Reklama

Stan wojenny zamiast "Teleranka"

12/12/2011 18:55
Kiedy rano 13 grudnia 1981 r. Polacy włączyli telewizor lub radio usłyszeli przemówienie gen. Wojciecha Jaruzelskiego: "Obywatelki i obywatele ogłaszam, że w dniu dzisiejszym ukonstytuowała się Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego. Rada Państwa zgodnie z ustaleniami konstytucji wprowadziła po północy stan wojenny na obszarze całego kraju". Dziś, z okazji 30. rocznicy tych wydarzeń chcemy Państwu przedstawić nie tylko rozmowy z ludźmi, którzy w tamtym okresie aktywnie działali na rzecz wolności, ale także z tymi którzy reprezentowali partię.

Nikt nie spodziewał się przemówienia generała, dlatego  nasi rozmówcy byli zaskoczeni gdy w niedzielny poranek zamiast "Teleranka" usłyszeli przemówienie: - Włączyłem telewizor i nie było żadnego sygnału. Pomyślałem, że się popsuł, a potem usłyszałem jak mówi Jaruzelski. Nic nie wiedzieliśmy o takich zamierzeniach, dlatego potem poszedłem do pracy dowiedzieć się co dalej - mówi Marek Wojtaśkiewicz, który wówczas pełnił funkcję sekretarza. - To robiło wrażenie: po pierwsze sama przemowa, po drugie była wtedy ostra zima. Żona się rozpłakała, bo córka była wtedy malutka, a wiadomo, że będą kłopoty. Ubrałem się i poszedłem do rodziców- nic nie wiedzieli - mówi Paweł Misiorek, były burmistrz Obornik Śl. Porządku na terenie kraju pilnowało wojsko. Na rogatkach, przed wjazdem do dużych miast stały patrole, obok nich czołgi. Wojskowi grzali zmarznięte dłonie przy koksownikach. Stanisław Kania, sekretarz związku Solidarności pamięta, że wśród trzebnickich żołnierzy rozpoznawał swoich uczniów: - Chodzili z przewieszonymi karabinami i potrafili zaczepić, bez powodu, mieszkańców by się wylegitymowali.

Obowiązywała godzina milicyjna, po godzinie 22 miasto zamierało :- Oczywiście czasem niektórzy młodzi ludzie chcąc zrobić na złość władzy wymykali się wieczorami. Otrzymywałem prośby od rodziców, by sprawę umorzyć. Tłumaczyłem wówczas, że nie są to wywrotowcy - mówi Marek Wojtaśkiewicz.

Doniczka na znak

Po związaniu się struktur Solidarności w Polsce utworzyły się przyzakładowe organizacje związku. Decyzją władz, po ogłoszeniu stanu wojennego rozwiązano struktury, jednak nikt z członków nie przestał działać w imię 21 postulatów z sierpnia 1980 r.. Spotykali się w mieszkaniach, gdzie toczyli dyskusje, namawiali innych do wstąpienia do związku, a także kolportowali zakazaną prasę. Trzeba było uważać z kim się rozmawia, ludzie wtedy byli ostrożni, ponieważ nie wiedzieli po czyjej stronie znajduje się ich rozmówca. Halina Bahryn-Kamińska przypomina sobie jak salon jej domu zamieniał się w miejsce spotkań: na podłodze rozmieszczone były gazety i ulotki, które roznoszone były przez członków. - Przywożeniem prasy zajmował się Szczepan Dereniowski, nie wiem jak on w samochodzie przewoził te tytuły, jak udawało mu się przechodzić przez wojskowe patrole. Kiedy przyjeżdżał do domu jego żona wystawiała przez okno kwiatka z doniczką. To był znak, że są już ulotki i gazety, które należy odebrać i rozdać wśród znajomych do poczytania - dodaje Stanisław Kania. Działacze związkowi, którzy byli przywódcami struktur znaleźli się na liście osób do internowania. Czesław Czternastek spodziewał się zatrzymania, dlatego niedzielne popołudnie spędził na rozwożeniu wśród najbliższej rodziny niepożądanych wówczas materiałów. W poniedziałek był już na komendzie wojewódzkiej: - Decyzja o internowaniu była już przygotowana. Milicjanci przyszli do Pafawagu, gdzie pracowałem wczesnym rankiem. Zabrali mnie pod innym pretekstem na przesłuchanie, ale wiedziałem czego się spodziewać. Najpierw razem z innymi więźniami trafiliśmy na Kleczkowską. Tam przygotowano dla nas oddział, opróżniono cele z innych więźniów. Przebywałem tam do stycznia. Potem przewieźli nas do dwóch ośrodków dla internowanych, do Grodkowa (gdzie trafiłem) lub do Nysy.

- Na początku to był trudny dla nas czas - wspomina Czesław Czternastek. - Musieliśmy zorganizować sobie więzienne życie. Aby walczyć o więcej swobód organizowaliśmy np. głodowe strajki. Udało się: mieliśmy otwarte cele i zapewniony kontakt z innymi więźniami. W Grodkowie działał uniwersytet, dokształcaliśmy innych lub sami zdobywaliśmy wiedzę. Czasem odwiedzały nas nasze rodziny. Cyklicznie przesłuchiwał nas esbek, który chciał przekonać nas do poparcia jedynej słusznej partii, ale nic nie wskórał - mówi Czesław Czternastek.

Flaga na wieży

"Zapomniany bohater" to tytuł reportażu o Eugeniuszu Janiszewskim, który ukazał się w 2 numerze NOWej gazety (w grudniu 93 r.) Opowiada o historii jaka wydarzyła się 9 maja 1982 r. w Dniu Zwycięstwa.  Wtedy Eugeniusz Janiszewski w asyście trzech kolegów zawiesił na wieży kościoła św. Piotra flagę  Solidarności. Kościół był wówczas zdewastowany i zamknięty. Nie był świątynią, lecz magazynem STW. Pan Eugeniusz wybrał kościół na miejsce akcji, ponieważ nie znajdowało się w centrum miasta. Razem z trzema kolegami zorganizowali potrzebny sprzęt- liny, po których wdrapali się na dach wieży. - Nie było części schodów i stropu, więc przy  pomocy lin trzeba było dostać się do środka. W sobotni wieczór pan Eugeniusz dostał się do kościoła i przerzucił linę na jedną z belek konstrukcyjnych. Po niej dostał się na poddasze. Podczas tej trudnej wspinaczki asekurował go kolega. Na górze czekał kilka godzin, flagę zawiesił dopiero gdy się ściemniło. Na końcu wyszedł na dach i przymocował flagę do chorągiewki. - Na drugi dzień rano przed kościołem  zgromadził się tłum gapiów, którzy z podziwem oglądali łopoczącą biało-czerwoną flagę. Czułem satysfakcję - opowiada pan Eugeniusz. O akcji szybko dowiedziały się partyjne władze. Telefonicznie chcieli wymóc na ówczesnym komendancie straży pożarnej by zrzucił flagę. Komendant nie wyraził zgody, tłumacząc, że nie posiada odpowiedniego sprzętu. Niedługo potem nadleciał helikopter. Kilka razy krążył wokół wieży, a ze spuszczonej drabinki kaskader próbował zerwać wrogą flagę. Za każdym razem, gdy z niepowodzeniem zataczał koła nad wieżą,  zgromadzona publiczność biła gromkie brawa. Wreszcie udało się zrzucić flagę, która zszyta była z dwóch prześcieradeł. Na jednym z nich znajdował się kwitek od pralni - po nim  milicjanci ustalili, kto jest autorem tego bohaterskiego pomysłu. Po zdarzeniu Eugeniusz Janiszewski w obawie przed złapaniem ukrywał się u znajomych. Wpadł podczas rutynowej kontroli, kiedy milicjanci sprawdzali pasażerów autobusu miejskiego. Jego nazwisko znajdowało się na liście osób przeznaczonych do zatrzymania. Był internowany w obozie w Nysie.

Dzisiaj z okazji 30 rocznicy wprowadzenia stanu wojennego będzie można obejrzeć film dokumentalny o tym jak te wydarzenia przebiegały w powiecie trzebnickim. Film swoją premierę będzie miał podczas uroczystości organizowanych przez starostwo powiatowe (dziś w sali konferencyjnej przy ul. Leśnej o godz. 18.00). Niebawem film zamieścimy także na naszych stronach internetowych www.nowagazeta.pl.

Przeprowadziliśmy rozmowy z ludźmi, którzy w tym trudnym okresie walczyli o wolność, którzy nie bali się przeciwstawić systemowi. Swój punkt widzenia przedstawią również przedstawiciele ówczesnej władzy.

Aplikacja nowagazeta.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo NowaGazeta.pl




Reklama
Wróć do