Reklama

Do mnie przychodzą sny kolorowe...

28/02/2011 18:55
"To nie moja wina - Karina, Karina -to wina mej piosenki, ona go tak trzyma..." - tak przed laty śpiewała o chłopcu, który podarował jej gałązkę bzu Ta, która właśnie odeszła, i której w moich wspomnieniach nikt nie zastąpi. Trudno wprost uwierzyć, że świat może istnieć bez Niej.

Karin Stanek to jedna z postaci, która wywarła na mnie wpływ przeogromny, chociaż spotkałem ją tylko cztery razy, a rozmawiałem z nią, no tak właściwie zamieniłem słów parę, tylko raz w życiu.

Zdarzyło się to w roku 1962. Byłem wczesnonastoletnim chłopcem, gdy pewnego bardzo pięknego wieczoru znalazłem się w sali trzebnickiego Powiatowego Domu Kultury (dziś TOK) na koncercie big - beatowego zespołu Czerwono - Czarni. Byłem w towarzystwie mojego taty, który bilety na imprezę otrzymał ze swego zakładu pracy, trzebnickiej Gminnej Spółdzielni.

Czerwono - Czarni powstali dwa lata wcześniej z inicjatywy Franciszka Walickiego. Grali muzykę na owe czasy niezwykłą: dynamiczną, rytmiczną i bardzo głośną. Skład muzyczny zespołu to: gitara elektryczna (świetny Wiesław Bernolak), kontrabas elektryczny (nie było wtedy jeszcze gitar basowych), organy (kompozytor wielu przebojów Józef Krzeczek), saksofon i perkusja. Byli jeszcze soliści - wokaliści, a wśród nich "czternastoletni Cygan" Michaj Burano i obdarzona ciepłym "wagnerowskim" głosem Helena Majdaniec. Od pierwszej chwili porwali niemal całą widownię (niemal, bo starsi byli trochę zdezorientowani i ogłuszeni). A oni grali po prostu cudownie, głównie rock and rolle i twisty. Ale zjawiskiem w tym zespole była Ona - drobna, uśmiechnięta dziewczynka z dwoma czarnymi warkoczykami i potężną gitarą. Gdy zaśpiewała swój największy przebój " O Jimi Joe, ja kocham Ciebie" świat zawirował, a publiczność zareagowała niezwykłym entuzjazmem. Poczułem, że stało się coś niezwykłego, rozpoczęła się dla mnie nowa muzyczna era, która trwa po dziś dzień.  Z tamtego koncertu nie zapomnę także brawurowo zaśpiewanego i zatańczonego przez Nią  wielkiego hitu Little Richarda "Tutti frutti".

Drugie spotkanie z moją idolką nastąpiło niedługo potem, bo w roku następnym, kiedy Czerwono - Czarni znów zawitali do stolicy Kocich Gór. Pewien smaczek tego koncertu stanowił fakt, że byłem na nim z jakichś powodów, których dziś już nie pomnę, nielegalnie, tzn. bez biletu. Na sali był nadkomplet, bo ktoś otworzył boczne wejście, by ułatwić wejście wszystkim entuzjastom big - beatu. Po sali krążyła milicja, która sprawdzała bilety, wiec trzeba było zmieniać "miejsce postoju". Niezbyt wiele z tej imprezy pamiętam, ale w uszach pozostało brawurowe wykonanie nowego przeboju Karin - "Malowana lala".

Potem C- C byli raz jeszcze w Trzebnicy, ale nie byłem na ich występie. Za to gromadziłem wszystkie płyty Karin Stanek. Były na nich takie przeboje jak: "Chłopiec z gitarą", "Jedziemy autostopem", "Biała bluzka, czarne spodnie", "Wala twist", "Sobota to mój dzień", "Czekoladowy krem", "Motor i ja", "To nie moja wina", czy moje ulubione "Zielone serce".

Kilka lat później miałem jeszcze raz okazję zobaczyć moją "gwiazdę" i posłuchać jej piosenek. To było we Wrocławiu, gdzie wraz z Kasią Sobczyk śpiewały czeską grupą The Samuels. Repertuar był trochę mniej żywiołowy, a Karin po raz pierwszy występowała nie w spodniach, ale w minispódniczce. Nie straciła jednak nic z ciepła, serdeczności i spontaniczności, którymi urzekła mnie kiedyś na pierwszym koncercie.

Potem było wiele lat przerwy. Karin znikła z polskich estrad, od czasu do czasu dochodziły wieści, że mieszka i śpiewa w Niemczech. W latach dziewięćdziesiątych od czasu do czasu wracała do Polski na okolicznościowe koncerty upamiętniające początki polskiego "mocnego uderzenia". I oto w pewną czerwcową niedzielę 2000 roku wielki wrocławski Blues Brother Zdzisław Smektała zorganizował koncert gwiazd polskiego rocka z lat sześćdziesiątych. Oczywiście musiałem tam być. W imprezie, która odbywał się w plenerze, na wrocławskim Rynku udział wzięli m. in. Wojtek Korda z Niebiesko - Czarnych i czerwono - czarna Karin Stanek. Byłem tam, tuż przy samej estradzie i od pierwszych taktów przebojów mojej młodości przeżywałem kolejną fascynację. Bo to była ta sama żywiołowa dziewczyna z gitarą. Po kilku utworach, które odbierałem równie ekspresyjnie co solistka,  śpiewając, tańcząc i krzycząc entuzjastycznie, podszedł do mnie menadżer Karin i wręczył mi Jej płytę z piękną dedykacją - "Mojemu kochanemu sympatykowi". A po koncercie poszedłem na zaplecze estrady i mogłem po raz pierwszy ( i ostatni) wyrazić Jej bezpośrednio moją sympatię. Pamiątką tego spotkania są słowa "Kochanie, pamiętaj o mnie Twoja lala Karin" napisane przez Nią na okładce płytki z tamtych, sześćdziesiątych lat".

Więc pamiętam i nigdy nie zapomnę. A dziś, gdy Jej już tu nie ma, gdy śpiewa już w niebieskim big - beat landzie, nucę ze łzami w oczach Jej piosenkę: Do mnie przychodzą sny kolorowe, piękne sny/ złote, błękitne, białoróżowe/ w snach kolorowych jesteś Ty./ Więc każdej nocy sny mi pozwolą widzieć zielone serca dwa./ Kolor nadziei, piękny kolor, ma Twoje serce w moich snach....

 

 

 

/www.lastfm.pl/music/Karin+Stanek/+images/58769877

Aplikacja nowagazeta.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo NowaGazeta.pl




Reklama
Wróć do