Reklama

Miał 5% szans na przeżycie, teraz potrzebuje ludzi, by dalej żyć...

13/02/2020 12:31

Wigilia Bożego Narodzenia to dzień, w którym spędzamy czas wspólnie z rodziną i najbliższymi. Jednak wigilia 2017 roku zupełnie inaczej i na długo zapadnie w pamięci Mateusza Kożuchowskiego z Maleszowa. Wtedy właśnie, po fatalnym w skutkach wypadku motocyklowym, trafił na oddział intensywnej terapii w jednym z wrocławskich szpitali. Jego stan był tragiczny. Lekarze dawali mu jedynie 5% szans na przeżycie.


Mężczyzna miał wówczas 28 lat i ciekawe plany na życie, które, niestety, przerwał mu bezwzględny los. -  Pojechałem motocyklem po paliwo na stację benzynową, gdyż chciałem na święta odwiedzić moją narzeczoną. Pogoda była piękna, jak na grudniowy dzień. Cały czas świeciło słońce, a ja jechałem przepisowo. Na samą stację nie udało mi się dotrzeć. Uległem poważnemu wypadkowi, którego okoliczności nie pamiętam. Obudziłem się dopiero po kilku dniach w szpitalu - opowiada młody motocyklista.

Zdarzenie to mocno poruszyło lokalną społeczność. W intencji Mateusza odprawiono Mszę św., modlono się za niego w domach. Jego życie było wtedy w rękach lekarzy i Boga. Mijały dni i rosła nadzieja. Aż w końcu po wszystkich operacjach i kilku dniach Mateusz wrócił do żywych. - Po przebudzeniu nie czułem ręki z powodu uszkodzenia splotu ramiennego. Do tego miałem odrutowaną całą nogę, gdyż doznałem otwartego złamania kolana. Usłyszałem wtedy, że zaraz po tym, jak trafiłem śmigłowcem do szpitala, lekarze dawali mi jedynie 5% szans na przeżycie. Utrzymywali mnie w stanie śpiączki farmakologicznej, twierdząc, że obudzę się najwcześniej po kilku miesiącach. Z powodu krwawienia wewnętrznego usunięto mi śledzionę i groziło mi też usunięcie nerki. Doznałem też złamania dolnej części mostka, lewej łopatki, trzonu obojczyka, a także uszkodziłem splot barkowy - kontynuuje Mateusz.



Po przebudzeniu przeszedł kolejny szereg skomplikowanych operacji. Złożono mu m. in. obojczyk, a także kość udową. Niestety, po tej operacji Mateusz aż do teraz nie może jej zginać, ani też prostować. Metal założony podczas stabilizacji kości znajduje się tak blisko stawu, że blokuje ruch. Utrudnia to normalne chodzenie, gdyż wiąże się z ogromnym bólem i dyskomfortem. - W późniejszym etapie, po 5 miesiącach, miałem operację splotu ramiennego z pobraniem i przeszczepieniem nerwu łydkowego, aby odzyskać sprawność ręki - dodaje.

Teraz trwa walka o zdrowie


Mateuszowi udało się wygrać walkę o życie. Teraz z każdym kolejnym dniem walczy o powrót do zdrowia. - Opuściłem szpital po trzech tygodniach od tego strasznego wypadku. W domu zajmowała się mną przede wszystkim moja narzeczona, która na ten czas zrezygnowała z pracy. Przez pół roku leżałem przykuty do łóżka. Codziennie przychodził do mnie fizjoterapeuta, który pomagał w rehabilitacji. Przez ten okres byłem zdany wyłącznie na innych, gdyż nie byłem w stanie np. sam zrobić sobie jedzenia, nie mówiąc już o innych prostych dla zdrowego człowieka czynnościach - opowiada nasz rozmówca.

