Rodzice Piotrusia, państwo Kosowscy przeprowadzili się do Osolina blisko 10 lat temu. – Na początku mieszkaliśmy we Wrocławiu. Kiedy rozglądaliśmy się za działką, na której miał stanąć nasz dom, stwierdziliśmy, że to właśnie Osolin, to będzie nasze miejsce – wspomina Agnieszka Kosowska, mama 9-letniego Kubusia i 4-letniego Piotrusia.
– Do nowego domu przeprowadziliśmy się, kiedy mój starszy syn miał kilka miesięcy. Liczyliśmy, że na wsi będziemy wiedli spokojne życie. Kiedy Jakub miał 5 lat, urodził się nasz drugi syn. Już w ciąży dowiedziałam się, że Piotruś będzie miał chore serduszko. Początkowo podejrzewano zupełnie inną wadę, dopiero po porodzie lekarze postawili prawidłową diagnozę. Po wielu badaniach okazało się, że Piotruś ma bardzo rzadką wadę serca. Ma tak zwaną prawą komorę dwudzielną i podzastawkowe zwężenie tętnicy płucnej. Jeszcze w ciąży zgłosiłam się do kliniki w Łodzi, do Centrum Zdrowia Matki Polki, gdzie byłam konsultowana u bardzo dobrych lekarzy.
Mówiono nam, że wada Piotrusia jest tak rzadka, że nie wiadomo dokładnie jak może się rozwijać z wiekiem. Na początku lekarze pocieszali nas, że być może nawet nie będzie trzeba operować synka, że wada może się cofnąć. Konsultowaliśmy się również z innymi kardiochirurgami, między innymi we Wrocławiu. Tu również zapewniano nas, że trzeba poczekać i obserwować, co będzie się dalej działo. I tak, co pół roku, jeździliśmy z dzieckiem na różne badania. W międzyczasie poznałam wielu rodziców, którzy podobnie jak my mają dzieci z wadami serca. To właśnie od innych rodziców dowiedziałam się, że znakomitym kardiochirurgiem jest prof. Edward Malec, który jest specjalistą dziecięcym. Już kiedy Piotruś miał dwa latka myśleliśmy z mężem, żeby udać się do niego na konsultację, jednak nie było to proste, chociażby z tego powodu, że profesor pracuje w klinice w Muenster, w Niemczech – opowiada mama Piotrusia.
To bardzo rzadka wada
W różnych placówkach w kraju, do których państwo Kosowscy jeździli z synem, słyszeli jak mantrę, że dziecko ma rzadką wadę serca, że trzeba czekać i w gruncie rzeczy odnosili wrażenie, że lekarze nie bardzo wiedzą jaką ścieżkę diagnostyki i leczenia obrać. Dlatego też pani Agnieszka nawiązała kontakt z prof. Malcem. Udało się jej umówić na spotkanie, podczas którego kardiochirurg skonsultował jej synka. – Do Krakowa, bo tam od niedawna raz w miesiącu przyjeżdża prof. Malec pojechaliśmy w listopadzie. Po przejrzeniu dokumentacji i wykonaniu kilku podstawowych badań, profesor niestety, nie potwierdził wcześniejszych opinii kardiologów. Dowiedzieliśmy się również, że wada, którą ma nasz synek jest bardzo podstępna, ponieważ do pewnego momentu przebiegająca bezobjawowo, ale gdy zaczyna działać, to robi "spustoszenie" w serduszku.
Już ta wiadomość bardzo nas przeraziła. A w dalszej rozmowie dowiedzieliśmy się, że Piotruś powinien mieć przeprowadzoną operację ratującą mu życie najpóźniej do maja tego roku, ponieważ po tym terminie ryzyko związane z taką operacją będzie coraz większe. Zresztą już teraz, pierwotna wada Piotrusia spowodowała wtórną - obecnie pojawiła się również niedomykalność zastawki trójdzielnej II i III stopnia – mówi mama chłopczyka. Jak dodaje, od razu po spotkaniu z profesorem, wraz z mężem podjęła decyzję, żeby spróbować uzyskać pomoc w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach. Synek państwa Kosowskich został przyjęty w trybie pilnym na oddział, gdzie kardiolodzy i kardiochirurdzy potwierdzili diagnozę i stanowisko profesora Malca.
- Lekarze nadal powtarzali że "Piotrusia komora ma bardzo rzadką budowę, co również niesie za sobą duże ryzyko związane z operacją". Początkowo mieliśmy taką nadzieję, że synek zostanie zoperowany w Katowicach, ale do połowy stycznia ciągle nie mieliśmy terminu i ciągle powtarzano nam, że wada syna jest bardzo rzadka i że powinna być jak najszybciej operacja. Uznaliśmy, że nie możemy dłużej czekać i ryzykować życiem naszego syna – mówi mama Piotrusia. Pani Agnieszka opowiada, że w połowie stycznia tego roku ponownie zadzwoniła do profesora Malca i zapytała go wprost, czy podjąłby się operacji jej synka, a ten zgodził się.
