Z naszej bazy "promieniście" urządzaliśmy wycieczki w różne strony, codziennie przywożąc mnóstwo interesujących wrażeń. W tegorocznej WWR-ce brało udział pięć osób: Krysia, Teresa, Heniek, Lucyna i Wojtek- grupa już sprawdzona na poprzednich wyprawach.
Pierwszy etap naszej eskapady, to przejazd szynobusem do Wrocławia, a potem już pociągiem dalekobieżnym do Łowicza (w sumie pond 6 godzin). Od początku nie było łatwo, bo tegoroczną "nowością" w kolejowym rozkładzie jazdy jest "liczba miejsc ograniczona" w przewozie rowerów. Oznacza to w praktyce, że w pociągu wyznacza się miejsca tylko dla czterech rowerów – a nas była piątka. W dodatku w tym, wybranym przez nas dniu (30 lipca), w składzie pociągu TLK61110 WROCŁAWIANIN w ogóle nie było wagonu dla podróżnych z rowerami, mimo że sprzedano nam bilety na nasze pojazdy. Dzięki dobrej woli konduktorów udało się całej grupie wsiąść i dojechać do celu podróży.
Wyprzedzając nieco bieg wydarzeń, podam, że w drodze powrotnej podzieliliśmy się na dwie grupy. Pierwsza podróżowała pociągiem TLK, w którym znów "tego dnia" (8 sierpnia) w składzie nie było wagonu rowerowego i trzeba było szukać zastępczych rozwiązań. Grupa druga wybrała Przewozy Regionalne, z przesiadką w Łodzi. Połączenie trochę wolniejsze, ale nie mieliśmy żadnych problemów z umieszczeniem rowerów. Nie od rzeczy będzie stwierdzić jeszcze, że w porównaniu z rokiem poprzednim podwyższono ceny za przewóz rowerów. W Przewozach Regionalnych (niestety także w Kolejach Dolnośląskich) z 5 do 7 złotych, natomiast TKL życzą sobie "za tę usługę" aż 9 złotych i 10 groszy. Komentarz będzie b. krótki – regres!!!
Przy wysiadaniu na stacji Łowicz Przedmieście miało miejsce miłe zdarzenie. W operacji wystawiania rowerów pomógł nam bezinteresownie młody człowiek. Na nasze podziękowania i zaproszenie do Trzebnicy odpowiedział krótko: "Znam, byłem, jeździłem na wyścigu Szerszeni".
Zaczęło się więc miło, a potem było jeszcze milej. Szybko dotarliśmy do naszej bazy, gdzie przyjęto nas jak oczekiwanych gości i tak zostało do końca. Mieszkaliśmy w hotelu – akademiku Wyższej Szkoły Humanistyczno – Pedagogicznej. W tym niedużym miasteczku – (niecałe 30 tys. mieszkańców) działa z powodzeniem taka uczelnia. Warunki pobytu dla nas (i naszych rowerów) bardzo dobre, recepcjoniści sympatyczni i chętni do rady i pomocy, a ceny... niewygórowane. Polecić warto!( ul Warszawska 9A; nr telefonu: 46 837 43 38).
Pierwsze popołudnie to okazja dla zapoznania się z miastem, które przez długie wieki było siedzibą prymasów Polski. Historyczne centrum robi wielkie wrażenie – duża ilość pięknie utrzymanych zabytków: m.in. wspaniała katedra, cudownie piękna barokowa budowla kościoła o. pijarów, dwa rynki (w tym jeden trójkątny), ratusz. Zaraz na początku zwiedzania odwiedziliśmy dwa punkty informacji turystycznej (gminny i powiatowy). Przyjęto nas tam bardzo życzliwie (co za miasto!) i wyposażono w mnóstwo (bezpłatnych): planów, mapek i folderów. Poza tym można w tych placówkach kupić najróżnorodniejsze pamiątki i wydawnictwa związane z Ziemią Łowicką, z czego też skorzystaliśmy. Pod koniec tego pierwszego, rowerowego spaceru znaleźliśmy lodziarnię o nazwie Łowiczanka, która na czas WWR –ki stała się stałym punktem podsumowywania codziennych przygód. Tak nam minął dzień pierwszy.
Aplikacja nowagazeta.pl
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Komentarze opinie