Reklama

Jak doktorzy House i Frankenstein w jednym

18/03/2017 22:26

Doktor Adam Domanasiewicz jest wybitnym chirurgiem, dokonuje rzeczy, na które nikt inny do tej pory się nie odważył. Jego sława już dawno przekroczyła granice kraju.Jako pierwszy przeszczepił dłoń pacjentowi, który od urodzenia jej nie miał. A jeszcze półtora roku temu pracował w trzebnickim szpitalu...


Przez 25 lat Adam Domanasiewicz pracował w Szpitalu im. św. Jadwigi Śląskiej. Pomógł wielu mieszkańcom naszego powiatu i całej Polski. Słyszał o nim chyba każdy z nas, wielu miało okazję spotkać go podczas pracy.. Mówi, jest uczniem wybitnego prof. Kocięby. Współpracował również z prof. Jerzym Jabłeckim. Wspólnie z całym zespołem dokonywali rzeczy niemożliwych. Podczas jednej operacji przeszczepili żołnierzowi dwie ręce jednej osobie, a także mężczyźnie rękę, której dawcą była kobieta. O trzebnickim szpitalu było głośno. Co pewien czas do szpitala zjeżdżały się ekipy telewizyjne z całego kraju. Ostatnio taki "najazd" dziennikarzy placówka przeżyła kiedy podano informację o zwolnieniu Domanasiewicza.



Kulisy odejścia


Jesienią 2015 roku gruchnęła wieść, że Adam Domanasiewicz został zwolniony z trzebnickiej placówki. Początkowo nie dostał żadnych dokumentów.


Cały artykuł dostępny po zalogowaniu. Rejestracji możesz dokonać tutaj.


[loggedin]Przyjaciele, znajomi, a także pacjenci lekarza natychmiast zorganizowali akcję protestacyjną pod szpitalem, która spotkała się z ogromnym oddźwiękiem. Oczywiście były też media, które relacjonowały wydarzenie. Dyrekcja szpitala wspólnie z grupą lekarzy i pielęgniarek popierających ówczesnego dyrektora (wtedy był nim Piotr Dytko), zorganizowali konferencję prasową, podczas której opowiadali o kulisach zwolnienia Adama Domanasiewicza. Dytko tłumaczył, że lekarza nie zwolnił, a po prostu nie przedłużył mu umowy. Dyrektor ds. medycznych, Adam Chełmoński mówił, że chirurg nie prowadził w należyty sposób dokumentacji. Jeden z lekarzy opowiadał, że był świadkiem kiedy Domanasiewcz wyrzucił ze szpitala matkę z chorym dzieckiem. (Jak teraz powiedział nam doktor, otrzymał wyrok sądu lekarskiego w tej sprawie, w którym ustalono, że nie wyrzucił pacjentki, a jedynie rozmawiał z nią.) Pielęgniarki twierdziły, że źle się do nich odnosił, jedną z nich pchnął. Jednak ostatecznym powodem zwolnienia miał być atak na pacjenta. Adam Domanasiewicz odpierał wszystkie zarzuty swoich "kolegów" z pracy. Wyjaśniał, że to pacjent na niego napadł, kiedy chciał mu już zdjąć gips i zakończyć leczenie. Pacjent zdenerwował się, bo uważał, że powinien być jeszcze na zwolnieniu lekarskim. Lekarz dowodził, że to on miał rację, powoływał się na zeznania świadków. - Ten pacjent sam przyznał w oficjalnym piśmie, że powiedział do mnie, że "jestem jak dupa od srania" - tłumaczył Adam Domanasiewicz. Niestety, dokumenty dostał dopiero po kilku miesiącach (w lutym) i to za pośrednictwem swojego prawnika. Lekarz zapewnia też, że dokumentację prowadził zgodnie z przepisami, bo gdyby popełnił błąd,"obcięto by" mu pensję, a tak się nie stało.


Po konferencji zorganizowanej przez dyrekcję pozostał niesmak. - Trzej ordynatorzy: pediatrii, anestezjologii i ginekologii, którzy wypowiadali się na mój temat nawet nie stali ze mną przy jednym stole operacyjnym. Na konferencję nie wpuszczono za to szefowej Solidarności. Nie znalazła się na przygotowanej przez dyrektora liście. Pamiętajmy, że na sali, na której urządzono konferencję było zaledwie 12 osób. Jak to się ma do kilkuset pracowników szpitala? -  pyta lekarz i dodaje, że został zwolniony z pracy, ponieważ sprzeciwiał się planowi restrukturyzacji szpitala.



