Reklama

Dzieci zdrowsze, bo szczepione

21/03/2011 18:55
O problemach z leczeniem i profilaktyką wśród trzebnickich dzieci rozmawiamy z pediatrami: Jerzym Pejczem, ordynatorem oddziału dziecięcego Szpitala św. Jadwigi Śląskiej w Trzebnicy i lekarzem rodzinnym Magdaleną Orzechowską

Stan zdrowia dzieci w wieku do lat 15, tak jak profilaktyka ich zdrowia budzą wiele zastrzeżeń - ostrzegają pediatrzy. Próchnica, skolioza, cukrzyca, otyłość, płaskostopie wykryte u ponad połowy dzieci w Polsce, mogą doprowadzić w przyszłości do poważnych chorób serca, nerek czy stawów. Od rodziców w dużym stopniu zależy, czy nie wyrośnie nam pokolenie rencistów.

NOWa: - Opinie na temat stanu zdrowia dzieci w Polsce są podzielone. Dlaczego?

Dr JERZY PEJCZ - Problem polega na tym, że brakuje badań przeprowadzonych na dużych grupach dzieci z różnych środowisk, uwzględniających wiele czynników jednocześnie. Należy pamiętać, że nasza rzeczywistość znacznie się zmieniła, dzieci są narażone obecnie na nowe czynniki, których przedtem nie było. Dziecko ma dostęp do dużo większej ilości słodyczy, tłustych rzeczy typu chipsy, do komputera, telewizora, a rodzice są coraz bardziej zajęci. Nie wiemy co by było, gdyby w poprzedniej epoce dziecko było tak samo narażone. Brak jednolitej opieki pediatrycznej spowodował, że sami się gubimy i każdy ma inny punkt widzenia. Z moich obserwacji wynika, że  przeciętni rodzice dzieci są lepiej wyedukowani niż kiedyś. Wiedzą znacznie więcej, ale ta wiedza jest niepoukładana. Nie widzę jednak tak olbrzymich zaniedbań jakie widziałem 15-20 lat temu. Niestety, dzieci odwzorowują nawyki i zachowania rodziców. Jeżeli rodziny nie potrafią stworzyć właściwego środowiska dla zdrowego rozwoju dziecka, to żadne akcje nie przyniosą pozytywnych efektów. Według mnie najważniejszym działaniem profilaktycznym jest edukacja rodziców. My pediatrzy mamy ograniczoną możliwość wpływania na dzieci, zbyt rzadki i zbyt krótki jest nasz z nimi kontakt. Jeżeli natomiast  przekonamy rodziców do właściwego dbania o zdrowie dziecka, to będzie szansa na sukces.

 

- A gdyby lekarze rodzinni dawali rodzicom broszury czy książki?

- Mogliby, ale pod warunkiem, że broszury byłyby na właściwym poziomie. Większość poradników jest napisana bardzo nierówno. Często czytam przemieszane ze sobą rozsądne rady z błędnymi przesądami. Skąd rodzic ma wiedzieć, która informacja jest rzetelna, a która wręcz szkodliwa. Przykładem pozytywnym jest wydany przez wydawnictwo Medycyna Praktyczna przewodnik dla rodziców "Pierwsze dwa lata  życia dziecka". Publikacja jest napisana z rzetelną wiedzą i w zrozumiały dla rodziców sposób. Pisało ją kilkadziesiąt osób, a wydanie poprzedziły dyskusje specjalistów. To przemyślana i mądra książka, zawierająca odpowiedzi na podstawowe proste pytania dotyczące pielęgnacji i rozwoju dziecka, żywienia, szczepień ochronnych.  Najtrudniejsza jest wiedza dotycząca prostych rzeczy. Wielu ludziom wydaje się, że znają proste recepty na proste pytania i powielają mity zakorzenione od dziesiątków lat w społeczeństwie.  Dlatego wszyscy stażyści praktykujący w naszym oddziale muszą zdać kolokwium z wiedzy zawartej w tej publikacji.

 

- To lektura dotycząca małego dziecka, a co ze starszymi?

- Od czegoś trzeba zacząć. Rodzic powinien sobie uzmysłowić, że do prawidłowego wychowania dziecka potrzebna jest wiedza, a nie powtarzanie utartych schematów, najczęściej po swoich własnych rodzicach. Lekarz jest tylko doradcą i  nie odpowiada za wychowanie dziecka. Powinien natomiast dokładnie wiedzieć jakie tematy musi poruszyć z rodzicami.

 

- Przecież nasi pediatrzy mają tylko kilka minut na badanie dziecka...

- Faktycznie nasz system jest niewydolny w tym względzie. Jednak myślę, że można próbować to zrobić nawet w naszych warunkach. Warto nauczyć rodziców rozpoznawania znaków choroby, tak aby rodzice nie musieli ze wszystkim przychodzić do lekarza. My uczymy rodziców jak rozpoznawać czy dziecko jest odwodnione, czy nie ma zaburzeń oddychania, kiedy należy się zgłosić się  do lekarza natychmiast, a kiedy można poczekać. Są rodzice, którzy się boją i za każdym razem będą przychodzić do nas, ale są i tacy, którzy w przypadku powtórzenia się objawów potrafią już sobie poradzić, wyciągają wnioski z naszych wskazówek. Jeżeli lekarz ma określoną liczbę swoich pacjentów, wystarczy uczyć jednego rodzica  dziennie. Tu chodzi o prostą pracę u podstaw, która ma być tzw.  never ending story. Podstawą pediatrii społecznej powinna być komunikacja z rodzicami, z drugiej strony jednak pediatrzy powinni przygotować standardy postępowania zarówno profilaktycznego, jak i leczniczego. Takie ujednolicenie wskazań bardzo pomaga w budowaniu konsensusu wokół zdrowia dziecka. Według mojej oceny powoli w Polsce rodzi się świadomość takiej potrzeby i  coraz więcej takich standardów jest tworzonych.

 

- Pediatrów wycofano ze szkół już wiele lat temu... jak ocenia pan sytuację w pediatrii?

- Sądzę, że sytuacja w pediatrii jest bardzo zróżnicowana i dlatego nie chciałbym oceniać jej całościowo. Widać niestety lukę pokoleniową. Dopiero od kilku lat zwiększył się znacznie nabór na rezydentury pediatryczne. W naszym szpitalu jest obecnie 5 rezydentów na pediatrii i nie miałem trudności w znalezieniu chętnych, ale jak wynika z rozmów z kolegami, w Polsce jest bardzo różnie. Bardzo nierówny jest też poziom zainteresowania pediatrią wśród lekarzy rodzinnych. Moja współpraca z lekarzami rodzinnymi na terenie powiatu trzebnickiego układa się bardzo dobrze.

 

- "Wszczepialność" dzieci w Polsce jest bardzo dobra. Gorzej wygląda sytuacja ze szczepionkami nieobowiązkowymi. Są drogie... Jak zatem udało się panu osiągnąć u siebie w rejonie tak znakomite wyniki. Rodzice sami chętnie szczepią dodatkowo dzieci. Zajmuje się pan tym naukowo i badawczo...

- Wielokrotnie o szczepieniach rozmawialiśmy ze wszystkimi lekarzami na tym terenie. Dyskutowaliśmy między sobą o potrzebie szczepień, omawialiśmy problemy. Dzięki temu udało się nam wypracować wspólnie dosyć jednolitą informację dla rodziców. Pięć lat temu zacząłem także bezpośrednią edukację rodziców. Regularnie dwa razy w tygodniu spotykam się z mamami, które urodziły dziecko w szpitalu  i opowiadam im szczepieniach, to co rodzic wiedzieć powinien, odpowiadam też na pytania. Moje pogadanki nie są sponsorowane przez żadnego producenta, ani sprzedawcę szczepionek. Pokazuję rodzicom dlaczego należy szczepić, co się zyskuje i jakie jest ryzyko zdarzeń niepożądanych. Wskazuję też skąd wziąć na to pieniądze. Dodatkowe szczepienia kosztują rzeczywiście dużo. Dlatego mówię, że szczepienia mogą być prezentem na chrzciny, urodziny, imieniny. Dziecko dostaje mnóstwo prezentów, często zbędnych. Skąd ciocia czy wujek mają wiedzieć co potrzebne jest dziecku. Mogą wykupić szczepienie jak polisę ubezpieczeniową. To warto zrobić.

 

- Czy to znaczy, że każdy pediatra może tak rozmawiać?

- Oczywiście, warto, mimo że czasem może się wydawać, że to orka na ugorze. Jednak jak oceniamy czas skokowo i patrzymy co się zmieniło w ciągu np. ostatnich 5 lat, to widać postęp i to dodaje pozytywnych bodźców do pracy. Nie ma nic gorszego niż narzekanie, że nic się nie da zrobić.

