
Franciszek Liszt był postacią absolutnie niezwykłą. Skomponował ponad 350 utworów, niejednokrotnie wyprzedzając trendy epoki, w której żył; stworzył nowy gatunek muzyczny - poemat symfoniczny. Dokonał także 200 parafraz utworów skomponowanych przez innych, w tym wielu popularnych fragmentów operowych. Był bywalcem salonów całej Europy. Przyjaźnił się z przebywającymi na emigracji wielkimi Polakami, że wymienię tylko Fryderyka Chopina, Adama Mickiewicza, Juliusza Słowackiego czy Henryka Wieniawskiego.
Był wielkim patriotą, popularyzującym szczególnie w swych 19 rapsodiach ludową muzykę węgierską. Tworzył wzniosłe dzieła o podłoży religijnym i filozoficznym, ale także utwory urzekające pięknem swej prostoty (serenady, walce, marzenia miłosne, czy słynną "Campanellę"). Był także legendarnym wirtuozem fortepianu, owacyjnie przyjmowanym przez tych, którzy mieli szczęście słuchać jego muzyki.
Z okazji okrągłej rocznicy urodzin Liszta mogliśmy dowiedzieć się nieco więcej o jego koncertach we Wrocławiu i innych miastach Dolnego Śląska. Mówił o tym w czasie ubiegłotygodniowych koncertów nieoceniony profesor Juliusz Adamowski, prezentując przy okazji III Zeszyt Lisztowski, zawierający artykuł na ten temat pióra Walentyny Węgrzyn - Klisowskiej i Ryszarda Klisowskiego. We Wrocławiu Liszt przebywał w 1843 r., wykonując 11 albo 12 koncertów. Ponadto grał w Brzegu, Legnicy, Żaganiu oraz w Lwówku Śląskim i w pobliskiej Skale. Oprócz koncertów zaplanowanych były także okazjonalne, np. zwiedzając kościół św. Piotra i Pawła w Legnicy artysta tak zachwycił się brzmieniem organów, że grał na nich przez godzinę w obecności wielu słuchaczy. Zachowały się opisy niezwykłej atmosfery lisztowskich koncertów. Na jeden z nich, który odbywał się w Sali Muzycznej uniwersytetu podjechał powozem zaprzęgniętym w białe konie. Wśród gromkich oklasków wkroczył do gmachu uczelni. Na koncertowej sali "widziało się na twarzach niecierpliwy niepokój, podobny do stanu przed burzą, kiedy po dalekich grzmotach pojawi się uderzenie pioruna." Potem "zapanowała nagle najgłębsza cisza, wszystko zawarło się nagle w klawiszach. Czarodziejski, porywający duszę akord przeniknął salę, jak moc błyskawic, przenikająca zasłonę ciemności...".
Był niezwykłym pianistą, określano go mianem "transcedentalnego", ale był też człowiekiem życzliwym i wielkodusznym. Znalazł czas by przyjmować mieszkańców Wrocławia i okolic. Gdy przybył do niego starszy wiekiem kantor, dla którego zabrakło biletu na koncert, mistrz poczęstował go śniadaniem i specjalnie dla niego wykonał swą fantazję. Innym razem dopomógł w zakupie instrumentu młodej pianistce.
A dzisiaj, gdy mijają dwa wieki od urodzin genialnego pianisty mamy to szczęście, że nawet w małych miasteczkach możemy słuchać jego muzyki i to w znakomitych wykonaniach. Dowodem tego były recitale Stanisława Sołowiewa. Zwycięzca Konkursu Lisztowskiego z 2005 r. bywa częstym gościem Wieczorów Lisztowskich. Przyjeżdża do nas niemal co roku, nic wiec dziwnego, że ma duże grono sympatyków i wiernych słuchaczy. I tym razem salka trzebnickiego Klub - "iku" była wypełniona melomanami, którzy mogli po raz kolejny podziwiać muzyczny kunszt naszego gościa znad Newy. Pierwsza część programu wypełniona była muzyką polską. Najpierw zabrzmiały grane po raz pierwszy przez Sołowiewa na naszych wieczorach utwory Karola Szymanowskiego, a potem usłyszeliśmy przepiękną interpretację Sonaty b- moll Fryderyka Chopina z zupełnie odmiennym od tradycyjnego wykonaniem Marche Funebre, nie tyle żałobnym, co śpiewnym, niemal optymistycznie.
Po przerwie były już tylko utwory Ferenca Liszta. Najpierw szalony I Walc Mefisto, potem rozmarzona Serenada, następnie z cudowną lekkością zagrana parafraza znanych melodii z opery "Rigoletto". Końcowym akcentem był wykonany z niezwykłym wyczuciem wachlarz bardzo skontrastowanych tematów z muzyki węgierskiej, zawartych w XII Rapsodii. Po spontanicznej i burzliwej owacji słuchaczy artysta wykonał jeszcze na bis bardzo refleksyjne Cosolation, tak bliskie muzyce Fryderyka Chopina.
Wypada więc wyrazić wdzięczność wielkiemu Ferencowi Lisztowi, za to, że zostawił nam tak piękną muzykę, Stanisławowi znad Newy za to, że przyjechał i tak wspaniałe nam ją przedstawił i panu profesorowi Juliuszowi Adamowskiemu, za trud i chęć zorganizowania rocznicowych koncertów, szczególnie w Trzebnicy, bo na ten cel nie było środków i trzeba je było specjalnie zorganizować - pomógł Związek Artystów Wykonawców STOART. Ciepłe słowa należą się także trzebnickiemu staroście Robertowi Adachowi oraz pracownikowi starostwa Rafałowi Sali za kolejne, piękne afisze oraz żmigrodzkim sympatykom Wieczorów Lisztowskich, którzy kilkuosobową grupą uczestniczyli w koncercie.
Sprawą nieprzyjemną, którą jednak odnotować należy, jest fakt, że mimo próśb organizatorów afisze informujące o koncercie w Trzebnicy nie znalazły się w przeznaczonych do tego gablotach, ani miejskich (już po raz drugi), ani kulturalnych. Informacja o koncercie nie trafiła także na stronę internetową gminy, chociaż istnieje tam specjalna zakładka.Dlaczego?
Wywiad z wykonawcą lisztowskich koncertów Stanisławem Sołowiewem zamieścimy w następnym numerze NOWej.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie