Walka w tegorocznych mistrzostwach była zacięta, choć wystartowało tylko siedem reprezentacji wsi. Świadczy o tym chociażby fakt, że zwycięzcy zostali wyłonieni dopiero w dwóch ostatnich konkurencjach, a o drugie i trzecie miejsce rozegrano dogrywkę.
– W igrzyskach braliśmy udział po raz pierwszy. To wszystko było bardzo spontaniczne, zwłaszcza kompletowanie drużyny. Bo mieli w niej być członkowie rad sołeckich, a nie wszyscy mieli czas. Kto mógł i miał ochotę się pobawić, to przyjechał. Nie wiedzieliśmy jakie będą konkurencje i w ogóle, jak to będzie przebiegało, więc w ogóle się nie przygotowaliśmy. Okazało się, że atrakcje są naprawdę świetne, a zabawa rewelacyjna – powiedziała nam kapitan zwycięskiej drużyny Anna Gontarz. – Najtrudniejszymi konkurencjami, przynajmniej dla nas, było rzucanie podkową oraz krążkiem drewna. Za to ostatnia, czyli z rycerzem, była bardzo wesoła. Dała nam najwięcej wrażeń i radości. Zwycięstwo jest bardzo miłą niespodzianką. Na pewno w kolejnych zawodach będziemy też brać udział. I to nie dlatego, że wygraliśmy, a dla tego, że bawiliśmy się tutaj świetnie.
Drugie miejsce – po dogrywce polegającej na piciu przez słomkę piwa na czas – zdobyły Szczytkowice (gm. Trzebnica) i otrzymały m.in. kosę spalinową; trzecie Kałowice (gm. Zawonia) – nożyce do żywopłotów, a czwarte Uraz (gm. Oborniki Śląskie) – taczki.
W turnieju wystartowały także drużyny Kowal (gm. Oborniki Śl.), Borka (gm. Prusice) i Niezgody (gm. Żmigród).
Patron igrzysk starosta Robert Adach wezwał sołtysów, żeby wykorzystali obecność na zawodach członka zarządu województwa Włodzimierza Chlebosza - "bo on pieniędzmi dużymi dzieli": - Porozmawiajcie z nim w kuluarach, to może wam doradzi, jak zdobyć środki na wasze marzenia wioskowe realizować – namawiał.
- Starosta zachęca, was do tego, żeby ze mną rozmawiać, wykorzystajcie to – ripostował wicemarszałek i dodał, że już doradził staroście, jak wykorzystać istnienie zabytkowych traktorów, których wystawę można było podziwiać na kurkaszkowskim boisku. - To jest na razie tajemnica – dodał.
Konkurencje były – jak założyli sobie organizatorzy – niespodziankami, ale tym roku niespodzianką okazało się, że większość z nich już się powtarza. Większość bo ostatnią przygotowali goście: średniowieczni rycerze z Opolszczyzny.
Ale po kolei: zawody rozpoczęto "biegiem Justyny Kowalczyk", czyli wyścigiem trzyosobowych zespołów na jednej parze nart; nowością było utrudnienie – zawodnicy musieli nieść kubek z wodą. Najbardziej skoordynowani w tej dyscyplinie byli zawodnicy z Borówka, ubiegłoroczni wicemistrzowie igrzysk i zwycięzcy pierwszych: – Nie trenowaliśmy wspólnego chodzenia na sztachetach, ale współpracę owszem. Przez ostatnie miesiące ostro pracujemy nad budową skansenu "ręcznego" sprzętu rolniczego. Właściwie ostatnio nie mamy czasu na inne zajęcia, bo otwarcie jest w najbliższą sobotę. Nawet na igrzyska jechaliśmy prosto z budowy – powiedział sołtys Czesław Suchacki.
