Ludwik Łyczakowski: - Już 22 lata za mną w Żmigrodzie. Mam zamiar trenować zawodników klubu Sokół jeszcze przez trzy lata, tak, żeby mieć za sobą 25 lat pracy. W tej chwili w klubie trenuję siedemnastu gimnazjalistów i to są dzieci, które faktycznie chcą coś osiągnąć. Reszta dzieci nie chce ćwiczyć lub nie mają predyspozycji. Oprócz nich w szkole jest może z pięć osób, w których widzę potencjał, ale nie chcą trenować.
NOWa: - Nie jest Pan rodowitym żmigrodzianinem. Dlaczego akurat to miejsce wybrał Pan do pracy?
LŁ: - Na co dzień mieszkam w Rawiczu. A przyszedłem tutaj, bo pochodzę ze wschodu i te strony są mi po prostu bliższe. Mam wrażenie, że z ludźmi tutaj łatwiej jest mi się dogadać. Przepracowałem dziesięć lat w żmigrodzkiej podstawówce, potem w tym gimnazjum.
NOWa: - Jak Pan ocenia kondycję dzisiejszego sportu?
LŁ: - Ten sport, który mamy obecnie, jest w bardzo złym stanie. Przede wszystkim z dwóch powodów – pierwszy to komercja w sporcie. Wszędzie się patrzy na pieniądze, każdy chce coś zrobić, ale nie za darmo. Kiedyś samo reprezentowanie kraju na igrzyskach olimpijskich to był zaszczyt dla sportowca, dzisiaj w głównej mierze liczą się tylko pieniądze, kto ile za co dostanie. Drugą rzeczą jest to, że dzieci nie chcą dzisiaj ćwiczyć ani trenować. Za moich czasów, gdy w szkole była reprezentacja piłki ręcznej, to w drużynie grało kilka osób plus rezerwowi, a czekało jeszcze siedemdziesiąt chętnych osób do trenowania. Wszystko zaczyna się w domu, z czego te dzieci mają czerpać wzorce, jak ani matka, ani ojciec nie ćwiczą? To zresztą widać, proszę popatrzeć – kiedyś rzadko się zdarzało, żeby dzieci w szkołach miały nadwagę, dzisiaj jedna trzecia dzieci w tej szkole jest otyłych.
NOWa: - Wśród byłych uczniów jest Pan znany ze swojej surowości.
LŁ: - Kiedyś byłem bardziej wymagający. Dzisiaj już odpuściłem. Kilka lat temu miałem poważne problemy ze zdrowiem. Dobrze mi zrobiły te dni spędzone w szpitalu i w domu na leczeniu, przemyślałem sobie wszystko. Doszedłem do wniosku, że najważniejsza w życiu jest rodzina. Jestem pełen szacunku dla mojej żony, za to, że praktycznie beze mnie wychowała trójkę naszych dzieci. Mnie ciągle nie było w domu, bo wiecznie byłem na zawodach albo treningach, całe życie temu poświęciłem. Czy warto było? Nie wiem. Płacono mi za pracę w szkole, ale spędziłem mnóstwo czasu po godzinach na treningi i nie tylko. Byłem i trenerem i nauczycielem i psychologiem, te dzieciaki często do mnie przychodziły ze swoimi problemami i trzeba było im pomóc. Nikt nie przeliczał tego czasu na godziny pracy. Ja za tym pieniądzem nigdy nie goniłem, może to kwestia tego, że cenię sobie w życiu proste, chrześcijańskie wartości. Dla mnie liczą się potrzebne i podstawowe do życia rzeczy, oprócz tego zdrowie i rodzina. Wielu moich kolegów trenerów wyjechało za granicę i poukładało sobie życie w dobrobycie, a ja zdecydowałem się tutaj zostać. Jeśli chodzi o pozyskiwanie funduszy, to za komuny było o wiele łatwiej o pieniądze na sport, wyjazdy, zawody. Człowiek pojeździł po świecie dzięki sportowi. Dzisiaj potrzeba wiele zachodu żeby uzyskać na coś dofinansowanie.
NOWa: - Dlaczego nie jest już Pan nauczycielem?
LŁ: - Zbrzydło mi. Młodzież już nie ta. Pomijając fakt, że gimnazjum to koszmarny twór oświatowy, to młodzi są strasznie rozwydrzeni, nie mają szacunku do niczego. Ale to wszystko wynika z wychowania. Rodzic jest pierwszą osobą, która wpaja dziecku dyscyplinę, potem trudno się dziwić, że taki młodzieniec przychodzi do szkoły i nie ma szacunku do nauczyciela.
NOWa: - Dobry trener to taki, który potrafi wprowadzić dyscyplinę wśród swoich zawodników. Dzisiaj już takich brakuje.
LŁ: - Wie Pani, wychowałem się w domu, w którym było nas siedmioro i rodzice, więc dyscyplina była na początku dziennym. Gdyby jej zabrakło, to bałagan przy tylu osobach byłby nie do opisania. Potem działałem w wojsku, gdzie też obowiązywały pewne zasady. Dyscyplina jest bardzo potrzebna dla zachowania porządku, równowagi, szacunku. W dzisiejszych czasach większość rodziców nie interesuje się swoimi dziećmi. Masz dzień, masz noc, rób, co chcesz. Co do trenerów i nauczycieli, większość z nich pozwala sobie dzieciom wchodzić na głowę, podopieczni mówią do trenera czy nauczyciela po imieniu. Dla mnie jest to rzecz niedopuszczalna. Trener jest osobą wyznaczającą granice.
NOWa: - Ma Pan komu dziękować za pomoc w osiągniętych wynikach?
LŁ: - Nie mam za bardzo komu dziękować, bo swoje wyniki uzyskałem ciężką pracą. Jestem natomiast wdzięczny gminie, szkole w której pracowałem i władzom miasta, że mi w niczym nie przeszkadzali, zawsze miałem swobodę działania. Bardzo dziękuję Paniom pracującym w referacie oświaty w gminie za to, że zawsze były przychylne mojej osobie i mojej pracy.
- Dziękuję za rozmowę.
Aplikacja nowagazeta.pl
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Komentarze opinie