 

- Co robi pan aktualnie dla swojego zdrowia? Większość ludzi wie, że trzeba się ruszać, ale jak to zrobić?

- Ruchu mam oczywiście za mało i jest to mój stały wyrzut sumienia.  Ostatnio zafascynował mnie nordic walking,  kilkadziesiąt razy już chodziłem z kijkami i  zamierzam to kontynuować. To dobra forma ruchu między biegiem a marszem, ze zmienną intensywnością. Znalazłem wreszcie coś co równocześnie mi się podoba, a to istotne w rekreacji, bo nie chodzi to by się katować.

 

- Co sprawia panu dziecięcą frajdę?

- Muzyka poważna.

 

- Jak ocenia pani  stan zdrowia dzieci w regionie? Opinie w tej kwestii wśród pediatrów są podzielone...

MAGDALENA ORZECHOWSKA, lekarz rodzinny, pediatra w Trzebnicy: - Podczas 20 lat mojej pracy i na podstawie populacji tego rejonu pediatrycznego, nie porównując z danymi nawet naszego województwa, nie widziałam nigdy takich danych. Badań dzieci trzebnickich w konkretnym kierunku nie było. Mam kilka spostrzeżeń, które wskazują na znaczne podniesienie poziomu opieki zdrowotnej w tym regionie, jak również polepszył się stan zdrowia naszych dzieci. Kiedy zaczynałam tu pracę, z przerażeniem oglądałam książki zgonów dzieci na oddziale pediatrycznym szpitala, które umierały z powodu biegunek czy zapalenia płuc. Obecnie jest to niezwykła rzadkość, a z tego co wiem na oddziale dziecięcym szpitala w Trzebnicy takie przypadki się nie zdarzają.

 

- Na co najczęściej chorują pani pacjenci? Mówi się o złych statystykach, próchnicy, skoliozie, bólach kręgosłupa, otyłości...

- Numerem jeden w problemach codziennych jest coraz częstsze rozpoznawanie alergii. Jest to rosnący problem, ale świadomość rodziców i szybka diagnostyka, pozwala na wkroczenie we właściwe leczenie, eliminację alergenów. Zatem problem jest, ale mamy możliwość szybszego diagnozowania i  lepszego leczenia dzięki nowym lekom i możliwościom. Drugi  problem w zdrowiu dzieci jaki widzę jest związany z brakiem ruchu i aktywności fizycznej. Dzieci mają tendencję do otyłości. Bardzo często w czasie badań okresowych profilaktycznych dzieci w wieku szkolnym obserwujemy trend niegodności wzrostowo-wagowej. Krzywe pokazują nadmiar wagi. Sądzę, że ma to związek z coraz bardziej siedzącym trybem życia. Wiele godzin spędzonych przed komputerem, nauka i brak ruchu poza tymi wymuszonymi lekcjami wychowania fizycznego. Nie doceniamy kultury fizycznej, rozumianej powszechnie. Coraz więcej dzieci kierujemy do poradni zaburzeń metabolicznych, gdzie z użyciem wskazań dietetycznych, diagnostyki zaburzeń, czasem udaje się coś zrobić, aby problem zniwelować,  jako że później to generuje rzesze dorosłych chorych z nadciśnieniem i chorobą niedokrwienną, zwyrodnieniową stawów. I to jest ewidentnie główny problem populacji młodych ludzi. Co do wad postawy, nie zauważyłam wielu zmian. Regularnie badamy dzieci, średnio co trzy lata. Dzieci przechodzą też badania szkołach, w kierunku wykrywalności wad postawy. Myślę, że one były i będą związane z pewnymi czynnikami, a głównie z brakiem ruchu i siedzącym trybem życia. Próchnica i skolioza głównie dotyczą dzieci z najbiedniejszych rodzin. Nie jest to jednak aż taki problem jaki widziałam wiele lat temu. Chyba nie zgodziłabym się z tezami sław naszej pediatrii, ponieważ czymś innym jest ocena szerszej populacji dzieci, a fakt bycia z tymi dziećmi przez szereg lat, na tym samym terenie. Jestem typem człowieka osiadłego od 20 lat w tym samym miejscu. Obecnie leczę już dzieci moich dawnych małych pacjentów. Generalnie wydaje mi się, że poziom zdrowia  ogólnego, opieki, troski rodziców, możliwości diagnostycznej, leczniczej są dużo wyższe niż lat temu dziesięć czy dwadzieścia. Często z kolegami wspominamy czasy gdzie w przychodni był tylko jeden lekarz pediatra. Teraz jest nas trzy i jest możliwość zatrudnienia na umowę zlecenie dodatkowego lekarza. Mamy dobrze zaopatrzony w kadrę medyczną oddział dziecięcy szpitala w Trzebnicy, gdzie oprócz lekarzy jest szereg stażystów.

 

- Mimo to często słyszy się narzekania pacjentów na trudny dostęp do pediatrów i innych specjalistów....

- Zawsze w pewnym środowisku znajdzie się grupa malkontentów. W pediatrii szczególną sytuacją są infekcje u dzieci, które są częste, gwałtowne, nagłe, co zaskakuje rodziców. Rodzice chcieliby natychmiast zasięgnąć naszej porady. Stąd  skargi, bo nie mogą się dostać w tym samym dniu. Przyjeżdżają na izbę przyjęć i tworzy się nerwowa sytuacja. To domena polskiej medycyny. Za granicą  pacjenci są informowani (my też tłumaczymy rodzicom, co zrobić, aby objawy ustąpiły). Czasem może nie zdołamy przyjąć wszystkich potrzebujących w danym dniu dzieci. Po godz.18 rodzice mają dostęp do porad w izbie przyjęć szpitala. Podczas dni wolnych jest zakontraktowany dyżur dziesięciogodzinny, pełniony przez lekarzy w izbie przyjęć. W mojej ocenie takie skargi nie są realnym problemem. Często w rozmowie rodzice potrzebują tylko uspokojenia, nawet przez telefon. Mamy do kilkunastu telefonów dziennie z informowaniem, kiedy i gdzie można uzyskać poradę, jeśli rodzic nie został przyjęty. Może w ścisłym sezonie zachorowań, a tym roku jest to wczesny czas, zdarzy się, że rodzic musi poczekać dwa dni. Inaczej wygląda sprawa w Obornikach Śl, ponieważ tam faktycznie struktura pracy POZ jest inna niż w Trzebnicy. Ja pracuję w publicznym zakładzie opieki zdrowotnej; to już trochę reliktowy zakład, jako, że większość ZOZ-ów jest w rękach prywatnych, mają prywatnego właściciela, a tam jest to zespół prywatnych lekarzy rodzinnych. Wiem, że były przejściowe kłopoty z zatrudnieniem lekarzy.  Pediatra jest lekarzem kontraktowym, dla którego jest to praca dodatkowa. Z różnych względów w pewnym momencie rezygnowali. Rotacja też nie sprzyja komfortowi pacjenta. Rodzic chce mieć lekarza, który zna dziecko i prowadzi je przez długi okres. Natomiast ja pracuję w tym rejonie prawie 20 lat, koleżanki nawet dłużej. Mogę powiedzieć, że jesteśmy lekarzami dwóch pokoleń. To działa chyba na plus. Mówiąc  o dostępności, można by jeszcze ten system nieco zmienić. Może być zawirowanie na etapie informowania pacjenta, co ma zrobić, gdzie pójść. Poza tym mamy złą bazę lokalową, co może rzutować na obraz całości. Pacjent może być zdezinformowany w rejestracji, która  jest przeładowana pracą, a pomieszczenie małe. To może robić wrażenie chaosu.  

 

- Co panią boli jako pediatrę? Co chciałaby pani zmienić?

