
Niedawno wierzono, że dobrym wyborem jest tylko sztuczna choinka, bo nie wycina się drzew, które żyjąc produkują tlen. Aż nagle ktoś mądry powiedział, że wyprodukowanie plastikowego drzewka pochlania ogromne ilości energii i emituje do atmosfery trujące gazy. Żywa choinka wróciła do łask. Okazało się też, że uprawa drzewek może być całkiem niezłym biznesem, a wyprawa po choinkę może się stać rodzinną tradycją.
W okresie poprzedzającym Boże Narodzenie takie pytanie pojawia się w wielu domach. Obecnie coraz więcej ludzi patrzy na zagadnienie z punktu widzenia dbałości o planetę. Jakieś 20 - 30 lat temu panowało przekonanie, że jedynym słusznym wyborem jest drzewko sztuczne. Bo nie ścina się rośliny, która produkuje tlen, nie zabija się drzewa itp. Plastikowo-metalowe drzewko jest więc ekologiczne i może posłużyć bardzo długo. Z czasem w myśleniu zaczęły zachodzić jednak zmiany.
Samo wyprodukowanie sztucznego drzewka pozostawia ogromny ślad węglowy. Co do trwałości produktu - też opinie są podzielone. Oczywiście są drzewka, które wyciągane z piwnic i strychów corocznie przez wiele lat stanowią główną dekorację Bożego Narodzenia, ale wszystko zależy oczywiście od jakości i dbałości właściciela, bo zdarza się, że w ciągu 2 - 3 lat użytkowania sztuczna choinka straciła większość igieł, a te co zostały są pogniecione i nie dadzą się rozprostować, a drzewko wygląda fatalnie. Więc z tą długością użytkowania też różnie bywa. W pewnym momencie zapada więc decyzja o wyrzuceniu zużytego produktu i zakupie nowego. No i tu pojawia się problem, bo pojawia się odpad, który jest praktycznie niemożliwy do utylizacji. No bo co z nim zrobić? Spalić się nie da. Pozostanie na jakimś składowisku na setki lat.
Problemy związane z produkcją i utylizacją sztucznych choinek dały do myślenia i w końcu jednak uznano, że żywa choinka jest zdecydowanie lepszym rozwiązaniem. Wprawdzie jej uprawa również pozostawia pewien ślad węglowy, to jednak jest on znacznie mniejszy niż spowodowany produkcją wyrobu syntetycznego. Produkcja zużywa ogromne ilości energii, która również musi zostać wyprodukowana, np. z węgla. Zużyje również wielkie ilości wody. A ostatecznego produktu nie da się poddać recyklingowi.
Żywe drzewka natomiast nie mają zbyt wielkich wymagań. Nie potrzebują ogrzewania czy sztucznego oświetlenia. Rosną sobie spokojnie, doglądane tylko, czy niczego im nie brakuje i czy nie zostały zaatakowane przez pasożyty. Utylizacja nie stanowi również problemu, drewno ulega szybkiemu rozkładowi i chociaż martwe drewno uwalnia pewne ilości dwutlenku węgla, to nie zatruwa środowiska tak jak produkcja i utylizacja choinek sztucznych.
Zresztą od wielu lat ofiarą świątecznej atrakcji wcale drzewko stać się nie musi. Możemy zaopatrzyć się w choinkę w doniczce, a po świętach posadzić ją we własnym ogrodzie lub znaleźć dla niej "dobry dom".
W zapotrzebowaniu na choinki dostrzeżono możliwość uruchomienia biznesu i dzisiaj nie ma problemu z kupnem choinki z plantacji. Jest ich coraz więcej i nie dość, że można wybrać sobie drzewko, które obejrzymy ze wszystkich stron, to jeszcze możemy sami je wyciąć, albo przesadzić do doniczki.
Taką plantację stworzył Tomasz Langaj. Choinki Golędzinów mają od lat swoich stałych klientów, którzy nie wyobrażają sobie świąt bez żywego drzewka.
- W dzieciństwie marzyłem, aby mieć własny las, móc chodzić między drzewami. Te marzenia ziściły się w momencie, kiedy postanowiłem założyć plantację choinek. Udało mis się kupić stosunkowo tanio teren i ruszyliśmy z uprawą. Podejmując ją widziałem w tym również działania dobre dla środowiska naturalnego, klimatu, zdrowia ludzi. Na naszej plantacji rośnie około 20 tys. jodły i tyle samo świerka. To naprawdę sporo. Choinka, zanim zostanie sprzedana, rośnie u nas około 10 lat. W tym czasie cały czas produkuje tlen. A zużywa naprawdę niewiele energii, nie musi być ogrzewana czy oświetlana. Nie używamy również pestycydów. Nasza uprawa jest naturalna.
Tomasz Langaj dodaje, że chociaż okres, w którym choinki są kupowane jest bardzo krótki, to i tak co roku Choinki Golędzinów około tysiąca osób. Przyjeżdżają całe rodziny, bo wyprawa po choinkę to ważny rytuał, a plantacje dbają, aby zakup drzewka pozostał w pamięci kupujących jako doświadczenie wręcz bajkowe, przenoszące ich w czasy dzieciństwa.
- Doskonale rozumiem, że prawdziwe Boże Narodzenie nie może się obyć bez żywej choinki, bo w moim domu zawsze też jest żywe drzewko. Przyjeżdżają do nas całe rodziny, dziadkowie, rodzice i dzieci. Bo spacer wśród tych drzewek jest niesamowitym doświadczeniem, pozwala poznać i zrozumieć naturę. Dla nas ważny jest oczywiście aspekt finansowy, bo musimy na tych choinkach, z wielu względów, zarobić, ale równie ważne jest dawanie ludziom radości i kontaktu z drzewami. I nie można zapominać, że uprawiając choinki żywe zużywamy mniejsze ilości wody i ograniczamy produkcję szkodliwych substancji niż przy produkcji sztucznych drzewek. To taki nasz mały wkład w działania dla klimatu. Może bardzo mały, ale jeden z wielu.
A dla kupujących nabycie choinki w miejscu, gdzie można ją samemu wybrać i samemu ściąć lub, co jeszcze lepsze, samemu przesadzić do doniczki, jest namiastką doświadczeń naszych dziadków znanych z ich opowieści. To również kultywowanie tradycji rodzinnej.
- Nigdy nie lubiłam choinek sztucznych, bo nie stwarzają atmosfery świątecznej - mówi Anna, która znalazła sposób na życie dla poświątecznych choinek. - Starałam się ich unikać nawet wtedy, kiedy z ekologicznego punktu widzenia tylko sztuczna choinka była dopuszczalna. Ja nigdy się z tym nie zgadzałam, ale myślenie już na szczęście się zmieniło. Z córką od 10 lat, od czasu kiedy była zupełnie malutka, jeździmy po choinkę na plantację,. Dla niej to niesamowite przeżycie, wręcz bajkowe. Wybiera sobie drzewko, pakujemy je do samochodu. Potem w domu pilnuje ustawienia, podlewa. Kupujemy choinki zawsze w doniczce. Od kilku lat po okresie Bożego Narodzenia oddajemy te choinki panu, który sadzi je w swoim ogrodzie. Teraz to będzie już chyba szóste drzewko, dla którego znalazłyśmy dom.
- Mam spory teren wokół domu - Julian od kilku "adoptuje" po świętach doniczkowe choinki. - Sześć lat temu przed świętami wymyśliłem, że dla mojej wnuczki w tym ogrodzie posadzę lasek. Miał to być taki lasek w skali mikro - kilkanaście świerczków. Rozmawiałem o tym ze znajomą, a ona mi na to, że po świętach może mi oddać choinkę, bo ma w doniczce. Wtedy przyszło mi do głowy, że przecież ja też mogę kupić choinkę doniczkową. Rosły te choinki trochę w tych doniczkach, a wczesną wiosną posadziłem je w kącie ogrodu. Takie były początki lasku mojej wnuczki. W tej chwili lasek liczy sobie już 18 drzewek - świerczków i sosen. Ludzie oddają mi po świętach drzewka, z którymi nie mają co zrobić. One nie zawsze się przyjmują, czasem taka choineczka marnieje. Ale wbrew proroctwom tych, którzy twierdzili, że choinka z doniczki wcale nie przeżyje, bo ma uszkodzone korzenie - nasz lasek wciąż się powiększa.
Tomasz, Anna i Julian to ludzie, którzy mają pewien wspólny cel. Wierzą, że to,co powstało naturalnie o wiele mniej szkodzi i ludziom i planecie, na której żyją. To jest ich malutki wkład w działania dla klimatu.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie