
To ogromny sukces trzebnickiej placówki. Po latach szpital ponownie dostał akredytację na przeprowadzanie transplantacji kończyn górnych. To zasługa całego zespołu.
Trzebnicki szpital już w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku zyskał sławę za sprawą profesora Ryszarda Kocięby, którego zespół dokonał pierwszej w Europie, a trzeciej w świecie operacji przyszycia ręki. Replantacje, bo o nich mowa, były w naszej placówce robione później przez wiele lat. Ośrodek tak się w nich wyspecjalizował, że wiadomo było, że jeżeli ktoś stracił palec, dłoń czy rękę, natychmiast był przywożony do szpitala w Trzebnicy.
W 2006 roku następca prof. Kocięby - prof. dr hab. n. med. Jerzy Jabłecki wraz z zespołem - dokonali pierwszej transplantacji ręki, czyli przyszycia narządu od zmarłego dawcy. To był ogromny sukces. Niestety później przyszła pandemia Covid i placówka utraciła akredytację.
Od kilku lat oddziałem chirurgii plastycznej i chirurgii ręki kieruje dr n. med. Ahmed Elsaftawy. To on i jego zespół, we współpracy z wrocławskim szpitalem wojskowym, doprowadzili do ponownego uzyskania akredytacji na dokonywanie transplantacji kończyn górnych.
Z tej okazji w środę o godzinie 10.00 odbyła się w szpitalu konferencja prasowa, podczas której wyjaśniono co wynika z otrzymanej akredytacji.
Spotkanie otworzył dyrektor szpitala Jarosław Maroszek, który pogratulował całemu zespołowi. Mówił, że to szansa na ponowne rozsławienie naszej placówki. I faktycznie, jego słowa potwierdzili zarówno doktor Ahmed Elsaftawy jak i prof. dr hab. Dorota Kamińska, specjalistka w dziedzinie nefrologii i transplantologii klinicznej.
- Replantacja kończyn to przyszycie pacjentowi jego własnej dłoni, palca czy ręki, np. po wypadkach czy urazach rolniczych. Jest to zabieg czysto chirurgiczny. Natomiast transplantacja to przyszycie narządu od dawcy, w tym wypadku od zmarłej osoby, do osoby zupełnie obcej. Czyli oprócz problemów chirurgicznych mamy do czynienia z reakcją naszego układu odpornościowego - wyjaśnia prof. dr hab. Dorota Kamińska - Nasz układ odpornościowy traktuje ten przeszczep jako coś obcego, czyli jak bakterię, jak wirusa i stara się go zwalczyć.
Zadaniem lekarzy jest więc niedopuszczenie do tego stanu. Należy wykonać szereg badań, sprawdzić zgodność, bo nie zawsze można takiej transplantacji dokonać. Co ważne, po zabiegu pacjent musi przyjmować leki, które obniżają aktywność jego układu odpornościowego po to, aby przyszyta kończyna została przyjęta przez organizm pacjenta.
Takie operacje trwają często po kilkanaście godziny i pracuje nad nią cały zespół osób. Doktora Ahmeda Elsaftawy zapytaliśmy jak to wygląda od kuchni, jak można wytrzymać tyle godzin przy stole chirurgicznym? Czy w tym czasie lekarze coś jedzą, piją?
- Na szczęście człowiek ma coś takiego jak układ współczulny. A prekursorem pobudzającym ten układ jest… adrenalina - opowiada z uśmiechem doktor Elsaftawy i dodaje: - Wszystko zaczyna się już po pierwszym telefonie, gdy placówka otrzymuje sygnał, że znalazł się dawca dla naszego pacjenta. Poziom adrenaliny wzrasta na tyle, że możemy dokonać wydawałoby się niemożliwej pracy. W trakcie operacji nie czujemy ani zmęczenia, ani wyczerpania. Po prostu chcemy dojść do momenty gdy uznamy, że taki pacjent jest już bezpieczny. I wtedy możemy opuścić salę operacyjną, by pójść do domu wreszcie się wyspać.
Doktor przyznał, że ponieważ operacji dokonuje cały zespół, w tym kilku chirurgów, możliwe są więc sytuacje, gdy jeden specjalista zastępuje chwilowo drugiego. Wtedy dana osoba może spożyć posiłek czy napić się herbaty.
Otrzymana akredytacja to ogromny sukces trzebnickiej placówki i szansa na rozwój. Jednak nie od dziś wiadomo, że skomplikowane zabiegi medyczne generują duże koszty.
- Tak to prawda, ale mamy nadzieję, że już niebawem uda nam się podpisać specjalną umowę z Ministerstwem Zdrowia, które będzie refundować nam wydatki. Co więcej liczę na to, że uda się nam pozyskać środki na potrzebne remonty i doposażenie placówki. Mamy świetny zespół specjalistów i warto przywrócić Trzebnicy należyte miejsce wśród polskich placówek medycznych - przekonuje dyrektor Jarosław Maroszek, a jego słowa potwierdza starosta Małgorzata Matusiak, która obiecała, że starostwo będzie pomagało placówce w miarę swoich możliwości i będzie starało się znaleźć dodatkowe źródła finansowania.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Świetny człowiek, ten Pan Dyrektor. Światowy, obyty, przedsiębiorczy, medialny. Szkoda tylko,że w momencie, gdy los postawił przed nim kobiety, które zatrudniony przez niego człowiek molestował i maltretował, jego odpowiedzią było zwolnienie tych Pań z pracy. Nie ocenia się człowieka po tym kim jest, gdy wiatr wieje w żagle. Jesteśmy tyle warci, ile sobą prezentujemy w chwilach próby.
Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.