- Właśnie warunki lokalowe, również pod kątem komfortu lekarzy. Zdarza się, że często marznę, mimo dogrzewania mam 18 stopni w pokoju. W poczekalni jest ok. 15. Pacjenci siedzą w kurtkach i nie narzekają, za co jestem im wdzięczna. Jest to główna bolączka przychodni. To stary budynek, a sytuacja wymaga konkretnych remontów, na szczęście jest to w planach dyrekcji. Inna sprawa to brak nadzoru merytorycznego nad tym co robimy a czego nie robimy. My wykazujemy sprawozdawczość do sanepidu i wyniki są bardzo dobre, "wszczepialność" jest na wysokim poziomie. Nasze pielęgniarki są nauczone dyscypliny i solidności bilansów szczepień. Kiedyś czuwał  nad nami specjalny pion w wydziale zdrowia w urzędzie wojewódzkim, zespół opieki nad matką i dzieckiem. Stamtąd przyjeżdżały emerytowane pielęgniarki niejako nas musztrowały, przeglądały dokumentację. Wtedy nie było to dla mnie mobilizujące, ale po latach zaczęłam doceniać fakt, że  były. Jak mówiłam aktualnie ZOZ-y to działalność prywatna. Są to często spółki, tak wyglądające, że lekarz rodzinny zatrudnia pediatrę na godziny. Sądzę, że w niektórych sytuacjach może to być niewystarczające. Dostęp do pediatry, gdzie  lekarz jest dwa razy w tygodniu po południu, przyjmuje chore dzieci oraz raz w tygodniu szczepi i bilansuje, to za mało. Dzieci chorują o różnych porach, w różnych dniach. Może to jest wystarczające w sensie ilości porad, ale ja oceniam tu dostępność. Jak wspomniałam pracuję w takim "reliktowym" zakładzie i uważam nas za takich właśnie pediatrów. Pracujemy trochę "po staremu" , czyli jeździmy na patronaże, wykonujemy solidnie bilanse, badamy dzieci, wydajemy skierowania, dlatego, że nikt nam nie grozi palcem za każde skierowanie. Analizujemy  później w rozmowach z dyrektorem ilość wydawanych pieniędzy na diagnostykę. Nie jest to rzecz, która nam ogranicza możliwości. Małe praktyki są zawsze mniej rentowne, jest to inna struktura wpływów i wydatków. Jesteśmy otwarci  do godz. 18, zabezpieczamy poradnie szczepień. To sytuacja komfortowa dla pracujących mam, które mają prawie nieograniczony dostęp do nas.

 

- W zakresie podstawowym "wszczepialności" dzieci mamy świetne wyniki, gorzej wyglądają szczepienia zalecane... Jaka jest statystyka w powiecie, czy zależy to od lekarza?

- W naszym rejonie wygląda to wyśmienicie, mamy nawet "kult" szczepień. Dr Pejcz zasiada we władzach Polskiego Towarzystwa Wakcynologicznego, jest niejako naszym guru w tej dziedzinie. Regularnie uczestniczymy w szkoleniach przez niego organizowanych. Duża ilość  dzieci szczepi się dodatkowo, a  kilka pań z oddaniem  prowadzi punkt szczepień. Bardzo dużo pracy wkładają w informowanie, zachęcanie i robią to fachowo, bardzo nam pomagają w tej pracy. Natomiast rodzice dzieci, które rodzą się na oddziale szpitala w Trzebnicy, są od narodzin dziecka informowani przez zespół dr. Pejcza o wskazaniach do rozszerzania tych szczepień. Zawsze mamy pełną lodówkę szczepionek, prowadzimy sprzedaż w konkurencyjnych cenach.

 

- Profilaktyka zdrowia dzieci, na co rodzice powinni zwrócić uwagę?

-  Wczesne reagowanie rodzica na niedoceniane objawy, zaparcia,  na objawy behawioralne. Powinni o tym mówić przy okazji każdej wizyty. Dzieci mają trudności w szkole, stresy - "żyjemy w dużym tempie", a dzieci to przeżywają, mają nerwice, problemy, które tworzą obrazy chorób psychosomatycznych. Poza tym nawet zaparcia są związane z nieregularnym trybem życia dziecka, z nieprawidłowym odżywianiem. Rodzicom trudno oderwać dzieci od komputera, nakłonić do ruchu. Czasem musimy się mocno starać aby namówić rodzica, który przyszedł po zwolnienie z wuefu dla dziecka, że jednak ruch czy gimnastyka są zbawienne dla zdrowia. To rodzice są adwokatami swoich pociech i proszą lekarzy o zwolnienia z błahego powodu, bo dziecko nie chce się ruszać lub już jest niesprawne z powodu nadwagi. To tworzy błędne koło i doprowadza do  inwalidztwa dziecka. Poza tym kwestia  jedzenia, złe nawyki żywieniowe, częste słodkie przekąski. Bywa, że rodzice zapominają o wizycie u lekarza, nie mają czasu, wyjeżdżają na dłużej i dzieci przychodzą do nas z babcią lub kimś z rodziny,  są opuszczone. Badanie przesiewowe robione dla potrzeb szkoły pokazuje, że takich problemów jest coraz więcej. Pojawia się też nadciśnienie  związane z nadwagą. Podejrzewamy czasem chłopców w wieku gimnazjalnym, którzy ćwiczą w siłowni, o zażywanie odżywek ze sterydami czy chemią. Ogólnie rodzice patrzą na dzieci, szybciej reagują niż kiedyś. Problem w tym, że często rodzic nie jest obecny przy badaniu bilansowym. Dostaje wpis o stanie zdrowia, zalecenia i skierowanie do specjalisty jeśli trzeba. Po czasie okazuje się, że nikt z dzieckiem nie był u specjalisty, nie stosował się do wskazań lekarza. Problemy zdrowotne dzieci po części wynikają z braku czasu rodziców.

