
Dzień wolny od pracy. "Skacząc" pilotem po kanałach w poszukiwaniu ciekawego programu, kilka razy natkniemy się na transmisję patetycznych uroczystości z okazji Święta Niepodległości. Być może sami w takich weźmiemy udział. Jest to dobry moment, żeby zastanowić się nad sposobem, w jaki Polacy obchodzą swoje najważniejsze święto i czy w ogóle zdają sobie sprawę z tego, jak bardzo ważnym okresem w naszej historii były dni pierwszej połowy listopada 1918 roku. Co większość z nas pamięta z lekcji historii? W telegraficznym skrócie – silna pozycja Państwa Polskiego w XVIII wieku zaczęła tracić na znaczeniu, co w efekcie końcowym doprowadziło do rozbiorów. Tym samym Polska zniknęła z map świata na okres 123 lat. 11 listopada 1918 r. jest dniem, w którym Rada Regencyjna sprawująca władze nad Królestwem Polskim przekazała Józefowi Piłsudskiemu naczelne dowództwo nad wojskiem polskim i właśnie to wydarzenie oraz późniejsze działania marszałka wpłynęły na odzyskanie przez Polskę niepodległości. Jest to wydarzenie jak najbardziej radosne i szczęśliwe. Patrząc więc na patos, z jakim urządzane są obchody, sami nie wiemy, czy mamy się cieszyć, czy też popadać w zadumę i refleksję nad losami naszego Państwa. Dodatkowo listopadowa aura i często lejący w tym miesiącu deszcz idealnie podkreśla poważny charakter tych uroczystości. Daleko nam w świętowaniu niepodległości do Amerykanów, którzy 4 lipca odpalają fajerwerki, faszerują indyka i urządzają kolorowe festyny. Oczywiście można iść na łatwiznę i powyższy stan rzeczy wytłumaczyć pogodą, bo przecież łatwiej jest zorganizować tryskający radością piknik latem niż późną jesienią. Ale w przypadku narodu polskiego chodzi o coś zdecydowanie więcej...
Zapytaliśmy o zdanie w tej sprawie Łukasza Migniewicza, nauczyciela historii w Zespole Szkół Powiatowych nr 1 w Trzebnicy. Zachęcamy do lektury, tej niezwykle ciekawej analizy, mówiącej o tym, w jaki sposób Polacy, celebrują swoje Święto Narodowe .
Łukasz Migniewicz: - Muszę powiedzieć, iż pytanie, przeanalizowane na chłodno, po dłuższym zastanowieniu okazuje się niezwykle trudne i przypomina po trochu odwieczną kwestię "Co było pierwsze? Jajko czy kura?". Nie da się jednoznacznie stwierdzić, dlaczego akurat nasz naród świętuje swoje sukcesy tak jakby były one klęskami, a inne narody, te bliskie (Czesi, Niemcy, Rosjanie) i dalsze (Amerykanie, Francuzi, Grecy itp.) oddają się radosnej celebrze istotnych dla siebie rocznic. Powyższa kwestia podlega dyskusji już od ładnych kilkudziesięciu lat i jak do tej pory nikt z interlokutorów nie potrafił znaleźć jej jednoznacznego wyjaśnienia. Podniosłe, smutne z wyrazu, przybierające czerń garniturów oficjeli, święto państwowe obdarte jest z radości z wielu powodów. Najłatwiej wyjaśnić brak radości, polską historią. Choć akcenty pozytywne (sukcesy) i negatywne (spektakularne porażki), rozłożone są równomiernie, to pamięć zbiorowa wielu pokoleń Polaków, łatwiej zapamiętuje klęski. Dzieje się tak dlatego, iż w ciągu ostatnich 250 lat przeżyliśmy kilka rozbiorów, powstań i okupacji. To właśnie wymuszało i wymusza podniosłość każdego święta narodowego, bowiem w naszej świadomości, każde nawet bardzo radosne wydarzenie, zostało wcześniej okupione ofiarą. Uczucie radości znika, ponieważ walka o polską niepodległość, najpierw o jej odzyskanie, a później zachowanie, pochłonęła miliony ofiar. W pierwszej kolejności ginęli za nią nasi przodkowie z XIX wieku, bijący się z zaborcami (i prowadzonym przez nich wynaradawianiem), w kolejnej wszyscy ci, którzy stracili życie w czasie I wojny światowej i już po 1918, kiedy musieliśmy bić się z sąsiadami o granice odzyskanego bytu państwowego. W końcu, w okresie okupacji niemieckiej i sowieckiej oraz po 1945 r., w obliczu braku niezależnego bytu państwowego. Święto 11 listopada jest po prostu w polskim kalendarzu, "narodowym świętem zmarłych", podczas którego czcimy nie tylko niepodległość, ale przede wszystkich tych, co za nią ginęli. Nie ma w tym nic złego, bo przecież cytując architekta 11l istopada Józefa Piłsudskiego - "Kto nie szanuje i nie ceni swojej przeszłości, ten nie jest godzien szacunku, teraźniejszości ani prawa do przyszłości". Jest to jednak tylko jeden z wielu powodów braku radości ze święta niepodległości.
Dosyć istotnym problemem jest 95 lat, jakie minęło od 11 listopada 1918 r. Większość z nas po prostu nie czuje żadnego związku emocjonalnego z wydarzeniami z początku XX wieku. Dodatkowo, święto to po II wojnie światowej zniknęło z oficjalnych obchodów na przeszło 40 lat! W tym czasie, za symbol odzyskania niepodległości obrano rocznicę wprowadzenia sowieckiego dokumentu, przygotowanego uprzednio w Moskwie - Manifestu PKWN, dla której większość Polaków nie miała żadnego sentymentu. Oczywiście pamięć o 11 XI, a także o innych wypartych przez komunistyczny reżym świętach (np. 3 maja) trwała "pod strzechami", jednak ich emocjonalny wydźwięk ulegał zanikowi. Wiele złego uczyniła także swoista "przymusowość" obchodzenia świąt, istotny składnik peerelowskiej celebry. Co ciekawe trochę inaczej świętowano rocznice ważnych wydarzeń w II Rzeczpospolitej. Choć nie unikano powagi i święta obchodzono z wielką pompą, uczestniczyły w nich tłumy obywateli. Przeważały radość oraz duma z faktu, iż skazana na niebyt Rzeczpospolita, siłami narodu polskiego potrafiła się podźwignąć . Nie zapominano o ofiarach, jednak patrzono w przyszłość. Stąd 11 listopada obchodzony był radośnie. Jak donosiła warszawska prasa, liczne elegantki wylegały na ulice, przyozdobione w stroje pełne akcentów narodowych, a weseli młodzieńcy, w kapeluszach i czapkach ochoczo przy szklenicach rozprawiali o wielkości swej ojczyzny. Nawet trybuny oficjeli wyglądały jakoś radośniej. Święto to jednak obchodzono w ten sposób tuż po odzyskaniu niepodległości, gdzie żyły pokolenia Polaków, które pamiętały czas niewoli, które walczyły o przywrócenie wolności i potrafiły na żywo przekazać swoje emocje następnym pokoleniom.
Myślę, iż drugi powód bardziej odpowiada na pytanie, dlaczego nie świętujemy jak Amerykanie, czy Francuzi. Proszę spojrzeć na historię obu tych narodów. Jest w niej pełno ofiar, podobnie jak w naszej, jednak nie utraciły one niepodległości na tak długie okresy jak Polska. Ciągłość celebrowania świąt niepodległości nie została przerwana. W ten sposób, nawet 200 lat po wydarzeniu, można świętować radośnie jego rocznicę. Ważnym aspektem jest także fakt, iż ciągłość tworzy zwyczaje, które potrafią bardziej niż emocje związać obywatela z konkretnym narodowym świętem. Jak długo bowiem świętujemy 11 listopada? Tak naprawdę od dwudziestu kilku lat. Ilu ludzi bowiem jeszcze żyje i pamięta podniosłość i radość chwil sprzed II wojny światowej? Niewielu.