Pieniądze organizują sami
Po dwóch tygodniach od rozmowy telefonicznej Piotruś przeszedł kwalifikację w klinice w Niemczech. Niestety, rodzice Piotrusia nie mogą liczyć na refundację kosztów operacji. – Dowiedzieliśmy się, że NFZ refunduje operacje poza granicami kraju tylko wtedy, kiedy nie może się ona odbyć w Polsce. Nam jednak nikt nie odmówił zoperowania syna wprost. Poza tym musiałby czekać "w kolejce", a on nie ma już na to czasu. Zresztą, jego operację zakwalifikowano jako "ratującą życie". W Niemczech mamy pewność, że jeżeli do końca lutego uda się nam nazbierać pieniądze, to operacja odbędzie się jeszcze w maju, czyli w ostatnim, "bezpiecznym" terminie.
Jak mówi pani Agnieszka, w optymistycznym wariancie, nieprzewidującym żadnych komplikacji, szacunkowy koszt operacji to około 25 tys. euro. (około 100 tys. zł). Państwo Kosowscy nie są w stanie z własnych pieniędzy pokryć całej sumy. Dlatego też po pomoc zgłosili się do fundacji na rzecz dzieci z wadami serca Cor Infantis z Lublina. To jednak nie rozwiązuje problemu. Fundacja udostępnia swoje subkonto i daje pozwolenie na zbiórkę publiczną. Do potencjalnych ofiarodawców rodzice muszą dotrzeć sami. Wliczając oszczędności i środki jakie już zostały pozyskane, nadal brakuje około 40 tys. złotych.
- Wysyłam setki maili z prośbą o pomoc. W zeszłym tygodniu wysłałam ich 200, a otrzymałam tylko 2 odpowiedzi. Jednak w poprzednim tygodniu udało się nam zorganizować kwestę po koncercie pana Marka Dyjaka. Zebraliśmy aż 5 tys. zł. Nie chciało mi się wierzyć, że ludzie byli tak ofiarni. Tutaj też bardzo chciałabym podziękować, panu Markowi ,który jest nie tylko cudownym artystą, ale również cudownym człowiekiem. Otóż zadzwonił po kilku minutach od wysłania przeze mnie maila. Powiedział, że bardzo chętnie nam pomoże, ponieważ jego brat zmarł z powodu choroby serca, kiedy był dzieckiem.
Prosimy o pomoc, mamy mało czasu
Piotruś jest bardzo mądrym chłopcem. Umie świetnie liczyć, zna już wszystkie literki i uczy się pisać. Uwielbia koniki. Ma ich całą kolekcję. Jak mówi jego mama, chłopczyk zawsze pamięta, żeby dać im jeść i położyć wieczorem spać. Ma ograniczony kontakt z rówieśnikami, ponieważ każda infekcja może w znaczący sposób pogorszyć jego stan zdrowia. Patrząc na niego wydaje się, że jest całkiem zdrowy. Jednak już od kilku miesięcy, kiedy wada zaczęła się pogłębiać, Piotruś zdecydowanie szybciej się męczy i częściej śpi w dzień. Jego rodzice zrobią wszystko, aby maluch miał operację w terminie.
Tylko kilka tygodni zostało na zebranie 40 tys. zł. Czas goni, a Piotruś musi mieć wykonaną w maju operację. – Proszę nam wierzyć, że wcale nie jest łatwo prosić o pomoc. Długo zastanawialiśmy się z mężem, czy podzielić się swoimi problemami z Czytelnikami, bo nie chcemy wzbudzać litości. Jednak nie mamy wyjścia. Wszyscy znajomi, którzy mogli nam pomóc już to zrobili, a pieniędzy nadal brakuje. Dlatego też zwracamy się o pomoc do Czytelników NOWej gazety. Być może ktoś mógłby wspomóc nas finansowo, a może ktoś ma jakiś pomysł na pozyskanie pieniędzy, być może organizuje imprezę, podczas której moglibyśmy przeprowadzić kwestę. Będziemy wdzięczni za każdą pomoc, bo chodzi o życie naszego dziecka. Osoby, które chciałby nas wspomóc mogą wpłacać pieniądze na konto:
Fundacja na rzecz dzieci z wadami serca "Cor Infantis", Lublin, nr konta: 86 1600 1101 0003 0502 1175 2150 z dopiskiem "Piotr Kosowski", dla wpłat zagranicznych: USD PL93 1600 1101 0003 0502 1175 2024; EUR PL50 1600 1101 0003 0502 1175 2022 Kod SWIFT dla przelewów z zagranicy: ppabplpk
KRS: 0000290273
Cel Szczegółowy: 1% Piotr Kosowski
Dodajmy, że każdy z nas, na dniach będzie wypełniał roczne zeznanie podatkowe, a wtedy możemy sami wskazać komu podarujemy 1%. Może warto pomyśleć o małym Piotrusiu, który czeka na operację serca.
Aplikacja nowagazeta.pl
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Komentarze opinie