 

- Niedawno została pani radną tej kadencji...

- Tak, wcześniej nie kandydowałam, doświadczenie więc mam prawie żadne. Jestem dopiero po kilku radach, jednym spotkaniu komisji, nie mam na razie wyrobionej pełnej opinii o pracy i zadaniach radnego, ale będę uważnie przyglądać się kolegom radnym i tworzyć własne doświadczenia. Jestem wielką miłośniczką sportu, chciałabym żeby młodzi ludzie mieli gdzie go uprawiać, najlepiej pod okiem wykwalifikowanych instruktorów sportu. Znając znaczenie szczepień ochronnych, będę starała się o refundowanie szczepionek na raka szyjki macicy u młodych dziewcząt, ale to sprawa na kolejne lata, bo byłaby to spora suma z budżetu powiatu.

 

- Co sprawia pani prawdziwą przyjemność?

- Dziecinną frajdę daje mi zabawa  z moim psem. To młody piesek rasy Border Collie bardzo energiczny, mądry i uwielbiający robić z nami różne rzeczy - od szalonych zabaw po poważne ćwiczenia.

 

- Co robi pani dla swojego zdrowia?

- Całe życie uwielbiałam sport, będąc w szkole średniej trenowałam kilka lat karate, potem próbowałam rekreacyjnie grać w tenisa ziemnego, co robię regularnie pod okiem instruktora, z całą rodziną do dziś. Generalnie rodzinnie lubimy się ruszać - mąż Paweł biega od lat maratony, także z psem - uprawiają razem dogtrekking, gra w tenisa ziemnego, jeździ na nartach i rowerze. Starszy syn Karol bardzo dobrze gra w tenisa ziemnego, dobrze jeździ na nartach i snowboardzie, pasjonuje się też zjazdem na rowerze. Młodszy Jędrzej to świetny tenisista - wicemistrz turnieju KGHM Młody Challenger 2009, finalista Młodzieżowej Tenisowej Ligi Redeco 2010, dobrze zapowiadający się piłkarz nożny, nieźle tez sobie radzi na nartach i snowboardzie. Uważam, że odpowiednio stosowana aktywność fizyczna  chroni nas przed wieloma schorzeniami i zapewnia dobrostan naszego ciała i ducha, nawet w starości. Z badań okresowych pamiętam o cytologii i mammografii, regularnie szczepię siebie i całą rodzinę na grypę. Jako lekarz zachęcam do corocznych szczepień pacjentów i znajomych.

Nie jestem zwolenniczką żadnych "cudownych" diet, po prostu staram się jeść z umiarem, różnorodnie, w miarę nieprzetworzoną żywność i regularnie spalać kalorie podczas treningu sportowego.

 

- Dlaczego wybrała pani taką specjalizację?

- Specjalizacja z pediatrii, którą wybrałam, przypominała mi paradoksalnie trochę pracę weterynarza - oprócz relacji rodziców trzeba było dobrze obserwować dziecko, znaleźć przyczynę jego stanu chorobowego, dolegliwości. Kolejna specjalizacja - medycyna rodzinna dopełniła moją wiedzę z zakresu interny i poszerzyła moje horyzonty lekarskie. Byłam zmuszona ogarnąć niejako cała problematykę medycyny ambulatoryjnej i mimo, że niełatwo było mi zdać tak obszerne i trudne egzaminy po latach od skończenia studiów (LEP, potem specjalizacyjny) udało się mi i teraz jestem zadowolona. Mam też uprawnienia z zakresu medycyny sportowej, a wiedza którą dzięki temu zdobyłam  dopełnia moje zainteresowania sportem.

Aplikacja nowagazeta.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo NowaGazeta.pl




Reklama
Wróć do