U Amerykanów baloniki, hot dogi i fajerwerki w dniu 4 lipca oddają nie tylko radość z wydarzenia z końca XVIII wieku, ale są także wyrazem czczenia przekonania o swojej wyjątkowej roli oraz pozycji mocarstwowej. Podobnie myślą Francuzi. Obywatele USA od dziecka uczeni są miłości do symboli narodowych, dumy z bycia Amerykaninem oraz przeświadczenia o swojej wyjątkowej konstytucji, prawie i roli obrońcy pokoju i porządku. Amerykanie są nacjonalistami, w bardzo pozytywnym znaczeniu tegoż określenia. Celowo użyłem tego słowa, które ostatnimi czasy w polskiej przestrzeni publicznej mylone jest z szowinizmem.
Należy pamiętać iż Polska w ciągu ostatnich dziesięcioleci została obdarta ze swojej mocarstwowości i przekonaniu o szczególnej roli. Chociaż mocarstwem na miarę Rzeczpospolitej Obojga Narodów nie jesteśmy, dalej nasza rola w środkowej Europie jest istotna. Pokazały to wydarzenia w pierwszego dziesięciolecia XXI wieku (pomarańczowa rewolucja). Co zatem zrobić, aby świętować radośnie? Naśladować Amerykanów? Myślę, że nie tędy droga. Moim zdaniem odpowiedź tkwi w odrzuceniu strachu przed promowaniem chwalebnych dni naszej historii, co ze smutkiem stwierdzam, dziś staje się trudne. Co jakiś czas w mediach pojawiają się wypowiedzi deprecjonujące dawne sukcesy. Jako historyk w duchu śmieję się z pozbawionej sensu argumentacji tych twierdzeń (m.in. kwestia trylogii sienkiewiczowskiej oraz batalionu Zośka w Kamieniach na Szaniec), ale czyż kłamstwo powtarzane wiele razy nie może stać się prawdą? Jeśli chcemy obchodzić święta radośnie, powinniśmy patrzeć w przyszłość, cieszyć się z tego, że słowa które do Państwa kieruję są pisane po polsku, a nie w języku tego czy innego zaborcy, jak to bywało w XIX wieku. Nie możemy również zapominać o przeszłości. Przypominajmy jednak częściej o sukcesach, choćby w kalendarium w prasie czy telewizji i to w sposób radosny. Z sukcesów przecież powinno się cieszyć (tak robimy na co dzień w życiu prywatnym i zawodowym ). Celebrujmy sukcesy. 11 listopada nie był przecież pogrzebem, a odrodzeniem się ojczyzny, jak feniks z popiołów. Myślę, iż całkiem słusznym byłoby powielanie jednego z elementów amerykańskich - edukacji patriotycznej. Jest ona obecna w szkole, często w domu, jednak to za mało, musiałaby zagościć w innych aspektach -m.in. w mediach. Andrzej Frycz Modrzewski kilkaset lat temu skreślił słowa, które do dnia dzisiejszego są aktualne - "Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie."
Na koniec, proszę pamiętać, że coś w kwestii radosnego świętowania już się zmienia Od kilku lat we Wrocławiu organizowane są radosne parady niepodległości gdzie młodzież i dzieci maszerują w wesołym i kolorowym pochodzie. Moi uczniowie rok temu ochoczo zrealizowali happening związany z powrotem Piłsudskiego do Warszawy i wypędzeniem zaborców. Było podniośle i wesoło.
Mam nadzieję, że w przyszłości i to najbliższej dojdzie do fuzji amerykańskiego i polskiego sposobu świętowania. O ofierze za wolność trzeba pamiętać, ale nam żyjącym trzeba po prostu świętować i to radośnie!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie