
Budowa największych w województwie tras rowerowych to pomysł bardzo ambitny. Jak powiedział nam leader projektu burmistrz Prusic Igor Bandrowicz, na północ od Wrocławia powstaje Dolnośląska Kraina Rowerowa. Taką też nazwę, przyjęło restrukturyzowane właśnie, dawne Stowarzyszenie Gmin Turystycznych Doliny Baryczy. Wydawałoby się, że ten projekt może tylko jednoczyć, że wszyscy samorządowcy raczej mu przyklasną, a że, można skorzystać z dotacji, to tym bardziej realizacja jest pewna. I faktycznie początkowo wydawało się, że ta realizacja może być szansą na rozwój turystyki rowerowej dla naszego regionu. Tym bardziej, że pierwsza ścieżka rowerowa, która powstała w powiecie milickim, cieszy się ogromną popularnością. Nowy etap, miał połączyć trasy rowerowe w powiecie milickim z nowymi trasami na terenie powiatu trzebnickiego, a wszystko miało zostać połączone z Wrocławiem. Niestety nad ambitnym i dobrym projektem zaczęły zbierać się "czarne chmury".
- Ja osobiście nie rozumiem, o co chodzi burmistrzowi Długozimie, zamiast rozmawiać, woli nas oczerniać w samorządowym biuletynie, który przecież nie do tego służy. Przypominam, że o dziwo problem jest tylko z Gminą Trzebnica. Wszystkie gminy świetnie współpracują. Nowe ścieżki powstały w okolicach Gruszeczki, budowane są trasy rowerowe w Gminach Prusice, Żmigród i Wołów. To pierwszy etap. Lada dzień będą ogłoszone kolejne przetargi. Powstaną ścieżki rowerowe również w Gminie Oborniki Śląskie. Tworzymy Dolnośląską Krainę Rowerową, najdłuższą trasę rowerową na północ od Wrocławia i największy projekt turystyczny dla Północnego Dolnego Śląska – mówi nam Igor Bandrowicz.
Tymczasem burmistrz Marek Długozima zarzucił wszystkim samorządowcom, którzy działają w projekcie, że to oni próbują go oczernić.
Więcej na kolejnej stronie
O co chodzi? O niewielki odcinek trasy, który położony jest na terenie Gminy Trzebnica, a który ma połączyć istniejące już trasy rowerowe w powiecie milickim z budowanymi ścieżkami w powiecie trzebnickim. To około 5,9 km, które przebiegać mają po dawnej wąskotorówce z Książęcej Wsi do Gruszeczki.
Trzebnicki burmistrz w swoim gminnym biuletynie, na dwóch stronach próbuje dowodzić, że nie jest prawdą, że on chce storpedować cały pomysł. Twierdzi, że jemu również zależy na budowie ścieżek i oznajmia, że zgadza się na budowę brakującego odcinaka, ale na zasadach uzgodnionych w 2013 roku. Informuje, że wtedy ustalono, iż wszystkie samorządy dołożą się po 1/5 wartości inwestycji i wspólnie wybudują ten odcinek. Na dowód publikuje skany protokołu z zebrania i swoje pismo, że wyraża zgodę.
- Tak, to prawda, że było takie spotkanie, ale na spotkaniu nie było burmistrza Długozimy. Był jego ówczesny zastępca Jerzy Trela. Widząc opór trzebnickiej gminy, która nie chciała zbudować tego odcinka, to ja osobiście zaproponowałem takie rozwiązanie, żeby wspólnymi siłami zbudować tych kilka kilometrów. Burmistrz Długozima, po kilku dniach łaskawie przesłał zgodę, że on się zgadza, na tą koncepcję. Czyli co, jaśnie Pan wyraża zgodę? Ja gdybym dostał, propozycję, że ktoś mi dołoży do budowy 80%, to bym się nie zastanawiał tylko budował. Więc to wcale nie był jego pomysł. Co więcej, od tamtego czasu upłynęło już prawie 5 lat, a burmistrz Trzebnicy, nic nie zrobił. Nie przyjeżdża na spotkania konwentu wójtów i burmistrzów naszego powiatu. A przecież to on jest właścicielem terenu i tylko on może wystąpić o dotację, ogłosić przetargi i budować. My możemy jedynie dołożyć się do finansowania – tłumaczy Bandrowicz i dodaje – Przecież burmistrz Długozima, mógł zgłosić budowę tego odcinka, i dostać 85% dofinansowania z Urzędu Marszałkowskiego. Nie zrobił tego. Proszę zobaczyć, załóżmy, że ten odcinek kosztowałby np. 1 milion złotych. Po odjęciu dotacji zostałoby do wydania 150 tys. Czyli każdy samorząd dołożyłby z budżetu po 30 tys. zł i sprawę mamy załatwioną, a tak? Trzeba to będzie pewnie zrobić za własne pieniądze i wydać, nie po 30 tys. zł, ale po 200 tys. zł! Czy tak postępuje dobry gospodarz? Przecież, odcinek leży na terenie Gminy Trzebnica, tylko burmistrz Długozima może ogłosić, przetarg czy wystąpić o dotację. Pieniądze na ten cel były. Tak czy inaczej, ja ze swojej strony mogę zapewnić, że Gmina Prusice, podtrzymuje swoje deklaracje, bo nam naprawdę zależy na tym projekcie. Chcemy, żeby mieszkańcy z naszego powiatu, mieli świetne trasy rowerowe, żeby z nich korzystali ze swoimi dziećmi.
Na koniec burmistrz Bandrowicz dodał, że jest też druga alternatywa. Czyli porozumienie się z Powiatem Trzebnickim. Dodał, że jeżeli nie uda się dogadać, z burmistrzem Długozimą, to spróbują przekonać starostwo, by brakujący odcinek zrobić przy drodze powiatowej. Będzie on trochę dłuższy i pewnie bardziej kosztowny, ale dzięki temu, nie będzie "dziury na trasie". Burmistrz liczy, że radni powiatu odrzucą polityczne animozje i poprą takie rozwiązanie.
W sprawie na Facebooku wypowiedział się również były starosta Robert Adach i to właśnie po jego wpisie, burmistrz Trzebnicy zaczął się tłumaczyć.
- 5 kilometrowy odcinek ścieżki rowerowej łączącej powiat trzebnicki z milickim, może wybudować tylko właściciel terenu tj. Gmina Trzebnica, bądź alternatywnie powiat trzebnicki. W obu tych samorządach rządzi Marek Długozima. Kompromitacją dla naszego regionu będzie wybudowanie najdłuższej ścieżki rowerowej w Polsce z 5 km piaszczystą dziurą po środku!!! Nawiązując do zarzutu burmistrza, dlaczego ta inwestycja nie została zrealizowana za mojej kadencji, odpowiedz jest prosta: Wtedy nie było jeszcze gotowej, zleconej przez nas dokumentacji technicznej. Konkursy na inwestycje rowerowe zostały rozpisane przez Urząd Marszałkowski już w czasie kiedy Marek Aurelii Długozima niepodzielnie rządził w starostwie. Z listem otwartym do burmistrza Trzebnicy wystąpili prawie wszyscy wójtowie i burmistrzowie trzech powiatów, prosząc o wybudowanie brakującego odcinka w najważniejszej inwestycji turystycznej dla całej północy województwa. Wszyscy samorządowcy czują, że 5 km dziura biegnąca przez piaszczystą drogę i zarośnięty nasyp po wąskotorówce, kompromituje nas wszystkich. Sama inwestycja będzie rozwijała cały region, a nie tylko jedną czy drugą gminę.
