Reklama

Trzebnicki styczeń 1945 roku - walki

29/01/2013 04:55
Jak organizowano obronę z pospolitego ruszenia obszernie opisuje  dowódca formacji paramilitarnej Volkssturmu Georg Schubert. " W nocy z 19 na 20 stycznia stawiłem się w starostwie powiatowym w Trzebnicy. W dzień przy 20-stopniowym mrozie sformułowano kompanię, w której powierzono mi dowództwo... Zakwaterowani zostaliśmy w obozie obok klasztoru (baraki postawiono na pagórku nad piwnicami przy ul. Oleśnickiej - przyp. red.)... Już rano przydzielono nam broń z małą ilością amunicji. Była przestarzała. Wielu chłopaków miało broń pierwszy raz w ręku i musiało się z nią zapoznać... O godz. 11 kontrolowałem strzelanie na ćwiczeniach i kiedy znalazłem się koło dębu, usłyszałem świst w powietrzu i warkot samolotu... Rzuciłem się na ziemię. Nastąpił wybuch, który rozrzucił odłamkami bomby i zburzył częściowo pobliską kamienicę, nie było na szczęście strat w ludziach.... Natychmiast przerwałem ćwiczenia... Tego dnia pierwsza bomba spadła na nasze miasteczko. Obrona była w rękach kapitana Wehrmachtu, szefa jednostki pancernej. Uzbrojenie obejmowało,  czołg, 2 działa szturmowe, wóz pancerny rozpoznania, ciężką broń oraz pojazdy gąsienicowe przy kompanii warsztatowej na placu przed mleczarnią (przy dzisiejszej ul. Obrońców Pokoju - przyp red.). Miały one jako pierwsze wejść do akcji, jedna z braku części zamiennych była nieczynna. Dowiedziałem się, że powiat trzebnicki miał był ewakuowany do Jawora i stamtąd miały być dowożone części zamienne do broni pancernej. Niestety, to się nie udało. Od wczesnych godzin rannych Trzebnica znalazła się pod ostrzałem z rejonu wsi Machnice, Piotrkowiczki, Strzeszów... Na odprawie dowódców kompanii zażądaliśmy dla naszych żołnierzy (Volkssturmu) mundurów i książeczek wojskowych, by Rosjanie żadnego z nas nie potraktowali jako dywersanta. Żądanie to miało być spełnione następnego dnia rano do godziny 6, pod warunkiem pozostania na stanowiskach.

24 stycznia już o 7 rano opuściliśmy swoje pozycje Pomaszerowaliśmy w stronę Piotrkowic. Po postoju, przez Kopaszyn wróciliśmy do Trzebnicy. Tutaj dostaliśmy rozkaz wymarszu do Wrocławia. Dostaliśmy książeczki wojskowe, broń i amunicję. W Trzebnicy na podwórzu szkoły ewangelickiej zebrał się cały Volkssturm w sile trzech kompanii. Przydzielono jednostkę Wehrmachtu (ozdrowieńców z trzebnickiego lazaretu) i jednostkę pancerną wspomnianą poprzednio. Pozycja obronna naszego odcinka przebiegała od pagórka koło gimnazjum, gdzie ustawiono karabin maszynowy, po Nowy Dwór oraz Księginice.... Nocą udałem się na skontrolowanie odcinka koło Księginic i zauważyłem pożary w północnej i wschodniej strony... Czwartek 25 był czarnym dniem dla niektórych kolegów. O godzinie 7 rozległ się grzmot i drżenie w powietrzu. Jeden z naszych kolegów strzałem z panzerfausta uszkodził radziecki pojazd, który wycofał się do Księginic. Wkrótce rozpoczął się ostrzał z radzieckich granatników. O godzinie 9 otrzymaliśmy silny ostrzał z Kociej Góry i trzeba przyznać, że wróg dobrze osiągnął swój cel. W tym czasie kolumna samochodów ciężarowych jadąca z Głuchowa Górnego ostrzelana została przez nasz czołg i zmuszona do odwrotu. Czoło kolumny płonęło.

O godzinie 11 wróg posuwał się w stronę Rynku. Zerwana została łączność z dowództwem w urzędzie starostwa. Nowa linia obrony koncentrowała się na ulicy Obornickiej. Trwały walki na cmentarzu żydowskim, na szczycie Farnej Góry. O godzinie 17 zakończyły się. Zginęło 65 osób. Miasto pozostało bez obrony pożarowej. Otrzymałem rozkaz, aby  razem z kolegą przetransportować przez Oborniki Śl. i Ścinawę do Jawora dwa wozy strażackie."

Margareet  Kober przytacza rozmowę z trzebnickimi strażakami: "W dniu 25 stycznia, przed południem odeszli z miasta ostatni żołnierze (prawdopodobnie kompania saperów) minujący zapory czołgowe i wysadzający starostwo i pocztę (przy dzisiejszej ul. św. Jadwigi - przyp. red.). Wraz z nimi odeszli ozdrowieńcy z klasztoru. W klasztorze schroniło się około tysiąc osób.  Potem płonęły budynki: szkoły, placu klasztornego aż do Rynku. Pożar trwał 10 dni."

Jeden z niemieckich obrońców Trzebnicy Ernst Dobberstein tak relacjonuje te wydarzenia: "25 stycznia otrzymaliśmy wiadomość, że Rosjanie są już w Domanowicach i  Kuźniczysku. Około godz. 10 usłyszeliśmy strzały od strony Księginic. Jeden z kolegów został ranny w rękę. Gdy stwierdziliśmy bezsensowność naszych walk, postanowiliśmy przedrzeć się w stronę Obornik, z 20 pozostałymi ludźmi. Około godz. 12 zobaczyliśmy Rosjan."

 Inny obrońca, dowódca kompanii Fritz Doberstein po walkach dostał się do niewoli. Tak opisał obserwacje jeńca: -"Pewnego dnia musiałem wraz z innymi  usuwać sprzęt z klasztornego pensjonatu (nie istniejący obecnie budynek przy ul. Oleśnickiej - przyp. red.). Wyrzucaliśmy z sal i pokoi do ogrodu. Większość z tych sprzętów zniszczono tak, że nadawały się tylko na opał.

Rosjanie ponaglali mnie, aby szybko przygotować rosyjski lazaret dla rannych podczas walk we Wrocławiu. Zwożono ich transportem kolejowym i samochodowym. Byli totalnie pijani i brudni; potwornie śmierdzieli. Jeden z nich, ułożony na gołej podłodze,  miał plecak pełen złotej biżuterii. Pozostawiono mu go, ale obok koledzy-hieny czekali na jego śmierć.

Innego dnia musiałem drutować drzwi i okna pokoi, w których osadzono niemieckich jeńców.  Kazano też nam topić w pobliskim stawie (obecnie jest to teren park Solidarności - przyp. red.) instrumenty medyczne i dentystyczne  oraz kilkaset kilkaset aparatów radiowych,  bo zakazano słuchania radia.

Aplikacja nowagazeta.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo NowaGazeta.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do