Czym właściwie są JOW-y i czym się różni ten wybór, od tego co znamy z wyborów do sejmu?
Głównie chodzi o to, by posłowie wybierani byli z okręgów jednomandatowych i to w prosty sposób.
Posłem zostaje ten, kto dostanie najwięcej głosów w danym okręgu.
Teraz mamy ordynację proporcjonalną, a to znaczy, że głosujemy na listy, które tworzą partie, a posłów wyłania się nie tylko na podstawie zdobytych głosów, ale na podstawie skomplikowanego przeliczenia głosów oddanych na daną partię.
Jest rzeczą oczywistą, że ewentualne wprowadzenie JOW-ów będzie zdecydowanym postępem w demokratyzowaniu sprawowania władzy.
Głosowanie bezpośrednio na wybranego kandydata, da wyborcom poczucie większego wpływu na kształt uformowanej w ten sposób władzy.
Natomiast mitem jest stwierdzenie, że tak ukształtowana władza będzie panoramą poglądów całego społeczeństwa, a nie tylko odbiciem układu sił między wszechwładnymi partiami politycznymi.
O tym, że praktyka takich wyborów nie zgadza się z teorią świadczą choćby przykłady: "upartyjnionego" składu Senatu RP oraz monolitycznej Rady Gminy w Trzebnicy.
Z całą pewnością samo wprowadzenie okręgów jednomandatowych niewiele zmieni w gierkach politycznych uprawianych przez polityków kosztem "reszty społeczeństwa".
Za rzecz o wiele ważniejszą (i trudniejszą do wprowadzenia) uważam znalezienie mechanizmu skutecznego rozliczania przez wyborców osób sprawujących funkcje: radnych, posłów czy senatorów.
Kluczowym jest moim zdaniem obłędny wyścig w windowaniu diet za działalność prospołeczną.
Gdyby udało się (wzorem piłkarskiej ekstraklasy) zmniejszyć o połowę wysokość wszystkich diet, można byłoby sprawdzić czy "wybrańcy" gotowi są służyć narodowi na skromniejszych warunkach. A tak przecież było na początku III Rzeczpospolitej!
Aplikacja nowagazeta.pl
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Komentarze opinie