Reklama

Muzyczne obrazy doskonałością napełnione

11/06/2013 10:38
Pomimo znużenia po podróży i bliskości nadchodzącego koncertu, artystka znalazła dla nas kilka chwil na rozmowę podczas spaceru wokół trzebnickich stawów. Pogoda na szczęście dopisała, a po drodze mijaliśmy innych spacerujących, którzy widząc nas zapewniali o zamiarze przyjścia na wieczorny koncert. Okazało się także, że artystka bardzo lubi "żywotnoje", czyli zwierzęta. A na naszej krótkiej trasie napotkaliśmy kolejno: "sabaczki", które Sofija (za zgodą właścicieli) głaskała, kaczuszki ("utki"), które domagały się przysmaków i wreszcie "koszkę" (na szczeście nie czarną), która z szybkością błyskawicy przecięła nam drogę, pędząc w stronę swoich Kocich Gór.

Rozmawialiśmy także o sprawach poważnych. Zawód muzyka na pewno nie jest  lżejszy od zawodu architekta, nauczyciela czy buisnessmana, a niejednokrotnie mniej doceniany. Aby stać się uznanym artystą  potrzebne są lata ćwiczeń, nie mówiąc już o 16-letniej drodze zawodowego kształcenia w tym kierunku. Nie trzeba chyba dodawać, że po zakończeniu edukacji, nauka nie ustaje... Postanowiliśmy spytać, jak to było u naszego gościa, nim została światowej sławy pianistką.

- Ile miała Pani lat, gdy rozpoczęła Pani edukację muzyczną?

- Naukę gry na fortepianie rozpoczęłam w wieku 6 lat. To była zwykła szkoła muzyczna.

- Ile czasu poświęcała Pani na ćwiczenia?

- Będąc małą dziewczynką nie ćwiczyłam zbyt wiele. Dopiero w szkole średniej grałam nawet po parę godzin dziennie.

- Kiedy zorientowała się Pani, że gra na fortepianie to jest właśnie to, co chciałaby Pani robić w życiu?

- Byłam wtedy nastolatką. Pokochałam grę na tym instrumencie. Od tego czasu jeszcze mocniej skoncentrowałam się na nauce.

- Podróżuje Pani i koncertuje po całym świecie. Pewnie rzadko bywa Pani w domu.

- To nie jest tak. Bywa, że przez cały miesiąc nie mam ani jednego koncertu. Zdarza się też, że mam ich 8 lub więcej. To jest bardzo różnie i zależy między innymi od sezonu koncertowego. Wiadomo, że okres letni to czas festiwali.

- Grała Pani w Stanach, w Chinach, w wielu innych miejscach... Właściwie łatwiej byłoby wymienić, w jakich krajach jeszcze Pani nie grała.  Czy woli Pani wielkie sale koncertowe, czy występy kameralne?

- Dla mnie to tak naprawdę nie ma znaczenia. Najważniejsze, że mogę grać. Sprawia mi to wiele radości. Jeśli słuchacze reagują miło, to nieważne czy jest to sala z tysięczną czy kilkudziesięcioosobową  publicznością.

- Czy ma pani jakiegoś ulubionego kompozytora, albo ulubioną epokę?

- Trudno powiedzieć. Po prostu uwielbiam grać. Podoba mi się wiele utworów.

- Czy próbowała Pani komponować ?

- Tak. Ale nie był to samodzielny utwór, tylko kadencja do dzieła już skomponowanego.

- Czy nagrała Pani własną płytę?

- Tak. Można ją nabyć w internecie. Łatwo ją odnaleźć. Wystarczy wpisać w wyszukiwarce moje imię i nazwisko (SOFYA GULYAK).

- Koncertuje Pani w Trzebnicy po raz czwarty. Jak się Pani u nas podoba?

- Trzebnica jest dzisiaj naprawdę piękna. To już prawdziwie europejskie miasto.

 

A wieczorem był koncert, przy szczelnie wypełnionej sali, którzy przyjęli wielką artystkę wielką, spontaniczną owacją.  Gra Sofii Guljak w pełni potwierdziła  wieści o jej niezwykle pięknej, wręcz doskonałej interpretacji prezentowanych utworów. Już w pierwszej części podbiła serca słuchaczy najwspanialszym z dotychczas na wieczorach lisztowskich słyszanym wykonaniem Anante spianato i Wielkiego Poloneza Es-dur op. 22 Fryderyka Chopina.

W przerwie przy kawie trwały rozmowy o przeżywanym wspólnie koncercie. Najczęściej padało pytanie, jak to jest możliwe, że w tak małym miasteczku mogą się odbywać recitale tak wielkich artystów. Odpowiedź jest prosta, choć składa się z dwóch członów. Po pierwsze mamy szczęście współpracować z niezwykłą postacią jaką jest profesor Juliusz Adamowski, niestrudzony organizator koncertów. A po drugie jest zrozumienie ze strony trzebnickiego starostwa, że takie muzyczne spotkania są niezwykle potrzebne, gdyż integrują społeczeństwo, pozwalają spędzić czas w kręgu sztuki najwyższej próby, krzewią wiedzę muzyczną, dostarczają najpiękniejszych przeżyć, emocji i wzruszeń.

Część druga koncertu potwierdziła i zwielokrotniła wielkość pianistki, która zaprezentowała niezwykłą, pełną wewnętrznego żaru interpretację słynnych "Obrazków z wystawy" Modesta Musorgskiego. Grała cudownie, a ci ze słuchaczy, którzy mieli szczęście siedzieć w pierwszych rzędach widzieli, że historie z galerii Wiktora Hartmanna opowiadają nie tylko palce pianistki, ale interpretuje je także  ruchami głowy, wyrazem twarzy, sympatycznym uśmiechem. Nic dziwnego, że owacja była ogromna.

A po koncercie, mimo zmęczenia, Sofia znalazła jeszcze czas, aby porozmawiać przy ciasteczkach i herbacie w gronie członów Towarzystwa Lisztowskiego: opowiadać, o swej wielkiej karierze, o świecie, w którym żyje, a także by pięknym wpisem do kroniki podziękować organizatorom i słuchaczom tego niezwykłego koncertu. Życzyliśmy jej dalszego spełniania muzycznych marzeń i ... powrotu do nas na następny koncert.

 

 

 

Aplikacja nowagazeta.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo NowaGazeta.pl




Reklama
Wróć do