
Karin Stanek to jedna z postaci, która wywarła na mnie wpływ przeogromny, chociaż spotkałem ją tylko cztery razy, a rozmawiałem z nią, no tak właściwie zamieniłem słów parę, tylko raz w życiu.
Zdarzyło się to w roku 1962. Byłem wczesnonastoletnim chłopcem, gdy pewnego bardzo pięknego wieczoru znalazłem się w sali trzebnickiego Powiatowego Domu Kultury (dziś TOK) na koncercie big - beatowego zespołu Czerwono - Czarni. Byłem w towarzystwie mojego taty, który bilety na imprezę otrzymał ze swego zakładu pracy, trzebnickiej Gminnej Spółdzielni.
Czerwono - Czarni powstali dwa lata wcześniej z inicjatywy Franciszka Walickiego. Grali muzykę na owe czasy niezwykłą: dynamiczną, rytmiczną i bardzo głośną. Skład muzyczny zespołu to: gitara elektryczna (świetny Wiesław Bernolak), kontrabas elektryczny (nie było wtedy jeszcze gitar basowych), organy (kompozytor wielu przebojów Józef Krzeczek), saksofon i perkusja. Byli jeszcze soliści - wokaliści, a wśród nich "czternastoletni Cygan" Michaj Burano i obdarzona ciepłym "wagnerowskim" głosem Helena Majdaniec. Od pierwszej chwili porwali niemal całą widownię (niemal, bo starsi byli trochę zdezorientowani i ogłuszeni). A oni grali po prostu cudownie, głównie rock and rolle i twisty. Ale zjawiskiem w tym zespole była Ona - drobna, uśmiechnięta dziewczynka z dwoma czarnymi warkoczykami i potężną gitarą. Gdy zaśpiewała swój największy przebój " O Jimi Joe, ja kocham Ciebie" świat zawirował, a publiczność zareagowała niezwykłym entuzjazmem. Poczułem, że stało się coś niezwykłego, rozpoczęła się dla mnie nowa muzyczna era, która trwa po dziś dzień. Z tamtego koncertu nie zapomnę także brawurowo zaśpiewanego i zatańczonego przez Nią wielkiego hitu Little Richarda "Tutti frutti".
Drugie spotkanie z moją idolką nastąpiło niedługo potem, bo w roku następnym, kiedy Czerwono - Czarni znów zawitali do stolicy Kocich Gór. Pewien smaczek tego koncertu stanowił fakt, że byłem na nim z jakichś powodów, których dziś już nie pomnę, nielegalnie, tzn. bez biletu. Na sali był nadkomplet, bo ktoś otworzył boczne wejście, by ułatwić wejście wszystkim entuzjastom big - beatu. Po sali krążyła milicja, która sprawdzała bilety, wiec trzeba było zmieniać "miejsce postoju". Niezbyt wiele z tej imprezy pamiętam, ale w uszach pozostało brawurowe wykonanie nowego przeboju Karin - "Malowana lala".
Potem C- C byli raz jeszcze w Trzebnicy, ale nie byłem na ich występie. Za to gromadziłem wszystkie płyty Karin Stanek. Były na nich takie przeboje jak: "Chłopiec z gitarą", "Jedziemy autostopem", "Biała bluzka, czarne spodnie", "Wala twist", "Sobota to mój dzień", "Czekoladowy krem", "Motor i ja", "To nie moja wina", czy moje ulubione "Zielone serce".
Kilka lat później miałem jeszcze raz okazję zobaczyć moją "gwiazdę" i posłuchać jej piosenek. To było we Wrocławiu, gdzie wraz z Kasią Sobczyk śpiewały czeską grupą The Samuels. Repertuar był trochę mniej żywiołowy, a Karin po raz pierwszy występowała nie w spodniach, ale w minispódniczce. Nie straciła jednak nic z ciepła, serdeczności i spontaniczności, którymi urzekła mnie kiedyś na pierwszym koncercie.
Potem było wiele lat przerwy. Karin znikła z polskich estrad, od czasu do czasu dochodziły wieści, że mieszka i śpiewa w Niemczech. W latach dziewięćdziesiątych od czasu do czasu wracała do Polski na okolicznościowe koncerty upamiętniające początki polskiego "mocnego uderzenia". I oto w pewną czerwcową niedzielę 2000 roku wielki wrocławski Blues Brother Zdzisław Smektała zorganizował koncert gwiazd polskiego rocka z lat sześćdziesiątych. Oczywiście musiałem tam być. W imprezie, która odbywał się w plenerze, na wrocławskim Rynku udział wzięli m. in. Wojtek Korda z Niebiesko - Czarnych i czerwono - czarna Karin Stanek. Byłem tam, tuż przy samej estradzie i od pierwszych taktów przebojów mojej młodości przeżywałem kolejną fascynację. Bo to była ta sama żywiołowa dziewczyna z gitarą. Po kilku utworach, które odbierałem równie ekspresyjnie co solistka, śpiewając, tańcząc i krzycząc entuzjastycznie, podszedł do mnie menadżer Karin i wręczył mi Jej płytę z piękną dedykacją - "Mojemu kochanemu sympatykowi". A po koncercie poszedłem na zaplecze estrady i mogłem po raz pierwszy ( i ostatni) wyrazić Jej bezpośrednio moją sympatię. Pamiątką tego spotkania są słowa "Kochanie, pamiętaj o mnie Twoja lala Karin" napisane przez Nią na okładce płytki z tamtych, sześćdziesiątych lat".
Więc pamiętam i nigdy nie zapomnę. A dziś, gdy Jej już tu nie ma, gdy śpiewa już w niebieskim big - beat landzie, nucę ze łzami w oczach Jej piosenkę: Do mnie przychodzą sny kolorowe, piękne sny/ złote, błękitne, białoróżowe/ w snach kolorowych jesteś Ty./ Więc każdej nocy sny mi pozwolą widzieć zielone serca dwa./ Kolor nadziei, piękny kolor, ma Twoje serce w moich snach....
/www.lastfm.pl/music/Karin+Stanek/+images/58769877
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie