydenta RP, senatu, nawet trybunału konstytucyjnego. Dostaje odpowiedzi. Ministerstwo Kultury przypomina panu Marianowi, że dostał medal Gloria Artis, a to znaczy, że bardzo docenia jego działalność i zasługi.
Niestety pomóc nie może, albowiem tego typu zagadnienia nie leżą w zakresie zadań Ministra Kultury, lecz w kompetencjach właścicieli prywatnych muzeów.
Kancelaria senatu "dziękuję za zaufanie, za trud i pracę na rzecz zachowania pamięci o polskiej wsi, jej zwyczajach i muzyce". Nie pomoże, bo nie ma takich uprawnień.

Trybunał konstytucyjny nie może udzielić pomocy, bo nie do tego został powołany. Sejm również nie jest kompetentny, ale "wyraża aprobatę i podziw". Kancelaria prezydenta RP zapewnia, że rozumie rozgoryczenie pana Mariana. Nie pomoże, bo prezydent pomóc tu nie może, ale "liczy na przyjęcie wyjaśnień z życzliwością" i ma nadzieję, że Kowalscy nadal będą kontynuować swoje działania i inicjatywy.

"Perła w koronie gminy Trzebnica"


Kwiecień 2015. W Marcinowie wielka impreza. Benefis z okazji 55 – lecia muzeum. Kogóż tu nie ma! Przyjaciele, rodzina, sympatycy, zaprzyjaźnione zespoły ludowe... ponad 1000 osób! Burmistrz Trzebnicy, Marek Długozima, w oficjalnym przemówieniu nazywa muzeum "perłą w koronie gminy Trzebnica", wręcza list gratulacyjny i czek na rozwój muzeum. Zapewnia, że nadal będzie wspierać Kowalskiego w jego działaniach.

Prawie 100 tysięcy złotych grzywny.


Lipiec 2015. Powiatowy inspektor budowlany nakłada na pana Mariana grzywnę w celu

[caption id="attachment_79150" align="alignright" width="285"] Pan Marian dostał bardzo wysoką grzywnę.[/caption]

przymuszenia do rozbiórki samowoli. Wysokość grzywny – prawie 100 tysięcy złotych! Wyliczenie jest proste i zgodne z prawem: iloczyn powierzchni nielegalnie postawionego budynku i jedna piąta ceny metra kwadratowego powierzchni budynku mieszkalnego.

- Szkoda mi każdego, kto się w życiu pomylił – mówi sąsiad Kowalskich, który zgłosił samowolę – Tak się nie robi. Jak zaczął rozbierać to pewnie rozbierze, temat skończony - To, że daszek zalewał mu działkę nie jest, jak mówi, istotne – Ja z tego tytułu nie chcę czerpać żadnych profitów, jak niektórzy próbują. Ja sąsiadowi nic nie wybudowałem. Jeden drugiego by zapytał, czy coś w tym stylu. A nie, że ktoś jest bogiem a ktoś drugi nie. Prawo obowiązuje wszystkich bez względu na to, czy dziś jest na fali, czy jutro na fali, czy ja czy on. Że mu się poniszczyły eksponaty? To po co budował? 20 lat się z tym paramy. Prawda się sama obroni.

Czytaj na kolejnej stronie...



[caption id="attachment_79151" align="aligncenter" width="640"] Eksponaty, przykryte prowizorycznie folią, niszczeją.[/caption]

Pan Marian nie ma wyboru. Rozbiera daszek, przenosi eksponaty. Część z nich ulega uszkodzeniu

Stary jestem, oko już nie te, starałem się, ale krosna tkackie się połamały. Obrazy nabrały wilgoci, szlag je trafił, ech, szkoda gadać – zżyma się pan Marian.

Zaglądam do małej salki na terenie muzeum. Eksponaty leżą w nieładzie, jeden na drugim, widać, że przeniesione tu naprędce. Na trawniku to, co nie zmieściło się w sali – przykryte prowizorycznie folią malarską, która choć trochę chroni od deszczu. Stare drewno zimy raczej nie przetrzyma. Daszek z "pleksy" ściągnięty, leży w kącie. Na odsłoniętych ścianach samowoli wiszą stare, skórzane siodła, ogłowie, chomąta. Wiekowa skóra łapczywie pije pierwszy, jesienny deszcz, puchnie i pęka. Za miesiąc wszystko trafi do kontenera w ramach zbiórki odpadów wielkogabarytowych, Kowalscy nie mają gdzie tego przenieść.

- Żal mi ludzi o sercach z kamienia – mówi pan Marian – gdybym sobie wybudował nielegalne apartamenta, rozumiem. Ale to? Nikomu krzywdy nie zrobiłem. Ani o centymetr nie wszedłem na działkę sąsiada, mur jest tam, gdzie niegdyś był płot. Zresztą, sąsiad sam pomagał mur stawiać. Po co mu to było? Gdybym mu postawił mur pod domem, to jeszcze, ale przecież to prawie  30 metrów. Nie zasłaniam, nie zalewam, nikomu krzywdy nie czynię. Zrobiłem zadaszenie z pleksy za 500 zł. Sąsiad ma podobno przeze mnie małe plony. Czego plony, jak tu tylko chwasty rosną, a daszek nie wchodził na jego teren? Przez 55 lat działalności muzeum nie czerpałem z tego żadnych korzyści majątkowych. U nas nie ma biletów wstępu, wszystkich chętnie witamy. Nigdy nie prosiłem się o zaszczyty, dyplomy, ordery. Nikt mnie nie obronił za te 55 lat pracy. Ani burmistrz, ani starosta, ani radni. Żeby chociaż ktoś przyjechał, żeby stwierdził moją szkodliwość społeczną.... Tydzień po tym, jak Tomek miał wypadek sąsiad nasłał na mnie nadzór budowlany. Nowy starosta przyszedł, obejrzał i z uśmiechem powiedział "ja tego nie pozwolę rozebrać." I  tyle go widziano. Co mogę zrobić? Wszystko wyniosę na boisko i spalę, co mam zrobić? Gdzie to dać? Wszystkie odznaczenia chętnie oddam, na nic mi one. Ja chcę tylko żyć i spokój mieć.

19 czerwca bieżącego roku Rada Miejska w Trzebnicy uchwaliła tzw. miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego dla działki pana Mariana. Być może na jego podstawie pan Marian będzie mógł odbudować część muzeum – jeśli oczywiście zrobi to zgodnie z przepisami. Ale najpierw będzie musiał rozebrać do końca to, co stoi, bo prawo nie działa wstecz.

10 września wysłaliśmy maile do burmistrza Trzebnicy, obecnego i byłego starosty powiatu. Pytaliśmy o to, co zrobili w sprawie muzeum w Marcinowie i z jakim skutkiem. Do dziś nie otrzymaliśmy odpowiedzi.

Sala w czerwcu




[caption id="attachment_83129" align="aligncenter" width="640"] Tak wyglądała sala, kiedy odwiedziliśmy muzeum w czerwcu.[/caption]

Sala w październiku




[caption id="attachment_79154" align="aligncenter" width="640"] Samowola została już częściowo rozebrana.[/caption]



Komentarz:
Zajączek jeden młody Korzystając z swobody Pasł się trawką, ziółkami w polu i ogrodzie Z każdym w zgodzie. A że był bardzo grzeczny, rozkoszny i miły, Bardzo go inne zwierzęta lubiły.

I on też, używając wszystkiego z weselem,

Wszystkich był przyjacielem.

Raz gdy wyszedł w świtanie i bujał po łące,

Słyszy przerażające

Głosy trąb, psów szczekania, trzask wielki po lesie.

Stanął... Słucha... Dziwuje się...

A gdy się coraz zbliżał ów hałas, wrzask srogi,

Zając w nogi.

Wspojźrzy się poza siebie; aż tu psy i strzelcel

Strwożon wielce,

Przecież wypadł na drogę, od psów się oddalił.

Spotkał konia, prosi go, iżby się użalił:

"Weź mnie na grzbiet i unieś!" Koń na to: "Nie mogę

Ale od innych będziesz miał pewną załogę".

Jakoż wół się nadarzył. "Ratuj, przyjacielu!"

Wół na to: "Takich jak ja zapewne niewielu

Znajdziesz, ale poczekaj i ukryj się w trawie,

Jałowica mnie czeka, niedługo zabawię.

A tymczasem masz kozła, co ci dopomoże".

Kozieł: "Żal mi cię, niebożę!

Ale ci grzbietu nie dam, twardy, nie dogodzi:

Oto wełniasta owca niedaleko chodzi,

Będzie ci miętko siedzieć". Owca rzecze:

Ja nie przeczę,

Ale choć cię uniosę pomiędzy manowce,

Psy dogonią i zjedzą zająca i owcę.

Udaj się do cielęcia, które się tu pasie". -

"Jak ja ciebie mam wziąć na się,

Kiedy starsi nie wzięli?" - cielę na to rzekło;

I uciekło.

Gdy więc wszystkie sposoby ratunku upadły,

Wśród serdecznych przyjaciół psy zająca zjadły.
Ignacy Krasicki



 

Aplikacja nowagazeta.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo NowaGazeta.pl




Reklama
Wróć do