I na koniec burmistrz się żali, że nie wpuszczam na swój prywatny profil jego machiny propagandowej(kilkunastu etatów, które w imieniu burmistrza szkalują opozycję). Panie burmistrzu, tak jak wcześniej pisałem, z chęcią podejmę z Panem rozmowę o sprawach ważnych dla gminy i powiatu w bezpośredniej debacie twarzą w twarz (bez Pana specjalistów od szkalowania). Mogę też, jeśli Pan pozwoli, polemizować z Panem na łamach gazety wydawanej za nasze pieniądze ( moje 18,50:-) Panorama Trzebnicka jest lepszym miejscem na polemikę niż mój prywatny profil na FB. Wystarczy, że Pana specjaliści zredukują 56 Pana zdjęć w gazecie na 51. Publikuję tekst burmistrza, którego odpowiedzą na prośbę wójtów i burmistrzów jest histeryczny atak. Marku może warto się z nimi spotkać i po prostu porozmawiać o ważnej sprawie dla nasz wszystkich – zakończył wpis Robert Adach.
Do sprawy odniósł się też Karol Sawicki, z gminy Milicz: - Panie burmistrzu, nie taka była umowa. Kiedy po raz kolejny nie potrafił Pan dotrzymać podpisanego partnerstwa faktycznie wpadła awaryjna propozycja, ale w jej ramach miał Pan znaleźć 20% własnego udziału! Gdzie je Pan ma? W którym budżecie konto zabezpieczył? Gdzie jest dokumentacja, a co za tym idzie pozwolenie na budowę na ten odcinek? Zlecił Pan dokumentację firmie, ale już nie raczył za nią zapłacić. Owszem chcieliśmy dołożyć się, aby nie powstał wstydliwy precedens ze ścieżką rowerową, z dziurą po stronie gminy Trzebnica. Ale nic Pan w tej sprawie nie zrobił, poza próbą zrzucenia odpowiedzialności za własne błędy na partnerów projektu. Partnerów, których po raz kolejny Pan wystawił do wiatru. Kto będzie chciał z panem współpracować? Gdzie Pan znajdzie partnerów do jakiegokolwiek projektu, po takich doświadczeniach? Jak Pan się zachowa, gdy na dziurze ścieżki rowerowej ustawione zostaną tablice, że to jest wkład partnerskiej gminy Trzebnica w Dolnośląską Autostradę Rowerową? Czy to nie jest dziwne, że my wszyscy potrafiliśmy się porozumieć, uzyskać środki, budować ścieżki, które łączymy w uzgodnionych miejscach, za wyjątkiem tych, które leżą po stronie gminy Trzebnica? – pytał.
Komentarz
Cała sprawa jest kompletnie niezrozumiała dla mieszkańców. Wszyscy mamy szanse, na wspaniałe trasy rowerowe, po których możemy bezpiecznie jeździć z dziećmi, a tymczasem pojawiają się jakieś sztuczne problemy. Czy faktycznie, na kilkudziesięcio kilometrowej trasie pozostanie nieprzejezdna, zachwaszczona "dziura"? Mamy nadzieję, że samorządowcy jednak się porozumieją, dla dobra wszystkich mieszkańców.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
TO CO NAPISAŁEM TO CAŁA PRAWDA.JEŻDŻĘ TAM REGULARNIE OD 7 LAT.TAKŻE DZISIAJ ŚCIEŻKA ZNISZCZONA,ZDEWASTOWANA NA TRASIE 10 KM.BRAK KONSERWACJI I NAPRAW.SŁUPKI KILOMETROWE I ZNAKI POWALONE.JAKOŚĆ PROJEKTU,WYKONANIA I NADZORU INWESTORA TRAGICZNA ! UE DAŁA A MY W BŁOTO 1
