Reklama

Genevieve Chauvel, Le don d`aimer. Rozdz. IV (cz. 3)

09/08/2013 09:23
Tego wieczoru, gdy właśnie marzyłam o prawdziwej miłości, bez podstępów i pułapek, oznajmiono mi markiza de Maillebois, królewskiego mistrza garderoby. Przybył prosto z Fontainbleau i z wielką ceremonią wręczył mi list od Ludwika. Poczerwieniałam ze wzruszenia i zaraz odprawiłam go uprzejmym słowem. Chciałam zostać sama, by przeczytać pierwszy list, który otrzymałam od mego małżonka:

"Wiadomość, którą właśnie otrzymałem Pani, o uroczystości moich zaślubin jest dla mnie najprzyjemniejszą, od chwili gdy sprawuję królewską władzę. Gorliwość, z jaką przyjąłem Waszą Wysokość doskonale oddaje, to wszystko czego obiecuję sobie, ze związku, który utworzymy. Bądź pewna Pani, że nie będę szukał nigdzie mojego szczęścia, jak tylko w przyjemności, że będę mógł odczuwać je z Tobą. Odliczam chwile do Twojego przybycia do mnie, aby dzielić z nią radość mego ludu, który osądził, ze wybór, który uczyniłem i pragnienie, które miałem, uczyni go także szczęśliwym. (Autentyczne).

List nosił datę 19 sierpnia, a otrzymałam go 24. Chyba z tysiąc razy odczytywałam te kilka linijek. Płakałam ze szczęścia, a moje serce oszalało z miłości. Ja przecież także odliczałam niecierpliwie dni, chcąc przyspieszyć to spotkanie. Niewiele spałam tej nocy. Słyszałam w marzeniach słodki głos, powtarzający czułe słowa, które mnie kołyszą.

Rankiem, wróciłam do realnego świata, wzięłam pióro i odpowiedziałam królowi Francji, zapewniając go o mych gorących uczuciach. Markiz de Maillebois spiął ostrogami swego rumaka i zniknął w gejzerach błota. Odprowadzałam go wzrokiem tak długo, jak to było możliwe. Zabierał ze sobą część mnie samej, ku Temu, który wzburzył moje myśli i owładnął powoli moją duszą.

Me serce cierpiało, a ja powróciłam do mej karocy: do wstrząsów, kolein i błota, do niekończących się deszczów, które powodowały przemakanie wszystkiego. Grzęznące w błocie furgony opóźniały naszą podróż. Wzdychałam z tęsknoty i coraz bardziej opadałam z sił. Jednakże w mijanych miastach i miasteczkach powracał mi uśmiech i dobre samopoczucie.W Verdun, Sainte – Menehould i w Remis czekały na mnie różne niespodzianki. Oczywiście, nie mogłam pominąć katedry, gdzie od czasów Chlodwiga dokonywano koronacji wielu królów Francji, w której opowiedziano mi dokładnie, jak przebiegała ta ceremonia. Byłam córką króla wybranego przez Sejm, który otrzymał koronę w czasie uroczystej Mszy w katedrze w Warszawie i chciałam poznać symbole, wyróżniające monarchę "z woli Boga", którym był mój małżonek. Byłam pod wielkim wrażeniem, poznając wszystkie rytuały wypełniające mistyczny sens, na który się składały. W płomyku Świętej Ampułki nowy władca był namaszczany siedmiokrotnie Świętym Krzyżmem i to czyniło z niego króla, "Pomazańca Bożego", którego Bóg dał Francji. Zupełnie jak Dawid, pierwszy król Izraela, został uświęcony, gdy wylał na niego olej Wielki Kapłan Melchizedek,

Król otrzymywał koronę i miecz Karola Wielkiego, berło i ostrogi, a także rękę sprawiedliwości.  Następnie składał przysięgę po łacinie, kładąc obie ręce na Ewangelii: obiecywał swemu ludowi w imię Jezusa Chrystusa zapewnić pokój i szanować religię, powstrzymywać wszelkie grabieże i przestrzegać sprawiedliwości w sądzeniu.

"Niech król żyje na wieki" (Vivat Rex in aeternum!) głośno obwieszczali wspólnie duchowni i książęta, a owację podejmował ogromny tłum ludzi, którzy tłoczyli się na zewnątrz.

W taki sposób przebiegała ta ceremonia także trzy lata temu, a ja przeżywałam ją wśród zgromadzonych w kościele w Wissemburgu, we wspólnocie z mieszkańcami całej Francji. Byłam wtedy bardzo przejęta i wzruszona do łez. Teraz, onieśmielona do najwyższego stopnia tym wszystkim co usłyszałam, uklękłam na chórze, w miejscu, gdzie było podwyższenie, na którym wtedy stał młody, dwunastoletni król i pogrążyłam się w żarliwej modlitwie za tego "pierwszego Syna Kościoła", z którym miałam podzielić los.

Jeszcze raz ogarnęły mnie wątpliwości, które zaciemniły moje myśli. Ozdobiony tyloma wielkimi tytułami, jakim człowiekiem okaże się Ludwik? W Remis wspominano jego powagę i dostojeństwo w dniu koronacji, ale dodawano głosami pełnymi miłości: - W nowych, królewskich szatach, był podobny do Amora.

Ludwik... Miłość... Moje serce przepełnione było marzeniami i wzniosłymi uczuciami, podczas gdy delegacje i stowarzyszenia wygłaszały swe powinszowania i prezentowały mi z dumą wina szampańskie, konfitury, suszone owoce i inne produkty swych ziem, których obiecywałam spróbować. Byłam zmęczona i ledwie powstrzymywałam się od ziewania, gdy nagle wkroczył, zakłócając przebieg uroczystości, książę de Mortemart, pierwszy nadzorca królewskich pokojów. Przybył on z wielkim orszakiem z Fontainebleau i przywiózł mi list opieczętowany królewską pieczęcią i pakiet owinięty wstążką.

- Proszę mi dać Panie – powiedziałam, czerwieniąc się radośnie. - Płonę z ciekawości.

Szybkim gestem rozerwałam papier i ujrzałam nagle portret Ludwika oprawiony w ramkę ozdobioną diamentami. Niespodzianka była tak wielka, że odebrało mi głos. Ukochany był przede mną, piękniejszy niż go sobie wyobrażałam, mój książę z bajki, ze złotymi włosami i z uśmiechem, który mnie oczarował. Liścik był krótki. Kilka gorących słów, wyrażających niecierpliwość podobną do mojej. Poczułam nagły przypływ szczęścia i przycisnęłam do serca wizerunek tego, którego tak bardzo pokochałam.

Aplikacja nowagazeta.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo NowaGazeta.pl




Reklama
Wróć do