Urodził się 23 kwietnia 1927 roku w Wilnie, gdzie spędził wczesne lata dziecięce i młodość. Gdy był młodym, nastoletnim chłopakiem, wstąpił w szeregi Armii Krajowej Okręgu Wileńskiego. Został aresztowany i kilka miesięcy spędził w więzieniu. - Miał 18 lat, gdy do jego domu przyszło NKWD; szukali jego brata, który zdążył wcześniej uciec. Zabrali mojego męża i jego ojca. Z opowiadań wiem co przeszedł. Siedział wraz z dwudziestoma schwytanymi więźniami w niewielkiej, ciemnej celi. Gdy wrócił do domu, całe ciało miał poranione od ugryzień wszy. Musiał ogolić włosy do skóry; długo przechodził rekonwalescencję.Udało mu się wyjść dzięki pomocy ojca, który przed wojną studiował w Petersburgu i mówił piękną ruszczyzną. To on, podczas przesłuchań poprosił, by mógł podzielić się porcją chleba ze swoim synem; do środka udało mu się włożyć niewielką karteczkę, na której napisał, co mój mąż ma mówić podczas przesłuchań. Gdy ich zeznania się zgadzały, wówczas NKWD wypuściło na wolność mojego męża i jego ojca.
Będąc w partyzantce, kilka miesięcy spędził w lesie. Kiedy był schyłek wojny i wiadomo było, że oddział, w którym służy nie ma szans na wygraną, dowódca podczas zbiórki powiedział, że jeśli ktoś chce odejść, to może to zrobić. Wskazał przy tym na mojego męża i powiedział, że on jest młody, więc zwalnia go do domu. Mąż na początku wahał się, chciał iść jeszcze do lasu, ale posłuchał jednak rozkazu. Wszyscy partyzanci z tego oddziału później zginęli. W 1945 roku, pierwszym transportem przyjechał do Polski i odnalazł brata, który mieszkał w Jeleniej Górze – wspomina żona pana Czesława, Halina Bahryn-Kamińska.
Po przyjeździe do kraju, zamieszkał wraz z rodziną w Trzebnicy.
Spotkanie
Po raz pierwszy pani Halina spotkała swojego przyszłego męża, gdy oboje...mieli po 4 lata. Ich rodzice w tym samym czasie przebywali na wycieczce w Zaleszczykach. Pani Halina wspomina, że w jednym z rodzinnych albumów fotograficznych znajduje się ich wspólne zdjęcie z tych dziecięcych zabaw. Następnym razem spotkali się znacznie później, po wojnie, już w Trzebnicy. Jednak to spotkanie nie przerodziło się w nic poważnego.
Rodzina pani Haliny także pochodzi z Wilna. Po przyjeździe do Polski początkowo zamieszkali we Wrocławiu, gdzie pani Halina ukończyła kurs pedagogiczny. Dzięki znajomości koleżanki, udało jej się znaleźć pracę w Szkole Powszechnej (dziś Gimnazjum nr 1) w Trzebnicy, gdzie zamieszkała wraz z przyjaciółką.
- Pamiętam, że gdy szłam do pracy, to drogę kilkakrotnie zajeżdżał mi rowerem taki młody chłopaczek. Zwróciłam na niego uwagę, bo był przystojny, ale nie miał śmiałości, żeby podejść do mnie. Potem z moją mamą odwiedziłam rodzinę państwa Kamińskich, która także osiadła w Trzebnicy. W salonie zobaczyłam zdjęcie chłopaka i natychmiast skojarzyłam, że to ten sam, który zajeżdżał mi drogę rowerem! Do spotkania wtedy nie doszło, bo mojego przyszłego męża nie było w domu. Poznaliśmy się dopiero we Wrocławiu. Kiedyś mój mąż, jeszcze wtedy student, wynajmował od nas pokój. Wtedy spodobaliśmy się sobie, zaczęliśmy się spotykać, chodziliśmy ze sobą trzy lata – wspomina pani Halina.
Pobrali się 23 września 1950 roku w Trzebnicy. Ślubu młodej parze udzielał ks. dziekan Wawrzyniec Bochenek i ksiądz Grzegorz Czech, którzy potem zostali zaproszeni na wesele: - Pamiętam, że o północy księża poszli już do domu, ale przed wyjściem ks. dziekan powiedział, że następnego dnia o godzinie 9 zostanie odprawiona Msza święta w naszej intencji; pomyślałam sobie wtedy: "Tak wcześnie, przecież się nie wyśpię!" - wspomina pani Halina z uśmiechem.
Szanowaliśmy się
Pani Halina i jej mąż Czesław, byli małżeństwem przez 64 lata. - Nasze życie było dosyć burzliwe, męża stale przenosili, ja miałam nakaz pracy w Szkole Podstawowej w Urazie. Potem zaczęliśmy się budować w tym domu, gdzie mieszkam obecnie. Bywało różnie, jak to w małżeństwie. Wyrzekaliśmy się wielu rzeczy, ale wtedy ze względu na zamknięte granice i tak nie można było nigdzie pojechać. Cieszyliśmy się z tego, co mieliśmy. Zajęliśmy się pracą i domem, wychowaliśmy trzech synów, potem oboje zaangażowaliśmy się w działalność społeczną – wspomina pani Halina.
Społecznik
Czesław Bahryn-Kamiński pracował jako kierownik Sekcji Eksploatacji Działu Mechanizacji w Zarządzie Okręgowym PGR we Wrocławiu; był mechanikiem w Bazie Transportowej Państwowej Centrali Drzewnej "Paged" w Trzebnicy, właścicielem warsztatu ślusarskiego w Trzebnicy; przez kilka lat pełnił funkcję kierownika ekipy remontowo-budowlanej w Zakładzie Produkcji Powiatowego Zarządu Gminnych Spółdzielni Sulisławice, był również pracownikiem PGR Kombinat Trzebnica.
Dla wielu osób Czesław Bahryn-Kamiński pozostanie także oddanym społecznikiem. To on był przecież inicjatorem i organizatorem trzebnickich struktur "Solidarności". Od maja 1989 do 1991 roku był przewodniczącym KO "S" w Trzebnicy. Był działaczem partyjnym, w latach 1990-2001 należał do Porozumienia Centrum, a w 1997 – 2001 Ruchu Społecznego Akcji Wyborczej "Solidarność". Przez kilkanaście lat pełnił funkcję kuratora i ławnika w Sądzie Rejonowym w Trzebnicy.
- Mąż zawsze potrafił wczuć się w różne sytuacje: czy danego człowieka, czy ogółu społeczeństwa. Nigdy nie odmawiał, jeśli ktoś przychodził do niego po pomoc. Jeśli była taka potrzeba, to nawet potrafił wyjąć z kieszeni pieniądze i dać potrzebującym. Dlatego ludzie go zawsze wybierali, wiedzieli, że na niego mogą liczyć. Kiedy tworzyła się "Solidarność", to zadaniem mojego męża było nawiązywanie kontaktów z Wrocławiem. Pamiętam, jak wszyscy zbierali się u nas, w salonie; drukowali ulotki, pisali plakaty; drzwi się wtedy nie zamykały, a ja tylko nastawiałam czajnik na herbatę – wspomina pani Halina.
Od 10 lat śp. Czesław Bahryn-Kamiński zmagał się z ciężką chorobą. Zmarł w domu, w objęciach żony i synów: - Cichutko przy nas zasnął.
Aplikacja nowagazeta.pl
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Komentarze opinie