Reklama

Podzielił ich wspólny dom

05/02/2013 10:12
W ubiegły wtorek sąd wysłuchał troje świadków: znajomą oraz syna powodów oraz zwaśnione strony.

Krystyna K. zna rodzinę Królów od dawna. Opowiedziała, jak Janina Król z mężem budowała stodołę  i  opiekowała się chorą matką. Robili to z przekonaniem, że odziedziczą gospodarstwo. Jednak po śmierci matki przejął je  młodszy brat powódki. Krystyna K. stwierdziła także, że rodzina K. korzystała z niektórych zabudowań, które, jak sądziła, znajdowały się w części należącej do pozwanego.

Zanim składanie wyjaśnień rozpoczął syn powodów Stanisław Król, sędzia pouczyła go, że jako krewny stron ma prawo odmówić zeznań, z czego świadek nie skorzystał. Świadek powiedział, że mieszka w połowie domu razem z rodzicami, którzy nabyli do niego prawo na podstawie zasiedzenia. Drugą połowę zajmuje jego wuj. Stwierdził, że w roku 1985  toczyły się rozprawy sądowe o ten dom. Wtedy została sporządzona ekspertyza biegłego, z której wynikało, że dom i działka siedliskowa, na której jest posadowiony, jest niepodzielna. Jednak ostatnio działka została "w sztuczny sposób podzielona". Toaleta, dojazd z drogi publicznej oraz zabudowania gospodarcze, które dotychczas były użytkowane przez Królów, znalazły się na części, którą wuj sąsiad 16 lipca 2012 roku oddzielił murem. Świadek dodał, że ok. czterech lat temu, gdy jego rodzice nie nabyli jeszcze przez zasiedzenie prawa do swojej części domu, otrzymali pismo z Urzędu Miejskiego w Trzebnicy, że gmina jest w trakcie ustanawiania nowej drogi dojazdowej do części domu przez nich zajmowanej. Jednak droga ta nie została wyznaczona. Stanisław Król powiedział, że nic nie wie o tym, że jego matka odmówiła budowy tego dojazdu.

Powodowie podtrzymali swoje zeznania składane na poprzednich rozprawach. Bogdan Król dodał, iż uważa, że zasiedzenie powinno obejmować wszystkie zabudowania wcześniej przez nich zajmowane, a do których teraz nie mają dostępu, czyli sławojkę, gnojownik i budynek gospodarczy znajdujący się na zewnątrz, ale też  korytarz, część strychu i  piwnicy w domu. Powód stwierdził że ubikacja, gnojownik, i budynek gospodarczy znajdowały się kiedyś na działce nr 464 (on zajmuje działkę nar 465, a jego sąsiad-szwagier 463 - przyp. red.), która miała należeć do gminy, ale działka ta "zniknęła" na mapach geologicznych.

Janina Król podtrzymała swoje wcześniejsze zeznania; ze względu na stan zdrowia nie składała dodatkowych wyjaśnień.

Jak wynika  z wyjaśnień powodów, w swojej połowie domu mieszkają od czterdziestu lat, najpierw jako lokatorzy gminnej nieruchomości, a obecnie jej właściciele. Ich część jest oddzielona od drogi gminnej działką, która została przypisana do drugiej części domu i jest własnością brata p. Janiny. Natomiast w wewnętrznej części domu, zajmowanej przez sąsiada jest dostęp do strychu i piwnicy, w której znajduje się m.in. podłączenie wody. Do tych pomieszczeń nie mają też dostępu.

Odnosząc się do okoliczności "wyrzucenia" z posesji, która miała budować nowy dojazd, B. Król wyjaśnił, że działo się to jeszcze przed wydaniem przez sąd wyroku o zasiedzenie. Tego dnia był z żoną u lekarza. Po powrocie zobaczył przed domem samochód i ludzi wybijających otwór w murze oddzielającej ich podwórko od gminnej działki, połączonej z drogą główną. - Spytaliśmy, jakim prawem, kto im na to pozwolił. Odpowiedzieli, że dyrektor Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej w Trzebnicy wyraził zgodę. Na drugi dzień poszedłem do pani dyrektor z pytaniem, dlaczego na budowę dojazdu termin na dwa dni przed zakończeniem rozprawy o zasiedzenie i dlaczego nie zostaliśmy o tym wcześniej powiadomieni - stwierdził powód, jednak nie poinformował, jaką otrzymał odpowiedź i czy później jeszcze jakieś czynności w sprawie budowy  nowego dojazdu były podejmowane.

Na pytanie sądu, od kiedy trwa konflikt między nimi a sąsiadami, B. Król stwierdzi, że od czasu gdy jego szwagier wrócił z Katowic, gdzie pobierał nauki i przejął gospodarstwo.

Pozwany Bogdan N. stwierdził, że gospodarstwo przepisała na niego matka aktem notarialnym z 7 października 1983 r.  To było 10,6 ha ziemi z zabudowaniami na działce siedliskowej nr 463. Dodał, że wszystkie sporne obiekty znajdują się na tej działce, i że o żadnej działce nr 464 nigdy n ie słyszał. - Nie ma jej w żadnych dokumentach, ani  w gminie, ani w starostwie - podkreślił. Przyznał że 25 lipca 2012 roku postawił płot między działkami nr 463 i 465, ale wyjaśnił, że rok wcześniej wysłał do sąsiadów list, w którym uprzedził  o zamiarze postawienia płotu i wezwał do usunięcia rzeczy z jego działki.

Pozwany potwierdził, że wcześniej wspólnie korzystali z urządzeń, o które dziś trawa spór. Dodał, że sąsiedzi w dalszym ciągu mogliby z nich korzystać, bo mu to "w niczym nie ujmuje". - Ale gdy nabyli przez zasiedzenie działkę 465, domagali się na takich samych zasadach praw do urządzeń na działce 465 - dodał.

Powód zapewnił, że od roku 2002, to jest od czasu gdy wyszło na jaw, że pół domu należy gminy, zaczął pisać pisma do władz gminnych o oddzielenie posesji.  Jednak oprócz wykonania ekspertyz nie podjęto żadnych kroków.

Na pytanie sądu stwierdził, że między nim a sąsiadami wielokrotnie dochodziło do kłótni. - Składałem na policji zawiadomienia o groźbach karalnych, gdy sąsiad groził mi siekierą i rurką - powiedział, dodając, że postępowanie zostało umorzone.

Sąd postanowił odroczyć rozprawę w celu zapoznania się z dokumentami ksiąg wieczystych o tydzień i dziś ogłosi wyrok.

Aplikacja nowagazeta.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo NowaGazeta.pl




Reklama
Wróć do