Zabiegało o niego 5 szpitali


Lekarz nie szukał pracy długo. Co więcej, to praca pukała do jego drzwi. Jak mówił, otrzymał propozycje z 5 różnych szpitali. Zdecydował, że będzie współpracował z Akademickim Szpitalem Klinicznym z Wrocławia (przy ul. Borowskiej). Nie zamierzał natomiast zmieniać miejsca zamieszkania, nadal chciał być trzebniczaninem.


Zaledwie 4 dni  minęło od podjęcia nowej pracy,  znowu było o nim głośno, ponieważ dokonał pierwszej replantacji. Inni lekarze chcieli amputować palce mężczyźnie, któremu dłoń uszkodziła petarda, on zdecydował się powalczyć. I udało się. Niedawno był bohaterem programu "Uwaga" emitowanym na TVN-ie. W programie prezentowano jego pracę i pasje. Dziennikarze próbowali także pokazać jakim jest człowiekiem.


Jak mówił w programie, pacjentowi, który jechał rowerem i zderzył się z łosiem, aby uruchomić choć część ręki, zrobił "transfer mięśnia piersiowego większego w miejsce bicepsa", dzięki czemu postała żywa proteza. Brzmi bardzo skomplikowanie. Nawet nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie jak musiała przebiegać ta operacja.



Dokonał niemożliwego?


Miesiąc temu, wspólnie ze swoim zespołem z USK przeszczepił dłoń panu Piotrowi, który urodził się bez dłoni. Specjaliści z całego świata nie odważyli się na przeprowadzenie takiej operacji, bo uważali, że nawet jeśli przeszczep się przyjmie, a ręka będzie ciepła, to i tak pacjent nie będzie miał sprawności w dłoni. - Kiedy wybudziliśmy pacjenta poruszyłem jego palcami, żeby wysłać z jego mięśni, które nigdy nie zginęły palców, sygnał do mózgu. Powiedziałem mu "Piotrek, zegnij palce" i on je zgiął - mówił w "Uwadze". Do operacji przygotowywano się od dawna. Najpierw pan Piotr usłyszał w październiku w telewizji apel o zgłaszanie się pacjentów chętnych do takiej nowatorskiej operacji, potem przyjechał do szpitala, wykonano mu badania. Po miesiącu okazało się, że jest dla niego dawca. Operacja trwała 13 godzin. W efekty operacji nie mogli uwierzyć inni lekarze specjaliści z całego świata. W jednym z wywiadów prasowych tłumaczył, że obawiano się, że w mózgu zabraknie odpowiedniego oprogramowania, czyli ośrodka decyzyjnego, który pozwoli pacjentowi "sterować" ręką. Tak się jednak nie stało.


W tym samym wywiadzie odniósł się do tego, że jedna z gazet napisała, iż dokonał niemożliwego. Jak powiedział, to nie jest tak, bo niemożliwego nie da się dokonać.


Lekarz został nominowany w plebiscycie radia RMF Classic MocArty na człowieka roku 2016.



A miał walczyć o ochronę środowiska...


Dziennikarze "Uwagi" dotarli do ojca doktora, który, jak się okazuje, również jest lekarzem (podobnie jak jego mama). Jego ojciec - Adam Domanasiewicz - mówił, że syn miał szalone pomysły - kiedyś wystrzygł sobie głowę zostawiając tylko irokeza. - Wiele razy próbowałem go temperować, ale bezskutecznie - mówił ojciec. Chciał w życiu robić coś ważnego, planował wynaleźć bakterie, które "zjadałyby" plastikowe odpady. Po dwóch latach studiów poszedł w ślady rodziców - zdecydował się na medycynę, którą ukończył z wyróżnieniem.



Człowiek o wielu pasjach


Trzebniczanie doskonale znają Adama Domanasiewicza z zamiłowania do tradycji rycerskich. Wiele razu pojawiał się odziany w zbroję, na koniu, podczas uroczystości patriotycznych. Przed laty, jako trzebnicki lekarz wyjechał do Sierra Leone, gdzie pomagał ludziom okaleczonym podczas wojny, a także z wrodzonymi wadami.


- Myślę, że gdybym nie był chirurgiem, zostałbym himalaistą, ekstremalnym nurkiem lub speleologiem, bo te pasje, które mnie pociągają związane są z adrenaliną - powiedział w "Uwadze".



