Wojna banerowa i wykorzystywanie gminnych uroczystości

Kampania wyborcza się rozkręca, widać to po ogromnej liczbie wieszanych banerów. Niektóre z nich są krzykliwe, inne wiszą niedbale na ogrodzeniach. Co nas jeszcze czeka?

Jaki jest skuteczny przepis na zostanie posłem? Po pierwsze trzeba kandydować z ugrupowania, które przekroczy próg. Po drugie, dobrze, gdy ma się wysokie miejsce na liście, bo wiadomo, że jedynka dostaje tak zwane głosy przypadkowe. I po trzecie należy przeprowadzić swoją kampanię tak, by przyniosła nam jak najwięcej głosów. 

Politykom już dawno wydaje się, że czym ich więcej w przestrzeni publicznej, tym są bardziej rozpoznawalni. Dlatego samorządowcy, głównie ci, którzy kandydują teraz do sejmu zamieszczają dziesiątki zdjęć na swoich profilach w mediach społecznościowych. Powód zawsze się znajdzie. A to dożynki, a to wizyta w kole gospodyń wiejskich, a to rozpoczęcie roku szkolnego. Każda okazja jest dobra, no bo jak to mówią, im więcej uściśniętych dłoni, tym większe prawdopodobieństwo otrzymania głosu. 

Partie prześcigają się na spoty wyborcze i krótkie filmy, które zamieszczane są od TikToka, przez Facebooka, po platformę X czyli dawnego Twittera. Ale jest też stara, sprawdzona metoda. To banery, które w czasie kampanii rozwieszane są wszędzie. 

Kandydaci już nawet nie przejmują się pozwoleniami i nie sprawdzają czy to legalne. Przykładem posłanka Agnieszka Soin z PiS, która jeszcze przed podaniem terminu wyborów, rozwiesiła swoje banery na gminnych ogrodzeniach. Gdy opisaliśmy sprawę, zaczęto je ściągać. 

Przeważnie banery reklamują konkretną osobę. Podane jest nazwisko, partia i numer na liście. Mało kto pamięta, aby dać jakieś hasło wyborcze. My zaobserwowaliśmy, że na największych bilbordach pojawił się bardzo dziwny baner. Na ciemnym tle widzimy ogromny napis: "JA JESTEM ZAGROŻENIEM". W głębi głowa prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. Zastanawialiśmy się, kto powiesił takie banery. Gdy podjechaliśmy pod jeden z nich okazało się, że zrobiło to największe opozycyjne ugrupowanie, czyli Koalicja Obywatelska. A więc jest to pewien element wojny. Czy PiS odpowie równie mocno? Zobaczymy.

Burmistrz zaprasza, ale tylko PIS-owców

Jest jeszcze inny sposób, który politycy wykorzystują. To uroczystości samorządowe oraz kościelne. W uprzywilejowanej pozycji są posłowie partii rządzącej, którzy pod byle pretekstem przyjeżdżają do gmin i np. wręczają czeki. Ale są też samorządowcy, którzy sami ich zapraszają. W naszym powiecie najbardziej widać to na przykładzie gminy Trzebnica. Propisowski burmistrz Marek Długozima wykorzystuje każdą okazję, by przypodobać się władzy. Kilka miesięcy temu pisaliśmy o niespodziewanej wizycie Zbigniewa Ziobry, który nagle pojawił się na zaaranżowanej majówce w kościółku w Lesie Bukowym. A ostatnio burmistrz do prezentacji swoich notabli wykorzystał okazję, jaką było otwarcie nowej hali sportowej w Kuźniczysku. 

fot. FB Marek Długozima

O ile wizyta  wojewody była jeszcze uzasadniona, o tyle dziwiło zaproszenie posłów i to tylko z PiS. Jeszcze dziwniejsze wydawało się to, że w pierwszym rzędzie siedział Piotr Okuniewicz. To radny powiatu i działacz Suwerennej Polski, który razem z burmistrzem Długozimą był nawet na konwencji tej partii. Przypomnijmy, że gdy stracił stołek w spółdzielni mieszkaniowej, dostał fuchę w gminnej spółce komunalnej Ergo. 

Zapraszanie tylko posłów z PiS może wskazywać, że burmistrz Marek Długozima jasno zaczął afiszować się ze swoimi sympatiami politycznymi i poglądami. Zresztą przykładów współpracy z politykami PiS jest bardzo dużo i chyba on sam już tego nie ukrywa.