Obecnie ścieżki rowerowe, przebiegające przez tereny zalesione lub pasy dróg gruntowych w pobliżu których znajdują się drzewa, wykonuje się wg miejskich standardów. Dlatego poziom ścieżki rowerowej jest na równo lub jedynie nieco wyżej poziomu pobocza ścieżki rowerowej. Taka technologia wymaga wykonania wgłębienia w gruncie rodzimym. Głębokość tego wgłębienia jest sumą grubości warstwy utwardzającej ( kruszywa kamiennego lub budowlanego) oraz grubości warstwy asfaltu lub betonu. Wykonanie wgłębienia oznacza usunięcie systemu korzeniowego znajdującego się w gruncie rodzimym lub pozostawianie bardzo grubych korzeni. Grube korzenie oraz usunięte korzenie mają to do siebie że szybko rosną (lub odrastają) i mogą wysadzić powierzchnie ścieżki rowerowej, jeżeli tą ścieżkę wciśnięto w grunt w którym rosną korzenie. W Belgii i Holandii widziałem wiele ścieżek rowerowych przebiegających przez tereny leśne, a nawet parki narodowe. Wiele z tych ścieżki wykonano bez jakiejkolwiek ingerencji w grunt rodzimy, kładąc je bezpośrednio na istniejącym gruncie rodzimym. Gdy grunt jest spoisty (nie piaszczysty) to asfalt lub beton znajduje się bezpośrednio na gruncie rodzimym, gdy grunt rodzimy jest piaszczysty to bezpośrednio na grunt rodzimy nałożono po prostu grubszą warstwę betonu lub warstwę kruszywa na którą wylano asfalt. Taka technologia budowy ścieżek rowerowych przebiegających przez tereny zalesione powoduje, że nie ingeruje się w system korzeniowy znajdujący się w gruncie rodzimym, korzenie nie rozsadzają ścieżek rowerowych, a woda nie utrzymuje się na ścieżce rowerowej. Zarówno w Belgii jak i w Holandii gminy lub organizacje turystyczne starają się budować ścieżki rowerowe zgodnie z obowiązującymi przepisami, które to przepisy są bardziej elastyczne niż w naszym kraju (To gmina czy organizacja turystyczna decyduje o tym na co ją stać i buduje tak jak podpowiada jej stan kasy i zdrowy rozsądek). Dlatego widziałem w wielu miejscach np. pas asfaltowy o szerokości 50 cm i grubości 5 cm na środku tzw. miedzy o szerokości 1 metra wylany bezpośrednio na gruncie rodzimym. W naszym kraju Zamawiający wykonanie ścieżki rowerowej powinien napisać, że poziom ścieżki rowerowej na całej jej długości musi być wyżej niż poziom jej pobocza. Niestety brak tego zdania w specyfikacjach istotnych warunków zamówienia (SIWZ) dotyczących ścieżek rowerowych powoduje, że w miejscach gdzie poziom pobocza jest wyższy niż poziom ścieżki rowerowej, gromadzenie się wody na ścieżce rowerowej oraz wnikanie wody pod ścieżkę rowerową (a dobrze nawodnione korzenie lub lód na pewno spowodują szkody). Brak elastycznych a jednocześnie rozsądnych przepisów oraz poleganie na fachowcach, kończy się tym, że fachowcy zostawiają to co wykopali na poboczu nowej ścieżki rowerowej lub nie przejmują się tym że ścieżka rowerowa która nie posiada systemu odprowadzania wody biegnie w najniższym punkcie tzw. niecki.
Henio, gówno prawda. Jechałem wczoraj i nie jest prawdą co piszesz. Trasa momentami jest asfaltowa, są małe wybrzuszenia tu i ówdzie od korzeni, jest w/g mnie w zadowalającym stanie. Różne jest podłoże, nie mniej jednak nie zmienia to faktu, że głupoty wypisujesz i nie ma powodów do bzdurnego narzekania. Jechałem ze swoją dziewczyną, w wielki upał i daliśmy radę ją przejechać i wrócić do Sułowa. Nie prokurator potrzebny a tobie specjalista.
Z GÓWNA BICZA NIE UKRĘCISZ !TRASA SUŁÓW -GRABOWNICA ROZLECIAŁA SIĘ W 50% PO 3 LATACH! BRAWO PROJEKTANT , WYKONAWCA I INWESTOR BURMISTRZ BYŁY MILICZA ! TERAZ JESZCZE GORZEJ ! TRASY ROWEROWE Z PIACHU ! ILE WYTRZYMAJĄ ? WIELKA FORSA W BŁOTO ! CZY W POLSCE WSZYSTKO MOŻNA TAK SPIEPRZYĆ ? A MOŻE POTRZEBNY PROKURATOR ?