Tego wieczoru, gdy właśnie marzyłam o prawdziwej miłości, bez podstępów i pułapek, oznajmiono mi markiza de Maillebois, królewskiego mistrza garderoby. Przybył prosto z Fontainbleau i z wielką ceremonią wręczył mi list od Ludwika. Poczerwieniałam ze wzruszenia i zaraz odprawiłam go uprzejmym słowem. Chciałam zostać sama, by przeczytać pierwszy list, który otrzymałam od mego małżonka:
"Wiadomość, którą właśnie otrzymałem Pani, o uroczystości moich zaślubin jest dla mnie najprzyjemniejszą, od chwili gdy sprawuję królewską władzę. Gorliwość, z jaką przyjąłem Waszą Wysokość doskonale oddaje, to wszystko czego obiecuję sobie, ze związku, który utworzymy. Bądź pewna Pani, że nie będę szukał nigdzie mojego szczęścia, jak tylko w przyjemności, że będę mógł odczuwać je z Tobą. Odliczam chwile do Twojego przybycia do mnie, aby dzielić z nią radość mego ludu, który osądził, ze wybór, który uczyniłem i pragnienie, które miałem, uczyni go także szczęśliwym. (Autentyczne).
List nosił datę 19 sierpnia, a otrzymałam go 24. Chyba z tysiąc razy odczytywałam te kilka linijek. Płakałam ze szczęścia, a moje serce oszalało z miłości. Ja przecież także odliczałam niecierpliwie dni, chcąc przyspieszyć to spotkanie. Niewiele spałam tej nocy. Słyszałam w marzeniach słodki głos, powtarzający czułe słowa, które mnie kołyszą.
Rankiem, wróciłam do realnego świata, wzięłam pióro i odpowiedziałam królowi Francji, zapewniając go o mych gorących uczuciach. Markiz de Maillebois spiął ostrogami swego rumaka i zniknął w gejzerach błota. Odprowadzałam go wzrokiem tak długo, jak to było możliwe. Zabierał ze sobą część mnie samej, ku Temu, który wzburzył moje myśli i owładnął powoli moją duszą.
Me serce cierpiało, a ja powróciłam do mej karocy: do wstrząsów, kolein i błota, do niekończących się deszczów, które powodowały przemakanie wszystkiego. Grzęznące w błocie furgony opóźniały naszą podróż. Wzdychałam z tęsknoty i coraz bardziej opadałam z sił. Jednakże w mijanych miastach i miasteczkach powracał mi uśmiech i dobre samopoczucie.W Verdun, Sainte – Menehould i w Remis czekały na mnie różne niespodzianki. Oczywiście, nie mogłam pominąć katedry, gdzie od czasów Chlodwiga dokonywano koronacji wielu królów Francji, w której opowiedziano mi dokładnie, jak przebiegała ta ceremonia. Byłam córką króla wybranego przez Sejm, który otrzymał koronę w czasie uroczystej Mszy w katedrze w Warszawie i chciałam poznać symbole, wyróżniające monarchę "z woli Boga", którym był mój małżonek. Byłam pod wielkim wrażeniem, poznając wszystkie rytuały wypełniające mistyczny sens, na który się składały. W płomyku Świętej Ampułki nowy władca był namaszczany siedmiokrotnie Świętym Krzyżmem i to czyniło z niego króla, "Pomazańca Bożego", którego Bóg dał Francji. Zupełnie jak Dawid, pierwszy król Izraela, został uświęcony, gdy wylał na niego olej Wielki Kapłan Melchizedek,
Król otrzymywał koronę i miecz Karola Wielkiego, berło i ostrogi, a także rękę sprawiedliwości. Następnie składał przysięgę po łacinie, kładąc obie ręce na Ewangelii: obiecywał swemu ludowi w imię Jezusa Chrystusa zapewnić pokój i szanować religię, powstrzymywać wszelkie grabieże i przestrzegać sprawiedliwości w sądzeniu.
"Niech król żyje na wieki" (Vivat Rex in aeternum!) głośno obwieszczali wspólnie duchowni i książęta, a owację podejmował ogromny tłum ludzi, którzy tłoczyli się na zewnątrz.
W taki sposób przebiegała ta ceremonia także trzy lata temu, a ja przeżywałam ją wśród zgromadzonych w kościele w Wissemburgu, we wspólnocie z mieszkańcami całej Francji. Byłam wtedy bardzo przejęta i wzruszona do łez. Teraz, onieśmielona do najwyższego stopnia tym wszystkim co usłyszałam, uklękłam na chórze, w miejscu, gdzie było podwyższenie, na którym wtedy stał młody, dwunastoletni król i pogrążyłam się w żarliwej modlitwie za tego "pierwszego Syna Kościoła", z którym miałam podzielić los.
Jeszcze raz ogarnęły mnie wątpliwości, które zaciemniły moje myśli. Ozdobiony tyloma wielkimi tytułami, jakim człowiekiem okaże się Ludwik? W Remis wspominano jego powagę i dostojeństwo w dniu koronacji, ale dodawano głosami pełnymi miłości: - W nowych, królewskich szatach, był podobny do Amora.
Ludwik... Miłość... Moje serce przepełnione było marzeniami i wzniosłymi uczuciami, podczas gdy delegacje i stowarzyszenia wygłaszały swe powinszowania i prezentowały mi z dumą wina szampańskie, konfitury, suszone owoce i inne produkty swych ziem, których obiecywałam spróbować. Byłam zmęczona i ledwie powstrzymywałam się od ziewania, gdy nagle wkroczył, zakłócając przebieg uroczystości, książę de Mortemart, pierwszy nadzorca królewskich pokojów. Przybył on z wielkim orszakiem z Fontainebleau i przywiózł mi list opieczętowany królewską pieczęcią i pakiet owinięty wstążką.
- Proszę mi dać Panie – powiedziałam, czerwieniąc się radośnie. - Płonę z ciekawości.
Szybkim gestem rozerwałam papier i ujrzałam nagle portret Ludwika oprawiony w ramkę ozdobioną diamentami. Niespodzianka była tak wielka, że odebrało mi głos. Ukochany był przede mną, piękniejszy niż go sobie wyobrażałam, mój książę z bajki, ze złotymi włosami i z uśmiechem, który mnie oczarował. Liścik był krótki. Kilka gorących słów, wyrażających niecierpliwość podobną do mojej. Poczułam nagły przypływ szczęścia i przycisnęłam do serca wizerunek tego, którego tak bardzo pokochałam.
Aplikacja nowagazeta.pl
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Komentarze opinie