Świadek zeznał, że znał Jarosława B., który od 2009 rok do połowy 2010 był dyrektorem Zakładu Gospodarki Komunalnej w Ścinawie, czyli bezpośrednio podlegał tylko burmistrzowi. Jednak szef samorządu nie wiedział, czego dotyczy proces.
Na pytanie sądu burmistrz Holdenmajer opowiedział o swojej ocenie oskarżonego jako dyrektora komunalki. Stwierdził, że dyrektor bardzo dużo mówił i obiecywał, m.in., że przeprowadzi restrukturyzację zakładu, wyprowadzi go na prostą, ale po niedługim czasie, burmistrz zaczął przyglądać się pracy dyrektora i stwierdził, że "nic z tego co mówił nie było prawdą. Świadek uściślił, że swoje zdanie wyrobił podczas powodzi, jaka w 2010 nawiedziła Ścinawę. Wtedy to oskarżony miał zaoferować pomoc w akcji przeciwpowodziowej i zapewnić burmistrza, że "wszystko będzie grało", że ma praktykę w kierowaniu takimi akcjami, bo był w wojsku.
Tymczasem, jak zeznał burmistrz Jarosław B., był w swojej pracy niesumienny. Jednak świadek nie sprecyzował, na czym miała polegać ta niesumienność. Wyjaśnił tylko, że w owym czasie pracownicy biorący udział w akcji przeciwpowodziowej mieli 24-godzinne dyżury. Wg burmistrza Ścinawy dyrektor B. podczas swoich dyżurów "urywał się" z pracy: - Gdy go szukałem telefonicznie powiedział, że jest w Lubinie (po sprzęt – przyp. ANB), a w rzeczywistości był już w Żmigrodzie – stwierdził świadek, dodając, że od burmistrza Żmigrodu dowiedział się, że jego dyrektor był w tym czasie w... kościele. Burmistrz Holdenmajer zeznał, że także gdy Jarosław B. był w Ścinawie, przebywał na prywatnych spotkaniach w urzędzie gminy (w tym samym budynku mieści się ZGK – przyp red.). Świadek dodał, że budynek urzędu jest monitowany, stąd zapewne ocena charakteru spotkań. – Każdej z pań, z którymi się spotykał proponował kawę – zapewnił świadek.
Holdenmajer zeznał też, że Jarosław B. powiedział mu, że jako przewodniczący trzebnickiej Rady Powiatu musi być w każdą środę w starostwie o godz. 12 i zwalniać się z pracy. – Zadzwoniłem do urzędu i spytałem, czy rzeczywiście musi być o tej godzinie. Odpowiedzieli, że absolutnie nie. Powiedziałem więc panu B. żeby mnie nie oszukiwał.
Burmistrz Ścinawy powiedział też, że dyrektor B. namawiał go do naprawy drogi, bo "się zaraz rozleci", twierdząc, że ma znajomych, którzy zrobią to jak najszybciej, a tymczasem droga jest w dobrym stanie do dziś. – Oskarżony okłamywał mnie notorycznie – powiedział przed sądem burmistrz. Dodał też, że Jarosław B. był ciągle z czegoś niezadowolony: narzekał, że miał problemy z policją itd. - Ale mnie to nie interesowało stwierdził ścinawianin.
Burmistrz stwierdził także, że oskarżony napisał donos do powiatowego inspektora nadzoru budowlanego, że miejscowy basen (odkryty, olimpijski) grozi zawaleniem.
Gdy już Jarosław B. utracił całkowicie zaufanie Andrzeja Holdenmajera, ten ostatni zaproponował mu zwolnienie za porozumieniem stron, na co dyrektor ZGK przystał.
Na pytanie prokurator, świadek stwierdził, że zdziwił się, gdy za przewóz piasku i żwiru dla potrzeb akcji przeciwpowodziowej dostał fakturę od firmy, która zajmuje się meblami (firma Tekwoj – przyp. ANB). Wcześniej widział przy umacnianiu wału przeciwpowodziowego 24-tonową ciężarówkę produkcji amerykańskiej. Wiedział, że takie ciężarówki sprowadzał oskarżony, ale dopiero półtora roku później znalazł w jego oświadczeniu majątkowym informację, że był on właścicielem tego samochodu w roku 2008 lub 2009. Burmistrz powiedział, że właściciel fabryki Tekwoj przyjeżdżał do następczyni oskarżonego, nowej dyrektorki ZGK w celu uregulowania zaległych rachunków. Wtedy przedsiębiorca miał potwierdzić, że ciężarówka była wcześniej własnością oskarżonego.
Na pytanie sądu świadek powiedział, że ZGK było zwolnione z organizowania przetargów. Tam obowiązuje "zwykły tryb ofertowy", a oferty wybiera dyrektor.
