Reklama

Klient vs. basen

02/09/2014 07:00


Na rozprawie przesłuchiwani byli dwaj świadkowie: Zuzanna T. - żona poszkodowanego i Ewa R.- kierowniczka zmian kasjerskich, która tego feralnego dnia była na basenie.

Żona powoda zeznała, że razem z wnuczką wybrali się na basen w jeden z letnich dni. Szczegółów wypadku nie pamięta, ponieważ długo po samym zajściu była w szoku. Do zdarzenia doszło w lipcu 2012 roku. Już wcześniej, razem z małżonkiem odwiedzali trzebnicki basen. W trakcie tego nieszczęśliwego pobytu poszli do miejscowego baru i skrócili sobie drogę przez mostek biegnący nad niecką basenową w tzw. części rekreacyjnej. Pierwsza poszła wnuczka, za nią pani Zuzanna i na końcu pan Zbigniew. Świadek zeznała, że tego dnia na obiekcie było bardzo dużo osób.

- Schodziłam ze stopni, było bardzo ślisko i odwróciłam się do męża, chcąc go ostrzec, aby uważał, ale było już za późno. Leżał obok mnie, przez chwilę nic nie mówił. Nie widziałam jak upadał, w jakim miejscu, czy trzymał się barierki. Po wypadku mówił, że brakuje w pewnym miejscu na mostku czegoś do podtrzymania. Po tym zdarzeniu szybko zjawili się ratownicy, zaczęli udzielać pomocy. Byłam przerażona - relacjonuje kobieta, która (odpowiadając na pytania ze strony sędziny), stwierdziła, że nie widziała momentu upadku.

- Czekaliśmy na przyjazd karetki, potem spędziliśmy czas w szpitalu, potem rehabilitacja. Nikt z basenu nie zadzwonił, żeby zapytać o to jak się czuje mój mąż - opowiadała rozżalona kobieta. - Ordynator w szpitalu powiedział, że dzięki temu, że mąż ma trwale pochyloną sylwetkę, ustrzegło go to przed wózkiem. Spędził miesiąc w szpitalu, potem ponad 3 w domu - wymagał stałej opieki. Przed wypadkiem mąż miał problemy z kręgosłupem, miał bóle. Cały czas się leczył na zesztywniające zapalenie stawów kręgosłupa, a lekarz zalecił mu ruch. Nigdy nie miał problemów z chodzeniem, dlatego nie widziałam potrzeby informowania w kasach biletowych, że mąż jest chory - wyjaśniała przed sądem kobieta.

Ewa R. opowiadała o samej procedurze po wypadku na basenie, a także o tym, jak przebiega procedura przebywania na basenie osoby niepełnosprawnej. Świadek nie widziała zdarzenia, ale sporządziła z niego notatkę służbową, którą przekazała wyższemu kierownictwu i rozmawiała z prezesem. Nie wie jak sprawa potoczyła się dalej. Po wypadku rozmawiała z Zuzanną T.

- Była rozżalona, żałowała, że dała się namówić na to wyjście, mówiła, że maż się poślizgnął, ale nie pamiętam w jakim miejscu - zeznawała Ewa R.

Świadek dodała, że nie jest jej wiadome, aby na mostku czy schodkach doszło do jakiegokolwiek wypadku. Wyjaśniła, że przy kasach, kupując bilet i po okazaniu legitymacji osoby niepełnosprawnej, ratownicy drogą radiową są informowani o tym, iż taka osoba będzie przebywała na obiekcie. Wówczas to ratownicy mają za zadanie czuwać nad tą osobą i wskazywać, z jakich urządzeń może ona skorzystać.

- Jeśli nie poinformuje się o swoich schorzeniach, to odpowiedzialność spoczywa na kliencie - zeznawała świadek.

Sąd wyznaczył termin kolejnej rozprawy na koniec października.

Aplikacja nowagazeta.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo NowaGazeta.pl




Reklama
Wróć do