Reklama

Najsłabszy mistrz z najlepszym wynikiem – Liga Mistrzów na Legii!

21/09/2016 07:17

Czekaliśmy na to 20 długich lat. Z roku na rok zakłady sportowe dotyczące awansu do piłkarskiej Ligi Mistrzów nie pozostawiały nadziei – mistrz polski miał marne szanse na udział w tych elitarnych rozgrywkach. I kiedy wydawało się, że i tym razem Legia Warszawa, będąca w katastrofalnej formie na początku rozgrywek ligowych, skończy najwyżej w Lidze Europy, stał się „cud”. Pomogło też losowanie.



Reforma + szczęście = Liga Mistrzów


Reforma Platiniego, która zakładała rozdzielanie miejsc w fazie grupowej Ligi Mistrzów poprzez eliminacje w grupach „mistrzowskiej” i „niemistrzowskiej” (dzięki czemu mistrz Polski unikał w kolejnych rundach np. drużyn z Anglii, Hiszpanii, Niemiec czy Włoch), miała na celu popularyzowanie piłki nożnej w krajach o nieco mniejszych tradycjach piłkarskich i dać im możliwość reprezentacji w tych prestiżowych rozgrywkach. Jednak reforma to jedno, ale że Legioniści mieli w tym roku ogromne szczęście w losowaniu, to to drugie.
Mistrzowie Polski rozpoczęli walkę w drugiej rundzie eliminacji, gdzie trafili na niezbyt wymagającego rywala w postaci ekipy Zrinjski Mostar – mistrza Bośni i Hercegowiny. Zakłady sportowe nie pozostawiały wątpliwości kto tu jest zdecydowanym faworytem i choć styl warszawiaków nie powalał na kolana, to remis 1:1 w Bośni i wygrana u siebie 2:0 zapewniły spokojny awans o szczebel wyżej. Główny minus tego dwumeczu – kontuzja wyróżniającego się na tle niemrawych kolegów Brazylijczyka Guilherme, która wyeliminowała go na kilka tygodni.
W trzeciej rundzie poprzeczka powędrowała już nieco wyżej, gdyż na drodze stanął mistrz Słowacji – Trenczyn. Wydaje się, że to właśnie dwumecz ze Słowakami był póki co najlepszym widowiskiem w wykonaniu Legii, gdyż przeciwnicy postawili zadziwiająco twarde warunki, ale wygrana 1:0 na wyjeździe i bezbrakowy remis w Warszawie dały Legii upragnioną 4 rundę eliminacji. Niestety dla nowego trenera „Wojskowych”, Besnika Hasiego, wyniki w europejskich pucharach nie szły w parze z rezultatami ligowymi. Legioniści pogubili w pierwszych kilku kolejkach mnóstwo punktów, a styl, jaki prezentowali na boisku, pozostawiał bardzo wiele do życzenia. Wiele zakładów sportowych nie stawiało zatem Legii w roli wyraźnego faworyta przed starciem w kolejnej rundzie eliminacji Ligi Mistrzów i to mimo, że rzutem na taśmę została ona w losowaniu rozstawiona. Mimo to mogła trafić już na bardzo solidne futbolowe marki, takie jak Dinamo Zagrzeb, Łudogorec Razgrad czy FC Kopenhaga. No, chyba, że trafią na będący cudem w tym towarzystwie, półamatorski zespół z Irlandii, Dundalk FC…



Modlitwy wysłuchane, Legia w finansowym raju


Było tylko 20% szans, że Legia trafi na jeden z prawdopodobnie najsłabszych zespołów, jakie kiedykolwiek znalazły się z ostatniej rundzie eliminacji Champions League. A jednak! To właśnie z sensacyjnymi pogromcami białoruskiego BATE Borysów mieli się zmierzyć Legioniści. Główny cel? Zneutralizować wysokiego, silnego, dobrze grającego w powietrzu Davida McMillana i nie dawać przeciwnikom okazji do wykonywania stałych fragmentów gry blisko bramki Malarza – reszta atutów stoi po stronie Legii. Wszyscy eksperci, piłkarze i trenerzy mówili już jednym głosem, że zwycięstwo i awans jest teraz obowiązkiem. Zakłady bukmacherskie również stawiały Warszawiaków w roli zdecydowanych faworytów. Co prawda Irlandczycy bardzo dzielnie walczyli, zostawili na boisku sporo serca, ale musieli uznać wyższość zwyczajnie lepszego pod względem piłkarskim zespołu mistrza Polski. Na wyjeździe 0:2, u siebie 1:1 i piłkarski raj, zwany Liga Mistrzów stał się udziałem „Wojskowych”!


SPONSOROWANE

Aplikacja nowagazeta.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo NowaGazeta.pl




Reklama
Wróć do