Ludzie poczytują mnie za wariata


W wywiadzie lekarz przyznał wprost, że ludzie "poczytują go za wariata na pograniczu psychopaty", zresztą ktoś już mu to powiedział. Domanasiewicz. W programie znalazła się scena, kiedy lekarz denerwuje się, że "jego koledzy po fachu" odesłali pacjentkę, bo tłumaczyli, że nie mają odpowiedniego sprzętu, choć powinni wykonać zabieg łatwo dostępnymi narzędziami.


- Jestem człowiekiem, który rzadko idzie na kompromisy. Jetem wiele gotów poświęcić, żeby kogoś wyleczyć. Niektórzy nazywali mnie do serialowego doktora Housem, bo tak byłem skoncentrowany na rozwiązaniu problemu, że rzeczy poboczne mniej mnie interesowały. Ale nie chciałbym być postrzegany jak dr House, a jak ktoś ciepły. Tylko, że nie zawsze się da - powiedział i dodał, że bardziej pasowałoby do niego dr Frankenstein.



Sentyment do Trzebnicy


Czy takie operacje można byłoby przeprowadzać w Trzebnicy? - Tego już się nigdy nie dowiemy. Ciąg działań ówczesnej dyrekcji z nominacji burmistrza Długozimy spowodował lawinę skutków. Czy trzebnicki szpital będzie taki jak kiedyś? Trudno mi powiedzieć, bo skład zespołu chirurgii jest coraz mniejszy i wcale nie chodzi tylko o moją osobę. Myślę, że Trzebnica była dobrym szpitalem, żeby przodować w chirurgii ręki. Była dobra kadra, personel średni był do tego dobrze przygotowany, był sprzęt, stworzono całą infrastrukturę. Z tego co słyszę, to szpital spuścił z tonu, jest mniej ofensywny, ordynator jest po wypadku i w tej chwili nie pracuje tam nikt, kto posiadałby specjalizację z chirurgii ręki. Pomijam już fakt, że SOR nie ma specjalisty medycyny ratunkowej. Nie wiem jakby się potoczyła historia, gdybym nadal tam pracował - mówi i dodaje, że z Trzebnicy pozbyto się go z infamią, a wzięło w tym udział wielu pracowników szpitala: - Na szczęście nie wszyscy. Mam tam nadal wielu przyjaciół, o czym może świadczyć chociażby to, że zostałem zaproszony na Wigilię.


W trzebnickim szpitalu dr Domanasiewicz był lekarzem od wszystkiego: pracował na SOR-ze, jako chirurg ogólny, jako specjalista medycyny ratunkowej, jako chirurg ręki, obsługiwał komorę hiperbaryczną. Do września 2014 roku był ordynatorem SOR-u (był pierwszym ordynatorem SOR-u, który stworzył w 2005 roku). Jego następca, dr Jonek zwolnił się po miesiącu od odejścia Domanasiewicza. - Na kilku etatach pracowałem za jedną pensję, ale to nie było najważniejsze. Faktycznie teraz mogę zogniskować swoją pracę na chirurgii ręki - przyznaje chirurg i dodaje:


- Mimo tego, że niektórzy moi koledzy z pracy tak mnie żegnali, ja życzę im wszystkiego dobrego. Tym bardziej, że jest to mój szpital rejonowy. Myślę, że ci, którzy na mój temat wypowiadali różne oceny, teraz muszą je zweryfikować. Mówiono, że wcale nie jestem takim dobrym chirurgiem, że liczy się praca zespołowa, to poszedłem do szpitala, gdzie nie było zespołu, stworzyłem go i udało się nam bardzo dużo. W ciągu roku z zespołem składającym się głównie z rezydentów przeprowadziliśmy 10 replantacji, wykonaliśmy przeszczepy mikrochirurgiczne (przeszczepiono duże fragmenty płatów ciała z naczyniami krwionośnymi, na przykład z nogi pobrano kość, mięsień i skórę i wszczepiono je w rękę - przyp. red.), robiliśmy transfery palców z nogi do ręki, czyli wszystko to czym Trzebnica mogłaby się poszczycić. Na pewno nie mam satysfakcji kiedy słyszę, że trzebnicki szpital nie jest w dobrej sytuacji, zwłaszcza finansowej - podkreśla lekarz.[/loggedin]

Aplikacja nowagazeta.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo NowaGazeta.pl




Reklama
Wróć do