
Była sroga zima. Nagle na ulicach Trzebnicy pojawiło się wojsko. Zaczęły się też aresztowania działaczy "Solidarności", którzy działali między innymi w zakładach PaFaWag. Rano, 13 grudnia w telewizji wystąpił ponury generał Wojciech Jaruzelski, który zaczął czytać:
Obywatelki i obywatele Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej!
Zwracam się dziś do Was jako żołnierz i jako szef rządu polskiego. Zwracam się do Was w sprawach wagi najwyższej. Ojczyzna nasza znalazła się nad przepaścią. Dorobek wielu pokoleń, wzniesiony z popiołów polski dom ulega ruinie. Struktury państwa przestają działać. Gasnącej gospodarce zadawane są codziennie nowe ciosy. Warunki życia przytłaczają ludzi coraz większym ciężarem. Przez każdy zakład pracy, przez wiele polskich domów, przebiegają linie bolesnych podziałów. Atmosfera niekończących się konfliktów, nieporozumień, nienawiści – sieje spustoszenie psychiczne, kaleczy tradycje tolerancji. Strajki, gotowość strajkowa, akcje protestacyjne stały się normą. Wciąga się do nich nawet szkolną młodzież. Wczoraj wieczorem wiele budynków publicznych było okupowanych. Padają wezwania do fizycznej rozprawy z „czerwonymi”, z ludźmi o odmiennych poglądach. Mnożą się wypadki terroru, pogróżek i samosądów moralnych, a także bezpośredniej przemocy. [...] Już nie dni, lecz godziny przybliżają ogólnonarodową katastrofę. Uczciwość wymaga, aby postawić pytanie: Czy musiało do tego dojść? [...]
To początek przemówienia generała Wojciecha Jaruzelskiego, w którym poinformowano społeczeństwo polskie o wprowadzeniu stanu wojennego. Nadało go Polskie Radio 13 grudnia 1981 r. o godzinie 6 rano.
W Trzebnicy najgłośniejszą akcją w czasie stanu wojennego było zawieszenie w maju 1982 r. flagi "Solidarności" na nieczynnym wówczas kościele ewangelickim. Dziś to kościół Piotra i Pawła. Nad wieżą zaczął krążyć wojskowy lub milicyjny helikopter. Próbowano strącić flagę. Na placu w Rynku gromadzili się ludzie, tak samo pod kościołem, ale tam byli już milicjanci, którzy nie dopuszczali nikogo d obiektu. Śmigłowiec podchodził do flagi kilka razy i za każdym razem, gdy funkcjonariuszowi aparatu komunistycznej władzy nie udawało się strącić flagi, tłum wiwatował. Po kilku próbach, w końcu się udało. Nasza redakcja dotarła do nagrania, które udokumentowało to wydarzenie.
Wprowadzenie stanu wojennego rozważano już w czasie fali strajków w sierpniu 1980 r., jednak faktem stał się on prawie półtora roku później, w grudniowy zimny dzień. Oficjalnie powodem wprowadzenia była pogarszająca się sytuacja gospodarcza kraju, pustki w sklepach, reglamentacja żywności, braki w dostawie prądu. Część historyków uważa jednak, że rzeczywistymi przyczynami były obawy reżimu komunistycznego przed utratą władzy, związane z utratą kontroli nad niezależnym ruchem związkowym, w szczególności Niezależnym Samorządnym Związkiem Zawodowym „Solidarność”, oraz walki różnych stronnictw w PZPR nie mogących dojść do porozumienia w kwestii formy i zakresu reform ustroju polityczno-gospodarczego PRL. Gwałtownie spadło poparcie społeczne dla polityki komunistów.
Za najważniejszy argument uznano groźbę interwencji zbrojnej przez pozostałe państwa Układu Warszawskiego. Jednak 13 grudnia 1981, w dniu wprowadzenia stanu wojennego, nie zanotowano żadnych ruchów wojsk radzieckich ani zwiększonej komunikacji radiowej w ramach Układu Warszawskiego. Podczas narady Biura Politycznego KC KPZR, która miała miejsce kilka dni wcześniej, władze ZSRR stwierdziły, iż interwencja w Polsce jest brana pod uwagę jako ostateczność, tylko na wypadek, gdyby polskie siły bezpieczeństwa, wojsko i PZPR nie mogły sobie poradzić sobie z sytuacją. Decydenci nie byli także pewni lojalności polskiej armii i obawiali się antyradzieckiego przewrotu.
Stan wojenny zawieszono 31 grudnia 1982 roku, a zniesiono 22 lipca. W trakcie jego trwania internowano łącznie 10 131 działaczy związanych z Niezależnym Samorządnym Związkiem Zawodowym „Solidarność”. W czasie jego trwania zginęło 40 osób, w tym 9 górników z Kopalni Węgla Kamiennego „Wujek”, którzy stracili życie w czasie pacyfikacji strajku w Katowicach.
Wielu z nas pamięta jeszcze ten czas. Zdenerwowanie, niepewność, strach przed przyszłością. Byliśmy niby u siebie, a nie wolno nam było robić wielu rzeczy. Godzina milicyjna trzymała nas w domach, a problemem stały się codzienne banalne spraw, jak chociażby dotarcie do pracy, czy powrót z nocnej zmiany albo wyprowadzenie psa po godzinie 22. Ówcześni trzebniccy uczniowie pamiętają studniówkę w LO, która rozpoczęła się w południe i zakończyła o 21. Impreza przeniosła się więc do prywatnych domów, gdzie studniówkowicze byli uziemieni do godziny 6 rano.
W krajobraz tamtych lat wpisane były snujące się po mieście patrole milicji, które legitymowały przechodniów. Ot - tak sobie, bo mieli takie prawo. Zawsze trzeba było mieć przy sobie dokument. Kiedy jechało się autobusem do wrocławia, pod miastem też wpadała kontrola.
Ale w Trzebnicy i tak było spokojnie. We Wrocławiu do normy należało łzawienie z oczu - w miejscach, gdzie służby używały wcześniej gazu do rozpędzania demonstracji, zgrupowań. Ale czasem wystarczyło, że komuś zdawało się, że rozmawiająca grupka młodzieży jest zaczątkiem protestu - i już wpadało ZOMO i gaz szedł w ruch, bo wszelkie przejawy nieakceptowanego przez władze działania były tłumione bez miłosierdzia.
Ci, którzy nie angażowali się czynnie w życie polityczne i protesty, przetrwali ten smutny czas i pamiętają go jako prawie dwa lata ograniczeń. Jednak nie można zapominać o tych, którzy walczyli o lepszy kraj. To ich i ich bliskich dotknęły represje stanu wojennego. To oni byli prześladowani i więzieni, wyrzucani z pracy i zmuszani do opuszczenia kraju. Dzięki nim żyjemy teraz w innej Polsce.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie