Prokuratura zarzuca mu, że 6 kwietnia ub. roku ok. godz. 12.30, jadąc samochodem osobowym chrysler 300 C z Trzebnicy w kierunku Żmigrodu na prostym odcinku drogi krajowej nr 5 między Małuszynem a Pawłowem Trzebnickim umyślnie naruszył przepisy ruchu drogowego, przez co spowodował wypadek drogowy, a następnie zbiegł: Mając ograniczoną, ze względu na ukształtowanie terenu, zdolność obserwowania pojazdów jadących z przeciwka, rozpoczął manewr wyprzedzania kolumny pojazdów w miejscu oznaczonym zakazem wyprzedzania, poruszając się przy tym z prędkością znacznie przekraczającą dopuszczalną. Będąc na lewym pasie ruchu zmusił jadącą prawidłowo z przeciwka samochodem skoda octavia 36-letnią Monikę B. do gwałtownego – w celu uniknięcia zderzenia czołowego – zjazdu na prawe pobocze, a następnie na lewy pas ruchu. W wyniku tych manewrów skoda zderzyła się z jadącym prawidłowo od strony Trzebnicy ciężarowym mercedesem. W wyniku wypadku śmierć na miejscu poniosła 36-letnia kobieta prowadząca skodę octavię. Jej 3-letnia córeczka z ciężkimi obrażeniami, m.in. obrzękiem mózgu, nieprzytomna, została` odwieziona do szpitala, gdzie po czterech dniach zmarła. W wypadku ranny został również kierowca mercedesa. Grzegorz J. nie przyznaje się do winy.
Przypomnijmy, o wypadku było w tym czasie bardzo głośno i to nie tylko ze względu na ofiary i okres świąteczny; szeroko komentowano zdarzenie, gdyż kierowca chryslera nie zatrzymał się po wypadku. Został zatrzymany – dzięki relacjom świadków, którzy opisali samochód i numery rejestracyjne – tego samego dnia i tymczasowo aresztowany.
Grzegorz J. zgodził się składać wyjaśnienia przed sądem i odpowiadać na pytania, poprosił przy tym o umożliwienie posługiwania się przy tym szkicami trasy i dokumentacją fotograficzną. Sąd przychylił się do prośby, zarządzając sporządzenie kopii dokumentów dla siebie i oskarżycieli.
Jak wyjaśnił oskarżony, kierowcą jest od dwudziestu lat. Krytycznego dnia ok. godz. 12 wyjechał spod wydziału komunikacji w Trzebnicy i jechał w kierunku Nowego Dworu, gdzie włączył się do ruchu na drodze krajowej nr 5. Jechał sam. Przed miejscowością Małuszyn wyprzedził jeden samochód osobowy marki honda. Za Małuszynem, gdy skończyła się podwójna linia ciągła przystąpił do wyprzedzania kolumny składającej się z pięciu pojazdów: osobowych peugeota i forda escorta, białej ciężarówki mercedes, samochodu vw vento i nie ustalonej marki ciężarówki. – Jestem pewien, że wyprzedzanie rozpocząłem na linii przerywanej – podkreślił na pytanie sądu. Dodał, że zdecydował się na ten manewr, gdyż droga była sucha, pogoda słoneczna, a widoczność dobra i miał ponad 1000-metrowy dystans przed sobą, a chciał być szybciej w domu. Wyjaśnił, że jechał wtedy z prędkością o,. 90 km/h, a z przeciwka nie jechało żadne auto. – Odległości między pojazdami były takie, że nie mogłem się za kolejnym autem schować – dodał. Piąty, ostatni samochód skończył wyprzedzać na linii pojedynczej ciągłej.
Oskarżony powiedział, że gdy zjechał na swój pas ruchu, z odległości 300-350 metrów zobaczył nadjeżdżający z przeciwka samochód osobowy ciemnego koloru. Przed wzniesieniem ten samochód wyminął i kontynuował dalej jazdę. W pewnym momencie w lewym bocznym lusterku zauważył, że biały samochód ciężarowy zjeżdża do lewego rogu. Przejechał jeszcze kilkaset metrów i zastanawiając się dlaczego ten pojazd zjechał do rowu, zatrzymał się na parkingu w Pawłowie Trzebnickim, skąd zawrócił do Małuszyna. Na miejscu stały już dwa samochody straży pożarnej. Zeznał, że zgłosił się do strażaków, mówiąc, iż widział manewry ciężarówki, ale strażacy go nie przepuścili na miejsce wypadku. Swojego nazwiska nie podał, bo "nikt o moje dane się nie pytał". Stał tam ok. 1 godz., potem pojechał do Żmigrodu.
Na rozprawie nie zjawił się Amadeusz B., kierowca peugeota, pierwszego w kolumnie wyprzedzanych pojazdów; przysłał wyjaśnienia, z których wynika, że obecnie jest w Kanadzie i do Polski przyjechać nie może. Miloslav D., kierowca osobowego forda, jest Czechem o polskich korzeniach i zeznawał razem z tłumaczem. Tego dnia jechał z żoną, synem i matką do babci, która mieszka w Wielkopolsce. Jechał szybko, po drodze wyprzedzając inne samochody. Gdy dojechał do białego ciężarowego mercedesa, rozpoczęła się podwójna ciągła linia, droga prowadziła pod górkę. Postanowił jechać za ciężarówką, a wyprzedzić ją za wzniesieniem. Zwolnił do 80-90 km/h. W lusterku bocznym zobaczył srebrnego chryslera, jak z tyłu wyprzedza samochody. – Zwróciłem na to uwagę żonie i mamie, że wyprzedza na podwójnej ciągłej, gdy za wzgórzem nic nie widać – powiedział, dodając, że użył przy tym wulgaryzmów. – Gdy nas wyprzedził, zobaczyłem czarną plamę, która po chwili zderzyła się z ciężarówką, przede mną. Zacząłem hamować i skręciłem w prawo, żeby zmieścić się między rowem a mercedesem, żeby obniżyć ew. uszkodzenie samochodu. Ciężarówka, cofnęła się do tyłu i uderzyła w mój samochód. Z tyłu uderzył mnie srebrny peugeot i przesunął mnie do rowu – powiedział świadek. Następnie, po sprawdzeniu, że nikomu z rodziny nic się nie stało, pobiegł do uszkodzonych samochodów, by udzielać pomocy. Najpierw do czarnej octavii, ale gdy zobaczył, że kierująca nie daje oznak życia, podbiegł do ciężarówki, która była w rowie, ale jej kierowca wydostał się sam. Wtedy zobaczył, że w foteliku na tylnym siedzeniu rozbitego auta osobowego jest dziecko, które nie daje oznak życia. Wyciągały je dwie kobiety. – Zawołałem swoją żonę, która jest pielęgniarką, a sam poszedłem po koc.
Na pytanie sądu świadek powiedział, że nie widział momentu, gdy chrysler zjechał na lewy pas ruchu, by rozpocząć wyprzedzanie. Gdy wyprzedzający samochód zbliżył się do niego zwolnił, by mógł ewentualnie "wcisnąć się" przed niego, jednak kierowca nie próbował "się wpychać". Później zobaczył, jak octavia wpadła na ciężarówkę, ale nie widział momentu wymijania chryslera ze skodą, bo działo się to za wzniesieniem. Nie widział także chryslera powracającego na swój pas ruchu.
Michaela D., żona Miloslava potwierdziła ostatnie chwile przed zderzeniem. Opowiedziała także, jak próbowała z innymi świadkami wypadku ratować dziecko. Podobne zeznania złożyła matka czeskiego kierowcy, Krystyna D.
Paweł P., jechał ciężarowym mercedesem z Wrocławia do Poznania, jak zeznał "w pewnej miejscowości za Trzebnicą przed sobą miałem górkę, a za mną jechał sznur samochodów". W bocznym lusterku zobaczył, że cały sznur wyprzedza biały chrysler. Świadek stwierdził, że miał dobrą widoczność, bo siedział wyżej. Widział, jak chrysler wyprzedzał kolejne samochody z przodu. – W pewnym momencie z przeciwka nadjechała osobówka i był taki moment, że chrysler odbił w prawo i skoda też odbiła w prawo, a potem zjechał w lewo i znalazła się pod moimi kołami. To jak chrysler zjechał, to była chwila, ułamek sekundy. Później poczułem uderzenie, zarzuciło moim autem, wjechałem na lewy pas i zjechałem do rowu pod lasem – powiedział Paweł P., który w tym wypadku doznał obrażeń klatki piersiowej. Jego zdaniem w miejscu, gdzie wyprzedzał go chrysler była linia jednostronnie przekraczalna, z tym, że ciągła znajdowała się od jego strony, natomiast w miejscu zderzenia – podwójna ciągła.
Robert K. jechał volkswagenem vento w kierunku Żmigrodu. W lusterku widział "niebezpiecznego kierowcę w aucie zachodniej produkcji" , który wyprzedza kolumnę samochodów. Zauważył, jak wyprzedził na szczycie wzniesienia jadącą przed nim ciężarówkę i "schował się przed tirem, unikając czołowego zderzenia", następnie pojawiła się jadąca z przeciwka octavia. – Skoda ściągnęła na pobocze i zaczęła myszkować: pobocze-jazda po drodze-pobocze, tak ze trzy razy. Potem rzuciło ją na mój samochód, przejechała 20 cm ode mnie i uderzyła w ciężarówkę, która zjechała potem na lewą stronę. Ja się zatrzymałem, ale nie wysiadłem, bo byłem w szoku. Kierowca, który prowadził tak niebezpiecznie, pojechał dalej – powiedział świadek.
Karolina S. jechała ze Żmigrodu w kierunku Trzebnicy. Jechała szybko i wyprzedzała po drodze inne samochody. Gdy była na lewym pasie ruchu zobaczyła w odległości ok. 200 metrów skodę z charakterystycznymi reklamami. Znała ten samochód wcześniej. - Wróciłam na swój pas ruchu, zaczęliśmy zwalniać i doszło do kolizji. Nie widziałam tego, ale słyszałam huk. Ponieważ jestem na etapie ratownika, więc stwierdziłam, że trzeba pomóc – powiedziała świadek. Dodała, że zostawiła swoje dziecko pod opieką znajomego i podeszła na miejsce wypadku. Opisała też akcję ratowania dziewczynki. Dodała, że ze względu na swoje dziecko odjechała jeszcze przed przyjazdem policji.
Obrońcy oskarżonego wnieśli o przeprowadzenie wizji lokalnej w miejscu wypadku, w celu ustalenia przebiegu wypadku i odtworzenia pozycji zajmowanych przez pojazdy, a także weryfikacji zeznań świadków.
Ze względu na późną porę – rozprawa trwała ponad 6 godzin – sąd postanowił odroczyć ją w celu przesłuchania męża i ojca ofiar wypadku oraz biegłych. Na kolejnej rozprawie podejmie też decyzję w sprawie wniosku obrony.
Aplikacja nowagazeta.pl
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
no to kolo pojechał sobie