
Renata Bujak - Ziółkowska w poprzednich wyborach kandydowała już na burmistrza gminy Trzebnica. Wtedy zajęła drugie miejsce. Tym razem chce wygrać i mówi, że zamierza do siebie przekonać mieszkańców.
NOWa: - W poprzedniej kadencji już Pani próbowała zostać burmistrzem, wtedy się nie udało. Skąd pomysł, żeby ponowić próbę?
Renata Bujak - Ziółkowska: - Tamte wybory zmotywowały mnie by spróbować ponownie. Ostatnie 5 lat pokazało mi, jak bardzo burmistrz Długozima wypaczył ideę samorządności w naszej gminie i jak mało sprawcza jest rada. 5 lat temu byłam jedyną kandydatką opozycyjną, która stanęła w szranki z urzędującym burmistrzem. Nauczycielka od zawsze, niby nieznana, niby bez doświadczenia politycznego, a jednak dostałam prawie 19% głosów.
Czyli Pani zdaniem burmistrz źle rządzi?
- Gmina Trzebnica stała się prywatnym folwarkiem Marka Długozimy. Burmistrz rządzi już 17 lat i całkowicie oderwał się od rzeczywistości. Zarówno radnych, jak i mieszkańców traktuje jak zło koniecznie. W ogóle nie interesują go rzeczywiste potrzeby mieszkańców, a wyłącznie jego własne. Liczy się tylko to, czego chce burmistrz, nawet jeśli niektóre projekty są kompletnie bez sensu.
No dobrze, to jakim burmistrzem byłaby Renata Bujak - Ziółkowska, gdyby wygrała wybory. Jak Pani prowadziłaby urząd?
- Mój styl rządzenia byłaby diametralnie inny. Jako burmistrzyni chcę służyć mieszkańcom. Ja szanuję samorząd, dla mnie to ogromna wartość, jedno z ważniejszych osiągnięć Polski po 1989 roku. Wspólnota samorządowa, to mieszkańcy i to oni powinni decydować na co wydawać ich pieniądze - bo przecież burmistrz nie wydaje własnych środków - i jakie inwestycje realizować. Jestem trzebniczanką. Całe życie pracowałam jako nauczycielka i to nauczyło mnie słuchać ludzi i z nimi rozmawiać. Z pewnością chciałabym wprowadzić system regularnych konsultacji społecznych. Chodzi o to, aby robić to czego chcą i potrzebują ludzie, a nie to co zaspokaja ambicje władzy.
Czyli chce Pani robić spotkania z mieszkańcami, czy może ma to być tak zwany “otwarty urząd”?
- „Otwarty urząd”? Oczywiście, przecież urząd powinien być dla mieszkańców, a nie na odwrót. Dzisiaj ludzie komunikują się głównie w internecie. Mam pomysł na takie rozwiązanie, dzięki któremu mieszkańcy mogliby wypowiedać się, na konkretne tematy dotyczące planów i inwestycji. Nie będę zamykać się w gabinecie. Ja naprawdę lubię rozmawiać z ludźmi i chętnie będę do nich wychodzić. Na pewno wszystkie najważniejsze decyzje będę konsultować z mieszkańcami, a nie tylko im je oznajmiać, jak dzieje się to dzisiaj.
Wie Pani ile obecny burmistrz przeznacza czasu na spotkania z mieszkańcami?
- Na ogół to udział w różnego rodzaju uroczystościach, a to przecież nie są spotkania z mieszkańcami. Trzebniczanie skarżą mi się, że jest dla nich na ogół niedostępny, więc pewnie bardzo niewiele.
15 minut tygodniowo. Pani raczej uważa, że ten kontakt z mieszkańcami powinien być inny?
- Uważam, że kontakt powinien być jak najczęstszy. Burmistrz, to jest przecież władza wykonawcza w gminie i to on ma słuchać mieszkańców, i identyfikować ich potrzeby, których zaspokojenie powinno poprawiać jakość życia. Proszę powiedzieć, w jaki sposób poprawiła jakość życia budowa ogromnej megalomańskiej hali widowiskowej, której utrzymanie kosztuje teraz krocie, skoro tam powinna być porządna hala sportowa dla uczniów?
No dobrze, wcielę się w rolę adwokata burmistrza. Te inwestycje, przecież się mieszkańcom podobają, są zadowoleni z hali, z aquaparku, ze squasha czy nowej przychodni?
- Akurat pomysł budowy aquaparku, to nie był pomysł burmistrza, tylko ludzi, którzy w pierwszej kadencji go wypromowali i namówili do kandydowania. On tylko ten pomysł później zrealizował. Żeby była jasność, osobiście uważam, że aquapark był bardzo potrzebny, nawet jeśli mam świadomość, że należałoby poprawić wiele elementów w jego funkcjonowaniu. Natomiast dobrym przykładem jest przychodnia. Co z tego, że mamy piękny nowy budynek, ale przecież to nie obiekt leczy ludzi. Skończyło się na tym, że w publicznej przychodni prawie nie ma lekarzy przyjmujących na NFZ, a głównie specjaliści przyjmujący w prywatnych gabinetach. Przecież nie o to chodziło mieszkańcom.
Jak chce Pani wytłumaczyć mieszkańcom, że np. hala to megalomania, a nie potrzeba? Mieszkańcom się ona raczej podoba.
- Wcale nie jestem pewna, czy hala tak bardzo podoba się mieszkańcom. Docierają do mnie głównie odmienne głosy. Hala wybudowana jako „widowiskowa” jest przeskalowana, a to generuje potężne koszty jej utrzymania. Ona miała służyć przede wszystkim uczniom, a poza godzinami pracy szkoły także mieszkańcom. To miała być funkcjonalna i nowoczesna hala sportowa. Teraz służy głównie zaspokojeniu ambicji burmistrza, który zaledwie kilka razy w roku organizuje w niej imprezy. Ludzie śmieją się, że to takie igrzyska, ku jego czci. Przecież Marek Długozima już nawet nie ukrywa, co myśli o prowadzonych przez siebie inwestycjach, bo pisząc ostatnio o odwiercie geotermalnym, wyraził się wprost: “spełnia się moje wielkie marzenie”. On nie pyta mieszkańców, tylko spełnia swoje fantazje, a my wszyscy za to płacimy.
A Pani chce spełniać marzenia mieszkańców?
- Tu nie chodzi o marzenia. Powtórzę to jeszcze raz - ja chcę zaspokajać potrzeby oraz oczekiwania mieszkańców i podnosić jakość ich życia. Prosty przykład: wiem od mieszkańców z otaczających Trzebnicę wsi, jak trudno im się dostać do miasta, do sklepu, czy do szpitala. To się nazywa „wykluczenie komunikacyjne” i trzeba temu przeciwdziałać. Zamiast kupować ruinę za 8 milionów złotych, jak zrobil to burmistrz Długozima, trzeba lepiej zorganizować transport publiczny w naszej gminie.
A może burmistrz też pyta mieszkańców, sołtysów?
- Wnioskując po jego planach inwestycyjnych i realizowanych projektach raczej nie pyta. Dla mieszkańców najważniejsza jest dobra droga, równy chodnik czy oświetlenie, a nie kolejna tężnia, która i tak większą część roku będzie nieczynna.
Burmistrz twierdzi, że Trzebnica ma być uzdrowiskiem. To jest jakiś kierunek. Może mieszkańcom się to podoba, może chcą mieć tu uzdrowisko.
- Ja też chciałabym mieszkać w uzdrowisku, ale ten pomysł stoi obecnie na głowie. Bo żeby być uzdrowiskiem, to najpierw trzeba zadbać o jakość powietrza, o tereny zielone, czy o jakość wody. A trzebniczanie doskonale wiedzą, że czasami w mieście trudno złapać oddech. Nie ma też żadnej bazy sanatoryjnej, a burmistrz - znowu bez konsultacji z radnymi - wpada na dziwny pomysł, żeby od sióstr za prawie 8 mln zł kupić budynek starej, od dawna nieużywanej szkoły. I co? Wielkie pieniądze wydane, a budynek od dwóch lat stoi i niszczeje. Jestem pewna, że gdyby transakcja była transparentna i odbyła się w ramach przetargu, czy negocjacji, to cena byłaby dużo niższa. A tak mieszkańcy zapłacili za zrujnowany obiekt, którego siostry od lat nie mogły sprzedać. Z geotermią jest to samo. Mamy odwiert za ponad 20 mln zł, a wciąż nie wiemy ile trzeba będzie wydać na infrastrukturę. Jak pytamy o to na sesji, to burmistrz robi uniki.
To co Pani by chciała zaproponować mieszkańcom. Może podać Pani 3 przykłady?
- Mam już opracowany program, który liczy około 30 punktów. Szczegóły ogłoszę wkrótce, ale uchylę panu rąbka tajemnicy. Przede wszystkim chcę, jak już mówiłam, oddać ponownie decydujący głos mieszkańcom w najważniejszych dla gminy sprawach. Chcę bardzo zdecydowanie i stanowczo zając się ratowaniem Lasu Bukowego, objąć go skuteczną ochroną i oddać go z powrotem mieszkańcom. Pilnie rozpocznę proces modernizacji systemu wodociągów i kanalizacji. Chcę skończyć z wybijającymi studzienkami, awariami i przerwami w dostawach wody. I bardzo zależy mi na stworzeniu Trzebnickiej Gminnej Karty Mieszkańca, dającej zniżki przy korzystaniu z gminnej oferty sportowej, rozrywkowej i kulturalnej dla osób i ich rodzin rozliczających w naszej gminie podatki.
Zostaje Pani burmistrzem i chce Pani wcielać w życie swoje pomysły, ale dług gminy wynosi już ponad 102 mln zł. A nie wiemy jakie długi mają spółki. To Pani nie przeraża?
- Zadłużenie samo w sobie nie jest problemem, jeśli kredyty brane są zgodnie z prawem i w ramach ustawowych limitów. Cały świat inwestuje w oparciu o kredyty bankowe. Kluczowe jest, na co bierze się te kredyty. Czy są to inwestycje, które podniosą jakość życia mieszkańców, a najlepiej wygenerują przyszłe dochody gminy. Najgorzej jest, gdy kredytem opłaca się bieżące wydatki gminy. Albo gdy na terenach, które gmina dostała od KOWR-u nic się nie buduje przez 10 lat, a potem nagle, żeby nie stracić prawa do bonifikaty, na szybko buduje się tam boiska. Przecież to pieniądze publiczne. A teraz jeszcze słyszymy, że ta budowa boisk na łapu capu nie pomogła i że gmina przegrała proces w pierwszej instancji i teraz ma zapłacić z odsetkami około 5,5 mln zł. Czy - to inny przykład - gdy na ścieżki rowerowe wydaje się dodatkowo 2 mln zł, bo zbudowano je niezgodnie z projektem. Tak tworzy się złe długi. Powiem tak: gdyby ktoś z nas, tak prowadził swój prywatny biznes, jak burmistrz Długozima prowadzi sprawy Trzebnicy, to już dawno by zbankrutował.
Czyli Pani zdaniem, rekordowy dług wynika ze źle realizowanych inwestycji?
- Dokładnie. Złe pomysły, chaos, brak planu, brak jakiejś nadrzędnej idei, koncepcji. Przykład źle zrealizowanych ścieżek rowerowych to tylko jeden z licznych. Zresztą to Państwa gazeta ujawniła sprawę. Kolejny przykład, to pomysł z oświetleniem drogi do kościółka w Lesie Bukowym i wprowadzenie tam ruchu samochodowego. Naprawdę nie można kawałka drogi pokonać pieszo? Kolejny przykład to Kocia Góra. Wydano miliony, a wygląda to fatalnie. Bez pomysłu i planu, inwestycja na siłę, która zamiast zwiększyć atrakcyjność tego pięknego miejsca, to je zepsuła.
Jest Pani radną, jak ocenia Pani bieżące sprawy, które dotyczą mieszkańców. Nasi Czytelnicy narzekają np. na fatalny stan ulic. Wskazują dziury.
- Tak, do mnie też takie głosy docierają. Zresztą sama to widzę. Są próby łatania, wydajemy kolejne pieniądze, a po chwili mamy to samo. Właśnie dlatego powinno się zmienić priorytety. Zamiast megalomańskich inwestycji, zajmowanie się bieżącymi, ale ważnymi dla mieszkańców sprawami, czyli stanem ulic, chodników, latarniami w odpowiednich miejscach, czy bezpiecznymi przejściami dla pieszych.
Ale co Pani zrobi, jak się okaże, że gminna kasa jest pusta?
- Najpierw trzeba zrobić audyt. Trzeba zobaczyć, gdzie uciekają pieniądze. Na przykład nie jestem pewna, czy gmina powinna mieć tak rozbudowany wydział promocji? Czy musimy wydawać setki tysięcy na działania propagandowe, czy przypadkiem nie wydajemy grubych pieniędzy na niepotrzebne stanowiska stworzone dla znajomych i bliskich burmistrza? Myślę, że oszczędności znajdziemy szybko i bez problemu. Milionowe oszczędności.
Wierzy Pani, że może wygrać z burmistrzem?
- Jestem przekonana, że mieszkańcy są już zmęczeni rządami Marka Długozimy. On jest burmistrzem już czwartą kadencję. Wydaje się, że nic nowego nie jest już w stanie zaproponować i dlatego w fotelu burmistrza powinna zasiąść nowa osoba. Gminie potrzeba świeżego spojrzenia, innego, takiego przyjaznego i otwartego na mieszkańców. Chęć zmiany łączy mnie z innymi kandydatami prodemokratycznymi i dlatego chcę im zaproponować „pakt o nieagresji”. W pierwszej turze powinniśmy unikać wzajemnej krytyki, a w drugiej zadeklarować wsparcie dla tej kandydatki, czy kandydata, który zbierze najwięcej głosów. To radykalnie zwiększy szanse na zwycięstwo i zmiany.
No tak, a burmistrz ostatnio był wpatrzony w polityków PiS
Burmistrz bardzo mocno upolitycznił urząd. Ja tego nie chcę. Już teraz za Państwa pośrednictwem zapraszam wszystkich do kontaktu, do spotkań. Naprawdę, warto rozmawiać.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
W Trzebnicy obecnie wypaczona jest lokalna samorządność i demokracja. Władza odrywa się od ludzi i rzeczywistisci. Wybory to zmienią zmienią to na lepsze.
Długozima idzie do PE z listy solidarnej polski na jesieni
Oby tam nie doszedł.
To po co zawiazal koalicję wyborczą?
W sumie fakt, to poliglota. Zna 4 języki, polski, rosyjski i dwa od butów
Szanowna pani, wnuki bawić a nie do polityki.
Dlugozima w PE to bedzie lepsza komedia niz Dyzma
Bardzo rozsądny program, bardzo rozsądna kandydatka. Będę na Panią głosował.