"Szczęście na rurze" to dyscyplina polegająca na celnym rzucaniu podkowami, które musiały spocząć na oddalonej o 6 m rurze. Najlepiej podkową rzucał Darek Kościołek: – Mieszkam w Kotowicach, a dziadek miał konia i to chyba jest przyczyna, że udało mi się wygrać tę konkurencję, bo specjalnie w żaden sposób się nie przygotowywałem. Trafiłem dwukrotnie na pięć rzutów, ale raz miałem pecha, bo podkowa spadła z pręta. Oczywiście, wcześniej amatorsko zajmowałem się sportem – powiedział mistrz rzutu podkową. W ub. roku ta konkurencja nazywała się "rzutem Szymona Ziółkowskiego".
W ubiegłą sobotę konkurencja pn. "Szymon Ziółkowski w akcji" polegała na rzucaniu do celu z odległości 8 m krążkami drewna. Najlepiej wypadł Tomek Zając z Urazu. - Udało mi się trafić dwa razy w w zaznaczone pole i to wystarczyło. Gram w piłkę nożną, to ćwiczę także wrzucanie piłki rękoma z autu. Poza tym należę do Ochotniczej Straży Pożarnej. Na pięć prób udało mi się trafić dwa razy i to wystarczyło, żeby wygrać – powiedział nam po konkurencji.
"Powrót sołtysa z imprezy" też został zmodyfikowany, bo zamiast pałatki do wożenia sołtysa użyto taczki, ale żeby nie było za łatwo, zawodnicy najpierw musieli załadować i przewieźć na taczce pocięte drewno i usypać z niego pryzmę, a sołtysa zabrać w drogę powrotną. – Sołtys nie przyjechał z nami, więc jego rolę na taczkach ja odgrywałam – powiedziała nam Beata Kowalska, lider odnowy wsi ze Stowarzyszenia "Przylesie 2011" z Kałowic. – Te konkurencje są dla nas zaskoczeniem. Nigdy ich nie ćwiczyliśmy.
Konkurs "samorządowy" polegał na napisaniu wniosku o dotację na budowę w Kuraszkowie... ratusza. Staroście, który w tej konkurencji był jednoosobowym jury, najbardziej przypadł wiosek reprezentacji Psar, którego fragment przytaczamy: "(...) Mając ratusz w Kuraszkowie mieszkańcy będą mogli zawierać więcej związków małżeńskich, co wiąże się ze zwiększeniem populacji powiatowej. A niesie to za sobą większy dopływ kasiorki do starostwa. Nie prosimy ani nie żądamy posłusznego rozważenia naszego wniosku, gdyż z góry wiemy iż decyzja będzie słusznie podjęta. Przypominamy, że Kuraszków wniósł duży wkład w ilość oddanych głosów w poprzednich wyborach na Pana Starostę(...)."
Kolejną konkurencję zaproponowali miłośnicy zabytkowych traktorów z obornickiego klubu Retrotraktor; wjazd traktorem do garażu wygrał Mateusz z Urazu: – Mamy gospodarstwo rolne,więc jazda traktorem dla mnie jest czymś powszednim. U siebie jeżdżę na znacznie większych maszynach, ale i znacznie nowszych typów. Za kierownicą tego zetora siedziałem po raz pierwszy. Musiałem więc najpierw dokładnie się przyjrzeć, co gdzie jest i jak pracuje. To jest stary sprzęt więc nie prowadzi się go jak nowy traktor, bo wszystko chodzi ciężko bez wspomagania. Trzeba się mocno namęczyć przy kręceniu kierownicą – powiedział nam zwycięzca.
Najciekawszą, najbardziej widowiskową i dającą najwięcej zabawy samym zawodnikom imprezą okazało się przygotowane przez gościa igrzysk grupę rekonstrukcyjną Opolskie Bractwo Rycerskie z grodu Byczyna - "ubieranie rycerza": startowały czteroosobowe zespoły. Każdy zawodnik musiał z pochyloną głową obracać się dookoła stojaka aż mu się zakręciło w głowie i przebiec slalomem ok. 30 m. Szybko okazało się, że jest to najtrudniejsza część konkurencji i wielu zawodników musiało korzystać z pomocy osób trzecich, żeby trafić między bramki slalomu, a nawet utrzymać się na nogach. Później role się specjalizowały: pierwszy – rycerz – miał przerąbać na pieńku drewnianą gałąź (nie zanotowano utraty palców), a następnie wdrapać się na drewnianego konia na kołach; kolejni – giermkowie x– po przebiegnięciu slalomu – zaopatrywali "rycerza" w napierśnik, hełm i kopię, później w trójkę musieli przetoczyć konia z rycerzem, który z rozpędzonego "rumaka" kopią miał strącić "głowę" zatkniętą na pal. Na koniec wszyscy musieli wrócić na jednej parze nart.
Zabawa była niewątpliwie pyszna, zwłaszcza dla oglądających, zwłaszcza, że organizatorom udało się namówić do wzięcia udziału w konkurencji drużyny samorządowców pod wodzą starosty Roberta Adacha. A następnie do zabawy przyłączyli się goście zagraniczni – Węgrzy i Holendrzy, którzy w sobotnie przedpołudnie brali udział w turnieju podnoszenia ciężarów, jaki odbył się w Obornikach Śl.
Bractwo do Kuraszkowa przyjechało nieprzypadkowo. Szef grupy Andrzej Kościuk "Effendi" pochodzi z Obornik Śl. i choć teraz mieszka na Opolszczyźnie z swoją małą ojczyzną kontaktów nie zerwał. Choć, jak zaznaczył, terminy mają pozamawiane nawet na rok z góry, dla podobornickiej miejscowości musieli znaleźć czas i na igrzyskach sołtysów uczyli widzów rycerskiego rzemiosła.
Nie lada gratkę mieli amatorzy motoryzacji. Miłośnicy starych traktorów przywieźli dziewięć maszyn. Najwięcej było czeskich zetorów. Oczywiście były też ursusy. Jednak najciekawszą maszyną – choć niepozorną z wyglądu był porsche; jak się okazuje niemiecka firma produkuje nie tylko wozy sportowe. Ciekawa jest także historia, jak trafił do Obornik Śl.: – To jest ciągnik z lat sześćdziesiątych. Sprowadziliśmy go z Niemiec zaraz po komunie, gdy jeszcze nie było ceł na maszyny rolnicze. U nas wtedy traktory były praktycznie nie do kupienia, a nam potrzebny był do gospodarstwa. Ojciec z bratem wpadli wtedy na pomysł, żeby z Niemiec przywieźć ciągnik. Ściągnęli tego oraz deutza, który miał pojechać na Pomorze, bo tam był zamówiony. Takie dwudziestokilkuletnie maszyny można było kupić bardzo tanio jako demobil na szrocie. Ostatecznie oba zostały w Kuraszkowie. Oba zostały wtedy uruchomione, ale używane były coraz rzadziej. O tym, że je mamy dowiedzieli się członkowie klubu i namówili mnie do pokazania ich tutaj. Przywiozłem je, bo było blisko. Sam osobiście się tym nie zajmuję, bo nie mam czasu na takie rzeczy, ale kto wie może w przyszłości je odnowimy – powiedział nam p. Tomek, właściciel rolniczego porsche.
– Zaplanowaliśmy, że z każdej gminy powiatu wystąpią przedstawiciele trzech miejscowości. Byłoby więc 18 pięcioosobowych drużyn. I tyle zaprosiliśmy. Większość z nich potwierdziła swoją obecność niektórzy do ostatniej chwili obiecywali, że przyjadą. Trzy odmowy dostaliśmy smsem dosłownie przed otwarciem igrzysk. W większości wypadków usprawiedliwieniem był ogrom prac polowych, ale przecież ci, którzy przyjechali też pracują i to niektórzy niemało. Szkoda, że nie przyjechali, bo to chodzi przecież o integrację. Żeby się w tym powiecie poznać, nawiązać współpracę. Wszyscy coś robimy, a nie potrafimy wymieniać się doświadczeniami – powiedział sołtys Kuraszkowa Andrzej Jaros.
Aplikacja nowagazeta.pl
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Komentarze opinie