Z początku mężczyzna korzystał z rehabilitacji, którą zapewniał zakład pracy w ramach ubezpieczenie grupowego. - Ćwiczyliśmy codziennie po kilka godzin. Było to dosyć bolesne, gdyż noga była niedawno połamana, ale mimo tego musiałem ją zginać, aby się nie zastała. Podobnie było z ręką. Mimo, że jej nie czujemy, to odczuwamy bóle neuropatyczne, takie jak pieczenie czy rwanie. Odczuwam je cały czas do dzisiaj i, niestety, nie ma na to leków przeciwbólowych. Kiedy straciłem już świadczenia z ubezpieczenia grupowego, udałem się do lekarza po skierowanie na rehabilitację. Mimo, że dokument wystawiony był jako pilny, trzeba było czekać kilka miesięcy, aby dostać 10 dni zabiegów. W moim przypadku  codzienna rehabilitacja jest koniecznością, dlatego muszę leczyć się prywatnie - zaznacza Mateusz. Dodaje, że świadczenia ZUS-owskie nie pokrywają kosztów, które opiewają na ok. 3 tys. zł miesięcznie, a sama renta to ok. 900 zł, a przecież trzeba jeszcze za coś żyć... Gdyby nie pomoc rodziny i najbliższych, to egzystencja przy tak niewielkiej pomocy państwa byłaby niemożliwa.

- Po prawie dwóch latach od wypadku ciągle mam problemy z codziennym funkcjonowaniem. Powoli wraca mi sprawność ręki, lecz słyszę od lekarzy, że trzeba ją ciągle rehabilitować. Mimo, że mam w niej czucie, to nie mogę nią nic zrobić, bo jest zbyt słaba. Potrzebne są operacje usprawniające, polegające na zastąpieniu uszkodzonych mięśni dłoni. Jeżeli chodzi o nogę, to muszę przejść zabieg, który polega na wyciągnięciu usztywnienia w kolanie, aby ustawić staw w osi. Oprócz samej rehabilitacji, zbieram pieniądze na operację nogi. Ważny jest tutaj czas, ponieważ jeżeli nie zostanie usunięte zespolenie i staw kolanowy nie będzie ustawiony w osi, urazy mogą zostać  utrwalone. Zatem uzyskanie sprawności w późniejszym etapie będzie w praktyce niemożliwe. Terminy na NFZ są odległe i notorycznie przekładane. Pozostaje mi tylko leczyć się prywatnie. Przed samym wypadkiem byłem osobą zdrową i aktywną. Często chodziłem na siłownię i miałem dobrą pracę. Teraz nie mogę normalnie żyć. Wejście czy zejście po schodach sprawia mi ogromne trudności, nie mówiąc już o przyrządzeniu sobie posiłku, czy innych czynnościach, które zdrowy człowiek robi automatycznie. W tym momencie korzystam praktycznie z jednej ręki - obrazuje swój stan nasz rozmówca.

Mateusz jedną walkę już wygrał, a była to walka o życie. Teraz walczy codziennie o powrót do w miarę normalnego funkcjonowania.

Jak podkreśla, z całych sił pragnie, aby odzyskać sprawność na tyle, aby móc w niedalekiej przyszłości podjąć jakąś pracę, i przede wszystkim, odciążyć najbliższych z codziennych obowiązków, którymi są teraz przez niego obarczeni. Niestety, system zdrowotny opieki państwowej jest tak skonstruowany, że z dnia na dzień pozbawia się go tej możliwości. - Dlatego z całego serca proszę ludzi dobrej woli, każdego z osobna, firmy, instytucje i wszystkich chętnych o pomoc w powrocie do zdrowia - mówi Mateusz.

W tym celu utworzono zrzutkę pieniędzy na portalu zrzutka.pl.

Aby pomóc, należy wpisać następujący adres strony internetowej: https://zrzutka.pl/my8w2s i wpłacić tam dowolną kwotę.
Podajemy też indywidualny numer konta tej zrzutki:

04 1750 1312 6880 3625 7032 0629

Zrzutka.pl sp. z o. o.
Karkonoska 59 53-015 Wrocław

Dodatkowo nasz rozmówca jest podopiecznym strzelińskiego Stowarzyszenia „Gramy o Życie”, gdzie utworzono specjalne subkonto, na które można wpłacać środki na jego rehabilitację. Więcej informacji na stronie internetowej oraz na facebooku stowarzyszenia.

Nr subkonta:

92958800040000604420000270

Życzymy Mateuszowi wytrwałości w codziennej walce o powrót do zdrowia. Mamy nadzieję, że dzięki ludziom dobrej woli ten cel osiągnie.

Marek Rychlica

Aplikacja nowagazeta.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo NowaGazeta.pl




Reklama
Wróć do