Burmistrz powiedział, że nie wie, czy firma Tekwoj świadczyła jakieś usługi dla ZGK, ale jest to w stanie błyskawicznie ustalić.
Spytany, czy między nim a oskarżonym był konflikt świadek powiedział, że taki konflikt był. Jego przyczyną miały być relacje między dyrektorem ZGK a ówczesnym sekretarzem gminy, którego burmistrz miał "prosić o mobilizowanie dyrektora do punktualnego przychodzenia do pracy" i nieoszukiwania przełożonego. Tymczasem burmistrz Holdenmajer miał podpatrzeć jak ok. godz. 7.10-7.15 rano, ukryty za żywopłotem na basenie sekretarz instruuje dyrektora B., "co ma pisać". Burmistrz stwierdził, że stał z innym pracownikiem urzędu z drugiej strony żywopłotu i słuchali: " to jest nie do powtórzenia, bo tam padały wulgaryzmy", stwierdził świadek. Świadek poproszony o skonkretyzowanie, powiedział, że konflikt z oskarżonym rozpoczął się w maju 2010 podczas powodzi w Ścinawie i był spowodowany zastrzeżeniami do pracy oskarżonego. A współpraca układała się ok. 3 miesięcy.
Na pytania oskarżonego, dotyczące rozliczania faktur z firmami biorącymi udział w akcji przeciwpowodziowej, burmistrz nie odpowiedział, zasłaniając się niepamięcią. Nie pamiętał również, czy złożył na dyrektora B. donos do policji skarbowej – choć Jarosław B. na sali sądowej twierdził, że na donosie widnieje podpis burmistrza.
Oskarżony zadał też serię pytań dotyczących sytuacji finansowej ZGK przed i podczas jego dyrektorowania zakładem. Sąd je wszystkie uchylił, bo nie miały związku ze sprawą.
Jak wyjaśnił sędzia Maciej Pruszyński, wcześniej wysłuchał wyjaśnień świadka, również nie mających bezpośredniego związku z prowadzonym postępowaniem, ale sąd chciał w ten sposób zapoznać się z z sytuacją oraz stosunkami łączącymi świadka i oskarżonego.
Sąd odrzucił także wnioski oskarżenia o dopuszczenie dowodów w postaci zdjęć amerykańskiej ciężarówki – ze względu na to, że obrona nigdy nie kwestionowała, że ta ciężarówka najpierw należała do oskarżonego, a potem do właściciela Tekwoja i brała udział w akcji powodziowej; oraz obrony – przesłuchania jako świadka ówczesnego sekretarza gminy.
Przypomnijmy, że prokuratura w Miliczu oskarżyła Jarosława B. na podstawie zeznań właściciela fabryki Tekwoj Wojciecha D., który we wrześniu we wrześniu 2011 r. złożył doniesienie, iż Jarosław B. usiłował wyłudzić od niego 140 tys. złotych. Obaj panowie znali się wcześniej, a nawet byli przyjaciółmi.
Gdy Jarosław B. sprowadził z zagranicy samochód ciężarowy volvo, zaproponował przyjacielowi, że wynajmie mu ten samochód, by mógł na zlecenie ZGK w Ścinawie wozić tłuczeń. Na tym interesie zarabiali obaj panowie: po każdym kursie właściciel Tekwoja wystawiał ZGK fakturę vat, a po otrzymaniu przelewu przekazywał część pieniędzy oskarżonemu Jarosławowi B. Pieniądze te miały być zapłatą za ciężarówkę, którą w międzyczasie były radny B. sprzedał biznesmenowi.
W marcu 2010 r. wspólnicy zawarli dodatkową umowę, na mocy której p. Jarosław pożyczył p. Wojciechowi 140 tys. zł. Pieniądze te, jak twierdzi samorządowiec, były jego udziałem w nowo zakładanej fabryce, na którą właściciel Tekwoja starał się o dotację unijną. Po jej otrzymaniu B. miał zostać dyrektorem tego przedsięwzięcia. Jednak, zdaniem Wojciecha D umowa była fikcyjna - podpisano dokument, a nie doszło do przekazania pieniędzy - i miała być gwarancją-zabezpieczeniem dla B., że zyskiem ze zleconych prac będą się dzielić po połowie.
Kiedy Wojciech D. dowiedział się, że dotacji nie dostanie, poinformował Jarosława B., że ten nie zostanie dyrektorem. W odpowiedzi, po kilku miesiącach, otrzymał od B. pismo żądające wykupu weksla, który - jak twierdził - był fikcyjny i nie zamierzał go wykupić. W efekcie Jarosław B. złożył w sądzie pozew o zwrot długów i sprawę wygrał, wtedy Wojciech D. poszedł na policję, co zakończyło się aktem oskarżenia .
Aplikacja nowagazeta.pl
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Komentarze opinie