Przypominamy po raz kolejny historię Pana Kazimierza z Książęcej Wsi.
- Mieszkaliśmy tutaj wszyscy kiedyś, cała nasza piątka rodzeństwa i rodzice. Jakieś 15 lat temu był pożar i spłonął prawie cały dom. Jest tylko kawałek dachu i w tym jednym pomieszczeniu jakoś przezimowałem. Jestem na zasiłku, opieka właśnie przywiozła węgiel - opowiadał Pan Kazimierz i pokazywał leżący przed wejściem do budynku opał.
Pozwolił nam zajrzeć do środka - do jedynego pomieszczenia, które ostało się po pożarze. Składowisko różnych rzeczy, w którym Pan Kazimierz spędza całe swoje życie, ukazało jak fatalne panują tu warunki: nie ma w nim dostępu do bieżącej wody ani prądu. Nie ma także telefonu, aby w razie jakiegokolwiek wypadku wezwać pomoc. Sufit, uginał się pod wpływem zniszczenia i wyglądał tak, jakby w każdej chwili miał się zawalić. Jedynym środkiem transportu, który jest dostępny dla Pana Kazimierza, to rower i właśnie na nim wszędzie jeździ, kiedy musi coś załatwić. Kiedy zapytaliśmy, skąd bierze wodę do codziennego użytku odpowiedział:
- Po wodę jeżdżę na rowerze do Osieka. Przywożę ją w baniaku. W Osieku też czasem pracuję, pomagam w jednym gospodarstwie - opowiadał.
Na posesji znajdowało się wiele psów, które potrzebowały pomocy. W związku z tym, od razu po powrocie z interwencji, powiadomiliśmy o sprawie Ekostraż. Specjaliści przyjechali z interwencją w ubiegły wtorek, 21 lutego zabierając 5 zwierząt. 1 z zabranych piesków już znalazł nowy dom.
Nowy dom jest potrzeby także Panu Kazimierzowi. Z racji choroby i tego, że ruina rodzinnego domu to jedyne miejsce, w których chce żyć i w którym czuje się bezpiecznie, w jego imieniu prosimy o pomoc w zgromadzeniu materiałów budowlanych i wykonaniu pozostałych prac.
W razie możliwości wsparcia, prosimy o kontakt z redakcją gazety lub władzami Żmigrodu.
15 lat temu to był młody człowiek mógł wyjechac i pracowac jak inni
Takie dziadostwo to tylko w gminie Żmigród.
Nic nie usprawiedliwia trzymania zwierząt w takich warunkach........ Jak człowiek taki i los zwierząt .....